[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bruno i ja też cię kochamy.- Wiem.Ja również was kocham.Ale teraz powinniśmy się pospieszyć.Włóż buciki, a jatymczasem skończę śniadanie.Rozpromieniony malec pobiegł pędem do domu.Susan dopiła zimną już kawę.Właśniemiała sobie nalać świeżej, kiedy na taras wyszła Vanna Ruspaoli.- Dobrze pani spała, Susan? -- Tak, dziękuję.Vanna usiadła obok niej.Wrzuciła do swojej filiżanki kostkę cukru i bawiła się srebrnąłyżeczką, patrząc spod oka na dziewczynę.- Nie musi mi pani odpowiadać - odezwała się po pewnym czasie.- Ale mam wrażenie, żewczoraj wieczorem zdarzyło się coś nieprzyjemnego.Tak też twierdzi mój mąż.Powiedział, żeMario był jakiś zmieszany i wcześnie się pożegnał.To dosyć dziwne.Susan zdenerwowała się.Myślała gorączkowo, jak by tu zmienić temat rozmowy.- Tak, ja.ja też zauważyłam, że był.niespokojny - wyjąkała.- Mario jest naszym dobrym przyjacielem - przerwała jej pani Ruspaoli.- Wiem - bąknęła Susan.- Ale czasem za dużo pije.I wtedy przestaje być sobą.Dziewczyna wierciła się na krześle.Zapanowała nieprzyjemna cisza.- Mam nadzieję, że nie zachował się wobec pani impertynencko.- W głosie Vanny słychaćbyło zatroskanie.Tego właśnie Susan obawiała się najbardziej - że będzie musiała wyjaśnić, co się tuwydarzyło, karnet, który miała w głowie, nie pozwolił jej powiedzieć całej prawdy.- Zaszło małe nieporozumienie.Tyle tylko zdołała z siebie wydusić. - Mario jest miłym człowiekiem.Ale kiedy wypije zbyt wiele, potrafi być nieprzyjemny.Niepozwolę, by ktokolwiek z naszych gości panią obrażał.Proszę mi wszystko opowiedzieć.Jest paniprzecież niemal członkiem naszej rodziny.Vanna Ruspaoli była dla niej jak matka.Susan uważała jednak, że sama musi uporać się z tąsprawą.Nie chciała, by jej chlebodawczyni czuła się w jakiś sposób odpowiedzialna za to, co sięstało.Nie mogła też oskarżać hrabiego przed jego najlepszymi przyjaciółmi.- Już jestem!Na taras wpadł Nicolo.Odetchnęła z ulgą, że przerwał tę przykrą rozmowę.- Zachowujesz się niegrzecznie - skarciła go.- Przepraszam, ale tak się cieszę, że jedziemy z Susan do miasta.Schował głowę w ramionach i zrobił smutną minkę.Większego poczucia winy nie dałoby sięodegrać.Musiały się roześmiać.- No, dobrze - powiedziała Susan.- Ruszamy.Jeszcze tylko szybko się uczeszę i umaluję.- A po co chcesz się smarować?- Nicolo! - zganiła go pani Vanna.- Uważam, że bez tego jesteś o wiele ładniejsza -wyjaśnił.Susan uśmiechnęła się.Urokowi tego malca nie sposób było się oprzeć.- Zaraz wrócę - obiecała, znikając w głębi domu.Lecz kiedy znalazła się w swojej sypialni, znowu dopadł ją zły nastrój.Wciąż prześladowałoją zdziwione spojrzenie Eryka.Podeszła do lustra i przestraszyła się na widok własnego odbicia.Wyglądała jak upiór.Muszę to Erykowi wytłumaczyć, pomyślała.Boże, zaczęła się modlić, nie pozwól, żebyposzedł do Lucinny!- Eryku - powtarzała zduszonym szeptem - daj mi okazję, żebym mogła ci wszystko wyjaśnić.To nie było tak, jak myślisz.To nieporozumienie.Jej szept przeszedł w cichy szloch.Długo przyglądała się sobie w lustrze.Pierwszy raz w życiu uświadomiła sobie, że jest ładna.Zawdzięczała to Erykowi.Dzięki niemu wiedziała, że może się podobać mężczyznom.Powie mu, że hrabia był natarczywy i objął ją wbrew jej woli.Eryk zrozumie i znów siępocałują.Kiedy znajdował się przy niej, czuła przecież, że kocha ją i podziwia.Na pewno niechodziło mu tylko o seks.Na myśl o tym zrobiło jej się lepiej.Uśmiechnęła się do swego odbicia ipomyślała, że Nicolo z pewnością się już niecierpliwi.Szybko więc przejechała szczotką po włosach, zastanawiając się, jaka ozdoba pasowałabynajlepiej do białej bluzki, którą miała na sobie.Może zielony jedwabny szal, podarowany jej kiedyś przez matkę? Podbiegła do komody i wyciągnęła go z szuflady.Trzymając w ręku miękkimateriał, przypomniała sobie, jak to znajomi mówili, że zielony kolor harmonizuje z jej cerą isprawia, że jej oczy zaczynają błyszczeć.Owinęła szal wokół szyi i stwierdziła, że jest naprawdę bardzo ładny.Usta pomalowałamocniej niż zwykle.Doszła do wniosku, że dzięki temu wyglada bardziej dorośle.Nagle roześmiała się, bo przed oczami stanął jej Nicolo, pytając:  Po co się smarujesz?".Rzuciła jeszcze ostatnie spojrzenie w lustro i zeszła na dół.Chłopca nie było na werandzie.- Nicolo! - zawołała głośno, wychodząc do ogrodu.Rozglądała się dookoła, aż zobaczyła, że malec stoi w drzwiach prowadzących na taras.Ubrany był inaczej niż przedtem.Zamiast dresu miał na sobie eleganckie spodenki, marynarkę imuszkę, stanął przed nią pełen dumy.- O rany, ależ jesteś wytworny - podziwiała go Susan.- Chciałem ci zrobić niespodziankę.Teraz na pewno będzie ci jeszcze bardziej przyjemnie, żeze mną jedziesz, nie?- No, jasne, w tym stroju wyglądasz jak dorosły pan.- Zauważyłaś, jaką mam muchę?- Wspaniała!Susan wzięła go za rękę.- Zwietnie ci w niej.Na werandę wyszła pani Ruspaoli.- I jak się pani podoba nasz mały elegant? Koniecznie chciał panią zaskoczyć.- Chodzmy już - nalegał Nicolo.Mieli zrobić sobie spacer po mieście i kupić dla kolegi chłopca prezent urodzinowy.Matkazaproponowała, żeby Nicolo zaprosił Susan na lody albo na lemoniadę.Malec był bardzo dumny,że traktuję się go jak dorosłego.- Umberto czeka już w samochodzie - powiedziała pani Vanna.- Gotowy? - spytała Susan.Skinął głową.- Mamo, nie dałaś mi pieniążków - powiedział.Wyjęła z kieszeni kilka banknotów.- Może powinna je wziąć Susan? Nicolo się skrzywił.- Mamusiu, obiecałaś przecież, że będę mógł sam płacić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •