[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chłopiec westchnął cicho, ponieważ nadal próbowałzachować pozory znudzenia, kiedy oba przysiadły na gałęzi, złożyły skrzydłai spojrzały na nich z góry jak złociści bogowie. Powierzysz mi swój aparat, Tom? Och, pewnie.Chciałbym zrobić kilka zdjęć Taylorowi z sokołem.Z.Roibeardem? Ja zrobię.Taylor, odwróć się do nich plecami i spojrzyj przez leweramię. Chociaż Roibeard i tak by przyleciał, Connor położył na rękawicychłopca kawałek kurczaka. Obrzydlistwo.62RLT Nie dla sokoła.Connor przygotował aparat. Unieś ramię, tak samo jak przedtem.Trzymaj nieruchomo. Wszystko jedno mruknął Taylor, ale posłuchał.Wtedy sokół, wcielenie gracji, spłynął na dół z rozłożonymi skrzydłamii błyszczącymi oczami.Wylądował na rękawicy.Połknął kurczaka i czekał, wpatrując się w oczy Taylora.Znając dobrze takie chwile, Connor uwiecznił zdumienie i czystą radośćna twarzy chłopca. Rany! Rany! Tato, widziałeś to? Tak.On nie. Tom spojrzał pytająco na Connora. Ten dziób. Nie masz się czego obawiać, daję słowo.Nie ruszaj się jeszcze przezchwilę, Taylor.Connor zrobił jeszcze jedno zdjęcie, które zapewne stanie nadkominkiem lub na biurku w Ameryce; chłopiec i sokół patrzyli sobie w oczy. Teraz ty, Tom.Powtórzył cały proces i zrobił jeszcze kilka zdjęć, słuchając pełnychzachwytów komentarzy swoich gości. Tak naprawdę to jeszcze nic nie widzieliście powiedział.Chodzmy głębiej w las.To nigdy mu się nie nudziło, nigdy nie powszedniało.Lot sokołów,które wzbijały się i pikowały wśród drzew, zawsze na nowo go zachwycał, adzisiaj jeszcze bardziej, dzięki ogromnej ekscytacji obu gości.Wilgotne powietrze, nasiąknięte wodą niczym gąbka, pojedynczepromienie słońca, przeświecające przez gałęzie drzew, powiew nadchodzącejjesieni to wszystko składało się, zdaniem Connora, na idealny dzień do spa-ceru z sokołami po lesie.63RLT Czy mogę jeszcze raz wejść do środka? Taylor podszedł do bramy zRoibeardem na ramieniu. Chciałbym znowu je zobaczyć.Są naprawdęfajne, zwłaszcza Roibeard. Oczywiście, że możesz.Ucieszą się z towarzystwa. Powtórzymy to przed wyjazdem obiecał synowi Tom. Wolałbym przyjść tutaj, niż jezdzić na koniu. Założę się, że też będziesz się doskonale bawił. Connor wprowadził ich z powrotem do szkółki. Przyjemnie jestjechać konno po lesie, wtedy ma się zupełnie inną perspektywę.A w stadniniejest kilku świetnych przewodników. A ty jezdzisz? zapytał Tom. Tak, chociaż nie tak często, jak bym chciał.Najlepiej, oczywiście,jezdzi się konno z sokołem. O kurczę! Mógłbym spróbować? Tego nie było w ulotce, Taylor. To prawda przyznał Connor, delikatnie przenosząc Roibearda nagałąz. Nie mamy tego w codziennym menu, że tak powiem.Taylor, jeślichcesz, możesz iść, popatrzeć na sokoły, a ja porozmawiam z twoim tatą. Dobra. Chłopiec przez chwilę patrzył na Roibearda oczami pełnymimiłości. Dzięki.Dzięki, Connor.To było super. Bardzo proszę. Gdy Taylor wybiegł, Connor zwrócił się doWilliama. Nie chciałem mówić tego przy chłopcu, ale mógłbymzorganizować dla niego przejażdżkę z sokołem.Musiałbym sprawdzić, czyMeara mogłaby być waszą przewodniczką, ona jest też sokolnikiem.Gdy-byście rzecz jasna byli zainteresowani. Od miesięcy nie widziałem mojego syna tak podekscytowanegoczymkolwiek innym poza grami komputerowymi lub muzyką.Byłoby64RLTwspaniale, gdyby udało się to zorganizować. Daj mi minutę, zobaczę, co da się zrobić.Tom wyszedł, a Connor oparł się biodrem o biurko i wyjął telefon. Ach, Meara, skarbie, mam wyjątkową prośbę.Wspaniale było dawać ludziom niezapomniane chwile i Connor zrobił,co w jego mocy, także dla ostatniego klienta tego dnia.Jednak żadne emocjenie dosięgły stopnia zachwytu Taylora i jego taty.Pomiędzy spacerami zabrał sokoły wędrowne w tym również Apolla poza las, na otwartą przestrzeń, gdzie mogły ćwiczyć i polować.Patrzył naich lot z podziwem, który nigdy nie słabł, i czuł podniecenie pikujących wkierunku zdobyczy ptaków.Connor jak sokoły wędrowne był stworzeniem towarzyskim i lubiłspacery z klientami, ale to te chwile samotności tylko on, ptaki i powietrze były jego ulubionymi w ciągu całego dnia.Apollo pochwycił w locie wronę.Można je karmić, pomyślał Connor,siadając na niskim murku z torebką chipsów i jabłkiem, można je szkolić i onie dbać, ale są drapieżnikami i by pozostać sobą, musiały polować.Siedział tak, rozkoszując się wilgotnym popołudniem, i obserwowałptaki, które wzbijały się w powietrze, opadały i polowały.Ani śladu mgły, pomyślał.Jeszcze nie teraz.I już nigdy, jeśli on i jegoprzyjaciele znajdą sposób, by pokonać ciemność.I gdzie ty teraz jesteś, Cabhanie?, rozmyślał.Na pewno nie tu i nie teraz,odpowiedział sam sobie, patrząc na soczyście zielone wzgórza.W powietrzunie czuł nic, poza obietnicą deszczu, który nadejdzie, przeminie i znowuwróci.Obserwował, jak Apollo wzbija się w niebo, teraz już tylko dlaprzyjemności, i czuł, jak jemu samemu serce rośnie.I wiedział, że choćby dla65RLTtej jednej chwili stawi czoła ciemności i ją pokona.Wstał i zawołał wszystkie ptaki po imieniu.Po skończonej pracy obszedł jeszcze raz woliery, sprawdził, co było dosprawdzenia, po czym schował rękawicę do tylnej kieszeni i zamknął za sobąbramę.Wolnym krokiem ruszył w kierunku stadniny.Najpierw poczuł obecność Roibearda, więc włożył rękawicę, a gdywyciągnął ramię, poczuł, że zbliża się Meara.Sokół zatoczył koło i wylądował na jego ręce. Podobała ci się wycieczka? Nie ulega wątpliwości, że zapewniłeśchłopcu dzień, którego nigdy nie zapomni. Poczekał, aż Meara wyłoni się zza zakrętu.Stawiała długie, pewne kroki mężczyzna nie mógł nie podziwiaćkobiety z długimi nogami, która poruszała się z taką pewnością siebie.Connor posłał jej szeroki uśmiech. A oto ona.I jak ten chłopak sobie poradził? Zakochał się do szaleństwa najpierw w Roibeardzie, a potem w Pyrze,na której jezdził.Musiałam zatrzymać się na chwilę i przewiezć jego siostrę,inaczej mielibyśmy pokaz przemocy domowej.Jej też bardzo się podobało,ale nie tak jak chłopcu.Za jej przejażdżkę nie wezmiemy pieniędzy. Nie, nie wezmiemy. Connor wziął ją za rękę i pocałował lekko wpalce, po czym puścił. Dzięki. Podziękujesz mi jeszcze raz, kiedy się dowiesz, że ojciec dał mistówkę ekstra. Stówkę? Ekstra? Właśnie tak i ponieważ uznał, że jestem uczciwa, poprosił mnie, bympołowę dała tobie.Oczywiście powiedziałam mu, że nie trzeba, ale nalegał.66RLTOczywiście nie chciałam być nieuprzejma, więc przyjęłam pieniądze. Oczywiście zgodził się Connor i pogroził jej palcem.Meara wyjęła banknoty z kieszeni, odliczyła połowę. No dobrze, to co powinniśmy zrobić z tym niespodziewanymprzypływem gotówki? Co powiesz na piwo? Powiem, że od czasu do czasu miewasz dobre pomysły.Powinniśmyzaprosić pozostałych? zapytała. Możemy.Wyślij SMS do Branny, a ja do Boyle a.Zobaczymy, czyktoś będzie miał ochotę się zabawić.Wyjście z domu dobrze zrobi Brannie. Wiem.Dlaczego ty do niej nie napiszesz? Aatwiej odmówić bratu niż przyjaciółce. Spojrzał Roibeardowi woczy i szedł przez chwilę w milczeniu, dopóki sokół nie wzniósł się i nieodleciał.Meara razem z Connorem odprowadziła ptaka wzrokiem. A on dokąd? Do domu.Chcę, żeby był blisko, więc poleci do domu i będzie namnie czekał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]