[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Maski dodawały wieczorowi pikantnej elegancji, ponieważ gościeprzybyli w strojach balowych.Chłopcy wyglądali przystojnie wefrakach, dziewczęta prześlicznie w balowych sukniach, a maskinadawały im wszystkim szelmowski wygląd.Bliss poprawiła ozdobioną piórami i klejnotami maseczkę, któratrochę ograniczyła jej pole widzenia.Zauważyła Schuyler.To dobrze.Bliss przesłała jej wiadomość, nie informując o tym Mimi.Dopuścił mroczny, gwałtowny kawałek Bauhaus: Buming fromthe inside.Do Bliss podszedł chłopak w białym fraku, z twarzą ukrytą zabiałą maską smutnego Pierrota.Wskazał taneczny parkiet.Bliss skinęła głową i poszła za nim.Wyciągnął ręce, a onawsunęła się w jego ramiona.- A więc przeżyłaś.- Wyszeptał prosto do jej ucha, tak że mogłaczuć jego delikatny oddech.- Słucham?- Umarłbym ze zgryzoty, gdybyś utonęła.- Zachichotał.- Ty.Położył palec na wargach - na wargach maski Pierrota.- Tęskniłam za tobą.- Wyznała Bliss.Dylan.To musiał być on.Znowu ją odnalazł.Niegłupio wymyślił - przyjść na bal maskowy,gdzie jego obecność nie wywoła zamieszania.97- To nie było aż tak długo.- Powiedział szczerze.- Wiem, ale martwiłam się.- Nie martw się.Wszystko będzie dobrze.- Jesteś pewien?- Tak.Bliss tańczyła z radością.Powrócił! Powrócił, żeby być z nią.Była wniebowzięta.Piosenka się skończyła.Pierrot skłonił się nisko.- Dziękuję.- Czekaj! - zawołała, Bliss, ale zniknął już w tłumie.Rozglądającsię, dostrzegła kilku chłopaków w podobnych frakach, lecz żaden znich nie miał maski z twarzą smutnego klowna i pojedynczą łząlśniącą na policzku.Przygnębiona Schuyler krążyła od sali do sali.Powinna byłamimo wszystko zadzwonić do Olivera, choćby po to, żeby mieć jakieśtowarzystwo.Przyjęcie nie sprawiało wrażenia tak ekskluzywnego jakBal Czterystu.Zauważyła trochę ludzkich kolegów i koleżanek zeszkoły, rozglądających się nerwowo, niepewnych, jak zostanąpowitani.Mogła bez trudu odróżnić ludzi od wampirów: te ostatnielśniły w ciemności, rozpoznając się dzięki darowi zwanemuUwninata.Głęboko w cieniu, za kolumnami, kilka par korzystało z osłonyciemności, aby dobierać się do siebie - co w przypadku wampirzychnastolatków miało konkretne znaczenie.Do uszu Schuyler dobiegałystłumione dzwięki świadczące o tym, że wampiry czerpią życiodajnąmoc od swoich familiantów.Pulsująca krew i siła życiowaprzechodziły od jednej istoty do drugiej.Lśnienie wampirówpogłębiało się, a ich rysy stawały się bardziej wyostrzone, podczasgdy ludzie wyglądali na wycieńczonych i apatycznych.Schuyler wiedziała, że pewnego dnia również ona będzie musiałaobdarzyć familianta świętym pocałunkiem.Myśl o nieuchronnymjednocześnie przerażała ją i ekscytowała.98Zwięty pocałunek to nie była zabawa.Budował poważną więzmiędzy wampirem a człowiekiem, szanowaną przezbłękitnokrwistych.Familiantom należało się uczucie i opieka wzamian za to, czego dostarczali.Elegancką atmosferę Balu Czterystu zastąpiła bardziej hałaśliwa igwałtowna zabawa.Część gości tańczyła ciasno przytulona przymocnych dzwiękach muzyki house, puszczanej przez DJ- a.Klimatrobił się mocno ryzykowny, dziewczęta tańczył ze sobą nawzajem iprowokująco ocierały się biodrami o swoich partnerów.Tłumspoconych nastolatków kołysał się w ekstatycznym transie, ten i ówpokrzykiwał, że zamierza dziś nawalić się do nieprzytomności.(Większość była już kompletnie wstawiona - krwią.) Schuylertrzymała się na uboczu.Nie pasowała do tego tłumu.Nie miała tuprzyjaciół.Westchnęła.Wenecka maska zasłaniała dokładnie jej twarz.Miała ochotę pozbyć się przebrania - skóra swędziała ją z gorąca.Jakiś chłopak wszedł za nią do sali.To zabawne, pomyślałaSchuyler.Można rozpoznać wszystkie dziewczyny po sukniach, alechłopcy naprawdę są zamaskowani, ponieważ wszyscy wyglądająidentycznie we frakach.Tak jak ten, w czarnej jedwabnej masce, którazasłaniała oczy, nos i włosy, upodabniając go do zawadiackiegomiejskiego rzezimieszka.- Nie lubisz imprez? - Zapytał, zauważając, że siedzi sama nazrujnowanej kamiennej ławce.- Nie cierpię.- Roześmiała się Schuyler.- Ja też.- Nigdy nie wiem, co powinnam powiedzieć albo zrobić.- No, tym razem chyba chodzi o to, żeby tańczyć.I pić.Różnerzeczy.Czyli był wampirem.Schuyler zastanawiała się, kim jest idlaczego chce mu się z nią rozmawiać.- Bez wątpienia.- Zgodziła się.- Ale ty postanowiłaś nie wybierać.99- Już taka ze mnie buntowniczka.- Powiedziała sarkastycznie.- Nie sądzę.- Nie?- Jesteś tutaj, nie? Mogłaś wybrać siedzenie w domu.Miał rację.Nie musiało jej tu być.Przyszła z tego samegopowodu, dla którego postanowiła wybrać się na bal.%7łeby mieć okazjęznowu zobaczyć Jacka Force'a.Musiała spojrzeć prawdzie w oczy: zakażdym razem, kiedy go widziała, coś wewnątrz niej ożywało.- Szczerze mówiąc, przyszłam spotkać się z jednym gościem.-Przyznała.- Jakim gościem? - Zapytał prowokująco.- Nieważne.- Czemu?- Bo nie.Skomplikowane.- Schuyler wzruszyła ramionami.- No, daj spokój.- Kiedy jest.On.nie jest zainteresowany.- Powiedziała, myśląco łączącej Jacka i Mimi więzi.Cokolwiek do niego czuła, było bezznaczenia.Dał jej to jasno do zrozumienia podczas pogrzebu jejbabki.Miał obowiązki wobec swojej rodziny.Nie mogła pozbyć sięsprzed oczu widoku tych dwojga, trzymających się za ręce.Azroel iAbbadon.Elektryczne napięcie między nimi było niemal widoczne.Cała sala balowa wibrowała od ekscytacji, kiedy zostaliprzedstawieni.Najpotężniejsza para wampirów.Wreszcie do naspowrócili.Kim była ona, Schuyler Van Alen, nawet nie wampirczystej krwi, żeby stawać między nimi?- Skąd wiesz, że nie jest zainteresowany? - Spytał poważniej.- Wiem i już.- Możesz mieć niespodziankę.- Schuyler uświadomiła sobie, żechłopak stoi tuż koło niej.Jego oczy, ukryte za maską.Mogładostrzec cień zieleni.Jej serce na moment zamarło.Chłopak przysunął się bliżej.- To czekam na niespodziankę.- Szepnęła Schuyler.100W odpowiedzi chłopak łagodnie uniósł jej maskę, odsłaniającusta, a potem pochylił się, sięgając do jej warg.Schuyler zamknęła oczy.Jedynym chłopakiem, jakiego dotądcałowała, był Jack Force.Teraz rozpoznała, że ogarnia ją podobneuczucie - ale jednocześnie inne.Bardziej naglące.Bardziejniecierpliwe.Wchłaniała jego oddech, czuła jego język w ustach,splatający się z jej językiem, zupełnie jakby chciał ją pożreć.Miałapoczucie, że mogłaby się z nim całować przez całą wieczność.A potem wszystko się skończyło.Otwarła oczy, maska przekrzywiła się na jej twarzy.Co się stało?Gdzie on zniknął?- Hej!Schuyler odwróciła się.W holu stała Mimi Force, której głowęzdobił olśniewający pióropusz indiańskiej księżniczki.Jej maska";składała się z fachowo nałożonego makijażu i farby do twarzy.- Widziałaś mojego brata? - Mimi początkowo była poirytowanaobecnością nieproszonych gości na imprezie, ale ostatecznie złożyła topo prostu na karb swojej niesamowitej popularności.Dlatego nieruszyło jej już spotkanie z także niezaproszoną Schuyler.Zanim Schuyler zdążyła odpowiedzieć, Jack Forcezmaterializował się u boku siostry.Nosił podobny pióropusz, miałmaskę w tym samym stylu, co Mimi.- Tu jestem.- Powiedział pogodnie.- O, cześć, Schuyler.Jak byłow Wenecji?- Zwietnie.- Odparła Schuyler, starając się zachować spokój.- To super
[ Pobierz całość w formacie PDF ]