[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludwik miał doskonałegowierzchowca i pędził tuż za psami, toteż gdy dopadły dzika na bagnistym gruncie, tylko królbył w pobliżu.Ludwik dał w tym spotkaniu dowód odwagi i zręczności doświadczonegomyśliwego.Nie myśląc o niebezpieczeństwie, zbliżył się do rozjuszonego zwierza,walczącego zapamiętale z psami, i zadał mu cios oszczepem.Ale ponieważ koń nie chciał sięzbliżyć dostatecznie do dzika, cios nie był tak silny, aby zwierza zabić lub unieszkodliwić.%7ładne usiłowania nie mogły skłonić konia do ponownego natarcia, wtedy król zeskoczył naziemię i zbliżył się do dzika, mając w ręku kordelas krótki, szeroki i ostro zakończony,jakiego używano w takich okolicznościach.Dzik porzucił psy, aby zaatakować myśliwego;król wówczas stanął silnie na nogach, starając się zadać cios kordelasem w gardło lub łopatkędzika.Atakujący zwierz swoim ciężarem powinien się sam był nadziać na kordelas, ponieważjednak grunt był wilgotny, noga myśliwego pośliznęła się w chwili, kiedy chciał zadać tentrudny i niebezpieczny cios.Ostrze kordelasa nie przebiło pancerza z najeżonej szczeciny iLudwik jak długi upadł na ziemię.Była to szczęśliwa okoliczność dla niego, bo dzik wrozpędzie ominął go, lekko tylko rozdarłszy kaftan myśliwego zamiast rozpruć mu ciało.Potym gwałtownym natarciu, dzik odwrócił się i z powrotem natarł na króla w chwili, gdy tenpodnosił się z ziemi.%7łycie Ludwika było w wielkim niebezpieczeństwie.W tym momencieKwintyn Durward, który pozostał w tyle jadąc na mniej rączym wierzchowcu, pojawił się namiejscu walki, doskoczył szybko i przebił dzika oszczepem.Król, który już zdążył powstać, przybiegł na pomoc i poderżnął gardło dzikowi.Zanimjednak przemówił do młodego giermka, zmierzył starannie zabitego zwierza, otarł pot z czołai krew z rąk, zdjął czapkę myśliwską i, powiesiwszy ją na krzaku, odmówił modlitwy doołowianych wizerunków świętych; wtedy dopiero, patrząc na Durwarda, rzekł doń: A więc to ty, mój młody Szkocie! Niezle się zapowiadasz jako myśliwy, a imć Piotrwinien ci równie dobre śniadanie jak to, które spożyłeś w gospodzie Pod Kwiatem Lilii.Czemu milczysz? W przeciwieństwie do innych straciłeś na dworze całą swoją butę i ogień.Sprytny, jak każdy rodowity Szkot, Durward rozumiał, że nie powinien nadużywaćpoufałości z panem.W gładkich słowach rzekł, że jeśli się ośmieli przemówić to w tym celu,aby się wytłumaczyć z tej prostackiej śmiałości, z jaką się odnosił do Jego KrólewskiejMości, gdy nie wiedział, z kim ma do czynienia. Dobrze, mój przyjacielu rzekł król przebaczam ci zuchwałość dla twojej odwagii jasności sądu.Podziwiałem, jak bliski byłeś odgadnięcia, czym się zajmuje mój kum Tristan.Mówiono mi, że chciał cię uraczyć ucztą, którą znakomicie umie przyrządzać.Radzę ci strzecsię go.Bransolety, które sprzedaje, są zbyt twarde, a naszyjniki za ciasne.Pomóż mi wsiąśćna konia.Podobasz mi się i będę pamiętał o tobie.Nie licz na nikogo, nawet na twojego wujai lorda Crawforda, lecz możesz rachować na mnie.i nie opowiadaj nikomu o przysłudze,którą mi oddałeś.Ten, który się chwali, że uratował króla, powinien wiedzieć, iż taka sławamusi mu wystarczyć za nagrodę.Król, skończywszy mówić, zadął w róg i za chwilę ukazał się Dunois wraz z kilkomaosobami ze świty królewskiej.Ludwik przyjmował bez cienia zakłopotania powinszowania zpowodu zabicia tak wielkiego dzika.Dał rozkaz hrabiemu Dunois, by odesłano zwierzynęzakonnikom świętego Marcina dla urozmaicenia w czasie świąt ich postnego pożywienia,polecając się jednocześnie ich modlitwom. Kto widział Jego Eminencję? spytał Ludwik. Zbyt mało okazano grzeczności iposzanowania dla kardynała, zostawiając go bez wierzchowca w lesie.Kwintyn, widząc, że wszyscy milczą, odezwał się: Miłościwy Panie, widziałem, jak Jego Eminencja wyjeżdżał z lasu na koniu, któregomu pożyczono. Bóg radzi o swej czeladzi rzekł król. W drogę do zamku, panowie.Aowy nadziś skończone.Panie giermku dodał, zwracając się do Durwarda podnieś mój nóż,który mi się wysunął z pochwy podczas rozprawy z dzikiem.Dunois, jedz naprzód, podążęzaraz za tobą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]