[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez mgłę pamiętam, że odprowadziłem ją na dół i wezwa-231 łem dla niej taksówkę.Rankiem wspomnienia spotkania znieznajomą przemieszały się ze snem.Choćbym chciał, niepotrafiłbym odróżnić faktów od sennych majaków.Ostatnie śniadanie przed wyruszeniem na ulicę.Byłemsam, mierząc do celu i nie mając pojęcia, jak do niego trafić.Spakowałem do walizek swoje rzeczy, zostając w garniturze,który miałem na sobie w brytyjskiej ambasadzie.Po kilkudniach włóczęgi po ulicach będę wyglądał jak ktoś, ktostracił cały swój dobytek.Właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że zle podchodzę dotego zadania.Ephraim poddał mi sugestię, jak mam jewykonać i może z jego punktu widzenia był to dobrypomysł, ale nie dla mnie.Gdyby była to normalna operacjaMosadu, przedyskutowalibyśmy wszystkie opcje i po kilkugodzinach burzy mózgów znalezlibyśmy najlepsze wyjście zsytuacji.Nie zrobiliśmy tego, a ja nie czułem się na siłach,aby wejść w rolę człowieka, który stracił cały dobytek iwylądował na ulicy.Wiedziałem, że to nie zda egzaminu.Nie byłem aż tak dobrym aktorem.Wybrałem szybkie, bezpośrednie uderzenie w samo sercebestii.Włożyłem do kieszeni mój izraelski paszport i skiero-wałem się do metra.Wysiadłem przy centrum handlowym,jedną przecznicę od ambasady.Miałem zamiar napić się kawy,a potem wykonać decydujący ruch.Dwadzieścia minut pózniejwysiadłem z taksówki przed główną bramą jordańskiejambasady, mniej niż pięćdziesiąt metrów od ambasadyizraelskiej.Przy wejściu strażnik zapytał mnie, kim jestem i poco przyszedłem.Powiedziałem, że chcę rozmawiać z szefemochrony.Strażnik nalegał, abym podał powód mojej wizyty.- Muszę rozmawiać z kimś z ochrony - powtórzyłem,wyjmując paszport i pokazując go strażnikowi.Wyciągnął po niego rękę, ale cofnąłem dłoń.232 - Więcej pokażę tylko szefowi ochrony.Zawahał się, lecz w końcu podniósł słuchawkę telefonu iprzez kilka sekund mówił coś po arabsku.Potem zwrócił siędo mnie:- Jedną chwilę.Osoba, z którą chciał pan rozmawiać, jużidzie.Czy mógłby pan przejść przez bramkę?Wskazał na bramkę wykrywacza metali, taką, jakie możnaspotkać we wszystkich portach lotniczych.Stała niemalpośrodku hallu, przed czterema rzędami schodów prowadzą-cych na piętro.Po przejściu przez wykrywacz zostałemsprawdzony przez umundurowanego strażnika z ręcznymwykrywaczem.Do hallu wszedł szczupły, wysoki mężczyznaw ciemnoniebieskim garniturze.Zatrzymał się kilka krokówprzede mną.- Co możemy dla pana zrobić?Ponownie wyjąłem izraelski paszport i podałem mu.- Raczej ja mogę coś dla was zrobić.Otworzył paszport, przekartkował, zerknął na fotografię iprzeniósł wzrok na mnie.Na jego ustach zaigrał uśmiech, zpoczątku ostrożny, potem coraz szerszy.- Byłby pan łaskaw pójść ze mną?- Z przyjemnością.Przeszliśmy na górę, do spokojniejszej, biurowej częściambasady i weszliśmy do niewielkiego pokoju, w którymstało biurko i kilka krzeseł.Zasłony na oknie były zaciąg-nięte, ale pokój był dobrze oświetlony.Na ścianie za biurkiemwisiało duże zdjęcie, portret uśmiechniętego króla Husajna,ubranego w wojskowy mundur.Pomieszczenie tchnęło obcością.Nawet w ambasadzieZwiązku Radzieckiego czułem się bardziej jak u siebie.Wysoki dżentelmen, pełniący obowiązki gospodarza, usiadłza biurkiem, pod portretem króla, i wskazał mi krzesłonaprzeciw siebie.Był stanowczo zbyt elegancki jak na wystrójbiura, w którym mnie przyjął.233 - Może miałby pan ochotę napić się czegoś lub cośprzekąsić?Zaczynałem podejrzewać, że istnieje jakieś uniwersalneprawo dotyczące przesłuchań, które nakazuje rozpocząć odzaproponowania poczęstunku.- Poproszę kawę - odparłem.Przekazał prośbę strażnikowi, który eskortował nas napiętro [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •