[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I strach ten schlebiał Pawłowii Janowi.Weszli do następnego pokoju i przywitali się z pozostałymi członkami komisji.Potemzasiedli za stołem pokrytym czerwonym suknem.- No to wpuszczajcie! - powiedział Wieńka, przewodniczący.Otworzyli drzwi.Pierwsza zjawiła się ciocia Grusza, preserka.- Ciociu Gruszo, a ty czego? - zdziwił się Wieńka.- My tu będziemy robić czystkęaparatu, a ty co? Do aparatu się załapałaś, czy jak?Wszyscy wybuchnęli śmiechem.- Gdzie tam! - nie speszyła się ciocia Grusza.- Córka mi rośnie, trza by jej załatwićprzedszkole, no nie?- Dobrze, ciociu Gruszo! - krzyknął Paweł.- Napisz podanie, załatwimy przedszkole!Wszystko córce załatwimy! A teraz nie przeszkadzaj, będziemy czyścić inteligencję!I sięgnął po karafkę, żeby nalać sobie wody, ale karafka była pusta.Poprosił więc sąsiada o drugą karafkę z tamtego końca stołu.Podali mu ją - pusta.- Pić! - poprosił.- Pić!- Zaraz - powiedziała doktor Ganhart.- Zaraz pan dostanie wody.Rusanow otworzył oczy.Siedziała na łóżku obok niego.- W szafce mam kompot - odezwał się słabym głosem.Trzęsło go, łamało w kościach,głowa pękała od ciężkich uderzeń bólu.- No to napijemy się kompotu - powiedziała Ganhart z uśmiechem.Sama otworzyłaszafkę, wyjęła słoik i kubek.Zza okien sączył się blask wieczornego słońca.Paweł Nikołajewicz zerknął ukradkiem, jak Ganhart nalewa kompot.%7łeby tylkoczegoś nie dosypała.Kwaskowaty kompot był rozkosznie smaczny.Paweł Nikołajewicz nie podnosząc sięwypił z rąk lekarki cały kubek.- Dziś zle się czułem - poskarżył się.- Zniósł pan zastrzyk bardzo dobrze - zaprotestowała Ganhart.- Po prostuzwiększyliśmy dawkę.Nowe podejrzenie tknęło Pawła Nikołajewicza.- I będziecie zwiększać za każdym razem?- Ależ nie, teraz dawki , będą takie same.Przyzwyczai się pan.- A Sąd Najwyższy.? - zaczął i urwał.Sam już nie wiedział, co jest majakiem, co rzeczywistością.Rozdział siedemnastyWiera Korniljewna niepokoiła się, jak Rusanow zniesie pełną dawkę, w ciągu dniazaglądała do niego kilka razy i nawet została po dyżurze.Nie musiałaby tak częstoprzychodzić, gdyby zgodnie z grafikiem dyżurowała Olimpiada Władysławowna, aleOlimpiadę Władysławownę mimo interwencji wezwano na kurs skarbników związkowych izastępował ją Turgun, na którym nie można było polegać.Rusanow zniósł zastrzyk ciężko, ale w granicach normy.Natychmiast po chemiidostał środek nasenny; usnął; spał jednak zle, rzucał się niespokojnie, dygotał, jęczał.Zakażdym razem Wiera Korniljewna obserwowała go uważnie i badała puls.Podkurczał irozprostowywał nogi.Twarz miał czerwoną i mokrą od potu.Bez okularów, z głową na szpitalnej poduszcestracił cały swój władczy wygląd.Rzadkie białe włoski żałośnie przyklejały się do ciemienia.Zaglądając kilkakrotnie do Rusanowa Wiera Korniljewna załatwiała przy okazji i innesprawy.Wypisano Poddujewa, który pełnił funkcję starosty sali: choć było to czysto fikcyjnestanowisko, należało wybrać nowego.Spojrzała więc na najbliższe łóżko i oznajmiła:- Kostogłotow.Od dziś będzie pan starostą sali.Kostogłotow leżał ubrany na kocu i czytał gazetę (Ganhart zaglądała tu już drugi raz, aon wciąż czytał).W obawie przed jakimś jego kolejnym wyskokiem złagodziła te słowaporozumiewawczym uśmiechem, że to tylko ot tak, na niby.Kostogłotow uniósł znad gazetyrozbawioną twarz i nie wiedząc, jak najlepiej okazać lekarce szacunek, podkurczył swojedługachne nogi.Uśmiechnął się życzliwie i powiedział:- Wiero Korniljewno! Chce mi pani wyrządzić okrutną krzywdę moralną.Człowiek na takim stanowisku popełnia błędy, a czasem władza uderza mu do głowy.Dlatego też po wieloletnim namyśle przysiągłem sobie, że nigdy więcej nie będę zajmowaćstanowisk kierowniczych.- A zajmował pan? Wysokie? - podchwyciła jego żartobliwy ton.- Naturalnie.Byłem nawet pomocnikiem dowódcy plutonu.A praktycznie dowódcą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]