[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kątemoka dostrzegł, że w pokoju jest ciemno.Nikogo nie byłow domu.Zła i dobra wiadomość jednocześnie.GdybyStrażniczka przebywała w środku, przynajmniejwiedziałby, gdzie jest, a tak mogła być wszędzie.Nawetprzy Lyssie.Aidan wyciągnął klucz z kieszeni, wsunął go wzamek i przekręcił.Mechanizm zaskoczył z kliknięciem.Otworzył drzwi na oścież i pstryknął włącznik światła naścianie.Lampa na stole pomiędzy dwoma łóżkamizapaliła się, oświetlając pomieszczenie.Na jeden materacwyrzucono zawartość całej walizki, drugi był idealniezaścielony.Tuż obok łóżek wisiało lustro, dalej byłyumywalka i drzwi do łazienki.Pokój był pusty.Aidan wszedł do środka i zamknął drzwi za sobą, poczym kopnął w zwisające z boku łóżka poły prześcieradła.Czubek buta uderzył w sklejkę, tańszą wersję metalowychram.Nikt nie mógł schować się pod tymi łóżkami.Ruszyłw stronę łazienki, upewniając się, czy nie ma tam jakiejśzasadzki, aż wreszcie zajął się tym, co go naprawdęinteresowało rzeczami rozsypanymi na materacu komunikatorem, zestawem map i noży, i chipem zdanymi, niestety bez czytnika.Aidan odłożył wszystko namiejsce i wsunął rękę do sakwy.Natknął się na cośtwardego i zimnego.Poczuł, jak pulsuje mu tętno.Wyciągnął dłoń.Taza.W środku znajdował się twardy przedmiototulony grubą szmatą.Aidan ostrożnie rozwinął materiał,jego oczom ukazał się metal pokryty skorupązaschniętego brudu.Potarł palcami powierzchnię, naktórej pojawiły się kunsztowne, drobniuteńkie zapiski.Nie miał pojęcia, czym były, i nie mógł nawet tegosprawdzić, przynajmniej przed dokładnymwyczyszczeniem artefaktu.Aidan jednak wiedział, żetrzyma coś bardzo ważnego.Zawinął przedmiot zpowrotem w szmatkę i wsunął do kieszeni, po czymwrócił do oględzin taza.Wyglądała dokładnie jak na szkicach, na które sięnatknął w zapiskach Starszych.Srebrny metal, noszącyznamiona całych stuleci, powyginany i z pustymimiejscami po klejnotach, które niegdyś zdobiły jegokrawędz.Jakim celom służył? Tego Aidan jeszcze nieodkrył.Ale należał do niego.Miał go w rękach.Ustawygięły mu się w uśmiechu zwycięstwa, jakie odczuwał.Był bliżej prawdy.Prawdy, która, miał nadzieję, uwolniLyssę.Szybki przegląd szuflad i szafy nie ujawnił jużniczego szczególnego.Trochę ciuchów i nabijanejćwiekami biżuterii, którą wcześniej miała na sobieStrażniczka.Niestety, nigdzie nie było czytnika dochipów.Gówniane szczęście, ale lepszy wróbel wgarści&Przełożył długie ucho od torby przez ramię i odwróciłsię w stronę drzwi dokładnie w momencie, w którym ktośwłożył klucz do zamka.Aidan zamarł na sekundę,odnotowując jednocześnie w myślach, że zapalił światło,co doskonale było widać na zewnątrz.Upuścił torbę iprzykucnął w oczekiwaniu.Drzwi otworzyły się w eksplozji ruchu i dzwięku.Przeciwniczka rzuciła się na niego tak szybko, że widaćbyło tylko mignięcie rudych włosów i trzepoczącą czarnąspódnicę.Przerażająco głośny i wysoki wrzask rozdarłpowietrze.Zaskoczyło go to, ale jednocześnie uwolniłodrzemiące w nim instynkty.Aidan wyskoczył nanapastniczkę.Dwa ciała zderzyły się w powietrzu i obojestracili równowagę.Silne uderzenie wydarło z niegopomruk bólu, a z niej krzyk przypominający wściekłość.Upadli na podłogę w kłębowisku nóg i rąk.Biła goraz za razem, a on nie pozostawał jej dłużny, starając sięusilnie zapomnieć o jej płci.Poza tym to ona gozaatakowała.Przetoczyła go na plecy, unosząc się na jednej dłoni,by drugą wyprowadzić potężny cios.To właśnie wtedyprzez ułamek sekundy widział jej twarz.Było todosłownie mgnienie, ale wystarczyło, by znieruchomiał wszoku.Oszołomiony, nie uniknął uderzenia, przyjmująccałą jego siłę.Fala bólu wyrwała go z przerażenia.Oparł stopy naziemi i wypchnął biodra w górę, przerzucając kobietę nadgłową.Przeturlał się na brzuch i skoczył na jej wijące sięciało, przyjmując nawałnicę ciosów bez jęknięcia.Wygiąłsię w pałąk i uderzył potężnie prosto w skroń.Po takimciosie wielki facet straciłby przytomność.Rudzielecwyszczerzył tylko zęby i zasyczał jak dzikie zwierzę. Co, do kur& ? warknął Aidan, walcząc zszamocącą się Strażniczką.Wpadli na stojącą obok komodę, która sięprzewróciła.Ruda rozorała pazurami skórę jegoodsłoniętych przedramion i rozszarpała koszulę.Nigdy, wciągu stuleci swojego długiego życia, Aidan nie brałudziału w takim starciu.Ta kobieta była opętana, niemiała zamiaru ustąpić i na dodatek czerpała skądś moc,która pozwalała jej na dalszą walkę.Nie miał wyboru.Aidan z determinacją wywalczył odpowiedniąpozycję.Objął głowę kobiety, po czym ją wykręcił, jakbyodkręcał kapsel w butelce piwa.Chciał złamać karknapastniczce.Normalnie zajęłoby mu to chwilę, ale rudabyła niewiarygodnie silna i wyrywała się jak dzika bestia.Rozpalona do białości igła bólu przeszyła mu nogę, co zkolei dało mu zastrzyk adrenaliny niezbędny dodokończenia dzieła.Odgłos pękającego kręgosłupaponiósł się echem po pokoju.A potem zległa ciszaprzerywana jedynie jego urywanym, zmęczonymoddechem.Aidan spojrzał na bezwładne ciało leżące w jegoramionach, wciąż zadziwiony oczami Strażniczki.Byłycałkowicie czarne, bez zrenic czy białek.Wrażenie teżrobiły ostre jak brzytwa zęby wypełniające usta.Czymkolwiek była, z pewnością nie należała doMistrzów Miecza.Tego był absolutnie pewien.Podniósł się i od razu upadł na jedno kolano,przeklinając głośno.Spojrzał na nogę, z której wystawałwbity sztylet, co wyjaśniało ukłucie bólu, które poczułwcześniej. Kurwa mać!Wyrwał ostrze z uda, oderwał kawałek czarnej,wełnianej spódnicy, która rudej już się raczej nie przyda, iobwiązał ranę prowizorycznym opatrunkiem.Do świtu sięzagoi.Wolał jednak nie ryzykować i nie wykrwawić siępo drodze. Cholera. Zerknął na zwłoki na podłodze. Jak, dokurwy nędzy, mam cię stąd wyciągnąć z rozwaloną nogą?Nie mógł jej tutaj zostawić.Wprawdzie nie byłaczłowiekiem, ale on nie chciał być powiązany zmorderstwem.Znowu zmusił się do wstania.Oparł się całymciężarem ciała na telewizorze i czekał, aż pokój przestaniewirować.Dyszał jak po jakimś cholernym maratonie, aponieważ powoli się uspokajał, był świadom wieluzadrapań i siniaków, które mu dokuczały.No i nogabardzo go bolała.Sięgnął po sakwę, po czym przerzucił niechcianynadbagaż przez ramię i wyszedł z pokoju.Minął już kilka par drzwi, gdy grupa wyeleganconychmężczyzn wyszła zza rogu, zaczepiając go
[ Pobierz całość w formacie PDF ]