[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedydziękowała ciotce za cenny upominek, miała wrażenie, że to mówi ktoinny.A gdy wreszcie usiadła na swym zwykłym miejscu, nie miałapojęcia, jak się tam dostała.Póznym wieczorem stała przy częstokole gwiżdżąc i nawołując psa.Tora zbliżyła się do niej.Księżyc nie świecił tej nocy, czarny przestwór usiany był gwiazdami.Obie kobiety otuliły się szczelnie w płaszcze, dreptały po miękkim śniegui rozmawiały o wilkach, które w ostatnich tygodniach rozzuchwaliłysię niezwykle.Od czasu do czasu Inguna gwizdała i przyzywałaniespokojnym głosem:  Tota, Tota, Toota, do nogi!  Ciemność była taka,że nie widziały wzajemnie swych twarzy.Nagle Tora spytała cicho, leczjakby z lękiem. Inguno& nie jesteś chyba chora? Zdrowa nie jestem  odparła Inguna, głos jej brzmiał pewnie ispokojnie. Wierz mi, choć Aasa była pod koniec chuda i wycieńczona,był to jednak wysiłek podnosić ją i pielęgnować przez tyle miesięcy.Po nocach też nie miałam spokoju.Ale teraz wrócę wkrótce do sił. Siostro, czy nic innego ci nie dolega?  spytała znów Tora. Nie, nie wydaje mi się. Latem byłaś różowa i biała, taka gibka i smukła jak za młodu szepnęła Tora.Ingunie udało się odpowiedzieć ze smutnym uśmiechem: Kiedyś przecie musi być widać po mnie, że blisko mi do trzydziestki.Patrz na twoje duże dzieci, Toro.Pamiętaj, że jestem o trzy półroczastarsza od ciebie.Z mroku między opłotkami wypadł w tej chwili czarny, sapiącykłębek.Pies skoczył na Ingunę z taką siłą, że o mało nie powalił jej wśnieg i lizał ją radośnie po twarzy.Chwyciła go za pysk i przednie łapy; broniąc się, ze śmiechemprzemawiała pieszczotliwie. Tota, Tota moja, jakie szczęście, że i tej nocy nie pożarły cię wilki.Siostry życzyły sobie dobrej nocy i każda poszła do swej komory.Inguna jednak leżała bezsennie w mroku i usiłowała opanować nowątrwogę, że Tora powzięła podejrzenie.Naszła ją pokusa: gdyby takzwierzyć siostrze swą biedę i prosić ją o pomoc? Albo ciotce Magnhildzie Inguna wspominała jej szczególną łaskawość tego wieczoru i poczułachęć, by ulec słabości i poddać się.Dalla  o niej również myślała, ilekroćzdawało jej się, że nie może już dłużej znosić straszliwej, ukrytej męki.Może by tak zwrócić się do Dalii?Z dławiącą dech obawą śledziła siostrę, dopóki Tora przebywała naBerg, ale nie mogła niczego dostrzec.Tora ani jednym mrugnięciem, anijedną miną czy słowem nie zdradziła, że przeczuwa, jak stoją sprawystarszej siostry.Potem odjechała, a Inguna została sama z ciotką iczeladzią. Liczyła tygodnie: minęło już trzydzieści, pozostało jej jeszcze dziesięć.Musi przez ten czas wytrzymać& Dziewięć tygodni& Osiem tygodni&Ale z jakim zamiarem się nosiła, do czego zmierzała przedzierając sięjakby przez ciemności pełne widmowego strachu, z głuchym bólemw całym ciele i jedną jedyną myślą w głowie: by nikt nie podejrzewałnieszczęścia, jakie ją spotkało  tego nie ujawniła dotąd jasno nawet wewłasnym sercu.Kres, który widziała przed sobą, ilekroć o tym myślała, wypełniałstrach podobny śmiertelnej drętwocie.Miała wrażenie, że to jest koniecdrogi i że musi tam dojść, usiłowała jednak iść ostatni kawałek zzamkniętymi oczami.Nawet szukając pocieszenia w myśli, że zaczniekrzyczeć o pomoc, że pomówi z kimś, zanim będzie za pózno  nawet iwtedy nie myślała o tym nigdy naprawdę.Musiała iść samotnie do tegokońca, jaki widziała przed sobą:O tej porze póznej wiosny zbocza dolin były niemal zawsze wolneod śniegu.Nikt nie zobaczy śladu jej kroków& Wielki gaj brzozowy napółnoc od dworu ciągnął się od skał służących za wędzarnię aż do jezioraw dole.W tym miejscu zwężał się i tworzył jar między kilkoma stromymikrzesanicami  tam jej nikt nie dojrzy ani nie posłyszy, żywa dusza nieprzechodzi tamtędy.Lód nie taje tak wcześnie na zatoce& Górą, napołudniowym stoku piętrzą się potężne zwały kamieni odrzuconychniegdyś z pól.W tym miejscu ludzie z Berg zwykli zrzucać w dół zdechłekonie i wszelką padlinę. 6Pewnego przedpołudnia pod koniec zimy na kilka dni przed świętemZwiastowania Inguna poszła na górę do spichrza, gdzie jeszcze od czasówpani Aasy przechowywała swoje rzeczy.Siedziała zziębnięta, na nogachmiała kosmate buty, na suknię narzuciła wielki kożuch barani; w domubyło znacznie chłodniej niż na dworze.Przed otwartym okienkiem kapałybez przerwy z dachu długie krople, lśniące na tle błękitnego, czystegonieba, powietrze parowało i drgało nad białymi dachami.Inguna zdjęłaokiennicę, by zaczerpnąć świeżego powietrza; oddychała teraz z trudem imiała uczucie, że ciężki, ołowiany kaptur uciska jej mózg, że krew w szyii uszach szumi i tętni, a przed oczyma migają czerwone i czarne płatki.Schroniła się tutaj w obawie, że ktoś może podejść i zagadnąć ją, a mówićnie miała siły.Sprawiało jej zresztą ulgę siedzieć tak samotnie i skulić się.Potem wydawało jej się, że wiedziała na pewno, co nastąpi, zaledwieposłyszała tętent koni w górze, przy częstokole [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •