[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie, nie, szeptała.To się nie może stać.Ona nie powie. Tym-czasem staruszka chwilę trzęsła głową, jak gdyby sobie coś przypominając, a po-tem dodała: Kto tam wie, może to i tamtem wrócił i zabił. To nie należy do rzeczy  rzekł przewodniczący. Niech pani mi lepiej po-wie, kto był tym narzeczonym, którego oskarżona rzuciła dla Dorna?Staruszka milczała.W sali panowała przejmująca cisza.Joasia słyszała tylkooszalałe bicie własnego serca.Zdawało jej się, że serce to rozkołysało się w jejpiersi jak dzwon, jak potężny dzwon, który za chwilę rozsadzi całe jej, ach, jakżesłabe i znużone ciało.Nie, nie, trzeba się trzymać.Gorzecka podniosła głowę i z zakłopotaniem spojrzała najpierw na sędziów,potem na prokuratora, potem na adwokata Zalewskiego.Wszyscy wpatrywali sięw nią ze skupieniem. Nie wiem. powiedziała wreszcie niechętnie  nie pamiętam jego nazwi-ska.to tyle lat.był studentem w Paryżu, kolega Joasi, zaręczyli się tam, w Mo-ranach nigdy nie bywał.Mówiła mi siostra Stypniewska, matka Joasi, że dopieropo ślubie z Dornem, córka powiedziała jej, że tamtego człowieka kochała i żenigdy go nie przestanie kochać, nawet będąc żoną Dorna.Stąd to wiem. Czy oskarżona korespondowała może z owym byłym narzeczonym? Tego nie wiem, może i korespondowała.Dostawała dużo listów.LRT  A z synem pani korespondowała?  spytał nagle prokurator Kordziewicz,unosząc się nieco na krześle.Ale odpowiedzi Gorzeckiej na to pytanie Joanna już nie dosłyszała.To wiel-kie, bijące w jej piersi serce, zawładnęło nią całkowicie, biło już w jej gardle, wpulsach, w skroniach, w głowie, w całym jej ciele, zalewało ją jakąś przemożnąciepłą falą.I nagle świat pociemniał jej w oczach.Sala sądowa, twarze, wpatrzo-ne w jej twarz, zawirowały jej jak w jakimś szatańskim pędzie coraz szybciej iszybciej.Głosy mówiące dolatywały już jak przez jakąś dziesiątą ścianę.Zsunęłasię w ciemność.W tej chwili ołówki i pióra dziennikarzy zanotowały szybko suche zdanie: Oskarżona Dornowa zemdlała.LRT 15Sąd uznał za stosowne zarządzenie wizji lokalnej w Moranach.Chodziło oustalenie miejsca w ogrodzie, w którym znajdował się pawilon strzelniczy, oto-czenia tego pawilonu, sposobu umieszczenia szklanych drzwi i tym podobneszczegóły.Oboje oskarżonych, Gorzecki i Dornowa mieli jechać wraz z całymskładem sądu na miejsce.Joanna, dowiedziawszy się o tej decyzji, doznała wstrząśnienia.W terazniej-szym stanie jej nerwów, kiedy jak tylko mogła, zamykała się w maskę obojętno-ści, każda zmiana była dla niej czymś wysoce niepożądanym.Bała się wzruszeńna widok miejsc, w których przeżyła tyle lat tak spokojnie, bała się owej podróżydo domu rodzinnego w towarzystwie obcych, wrogich jej ludzi.Toteż gdy owego ranka, wyznaczonego na drogę, dozorczyni przyszła do niej,by się ubierała, czyniła to niechętnie i jak gdyby ospale.Krótka droga w zamkniętej karetce na dworzec, potem szybkie przejście wśródzaciekawionych tłumów, zebranych przed wejściem na peron, i oto znalazła sięJoanna w przedziale kolejowym w towarzystwie dwu funkcjonariuszy policji.Przez uchylone drzwi widziała, jak przez korytarz przechodzi Gorzecki i znika wsąsiednim przedziale, potem widziała sędziego przewodniczącego z małym nese-serem w ręku, prokuratora Kordziewicza, który głośno i z rozdrażnieniem pytał: Więc gdzie mamy siadać? , wreszcie drzwi jej przedziału otworzyły się i wszedładwokat Zalewski.Przywitała go serdecznie.Od czasu gdy toczyła się sprawaprzyzwyczaiła się do jego zimnej, jak gdyby ironicznej twarzy, nauczyła się czy-tać w jego bladych oczach prawdziwe oddanie sprawie, a nade wszystko nabrałaLRT zaufania do jego wielkiego rozumu.Zalewski z niebywałym taktem odnosił się dooskarżonej.Nie uraził jej nigdy zbytecznym słowem, umiał zawsze w porę dodaćjej otuchy, był powściągliwy, ale gdy trzeba tego było, serdeczny.Przyzwyczaiłasię więc do tego, że jego widok wśród tylu obcych ludzi sprawiał jej ulgę i wra-żenie spotkania z kimś bliskim. No i jedziemy,  powiedział z uśmiechem Zalewski,  czy nie trzeba paniczego tu w przedziale? Przyniosłem pani trochę pism ilustrowanych, żeby się paniczas nie dłużył.Spojrzał przez okno i powiedział jeszcze: A pogodę mamy piękną, prawdziwie wiosenną.Dornowa również spojrzała przez okno i powiedziała z bladym uśmiechem,przez który przeglądały wstrzymywane łzy: Tak.W Moranach będzie dziś pięknie.Adwokat położył swą dłoń na jej ręce. Niech pani się tylko tym na miejscu nie denerwuje.Chodzi przecież tylko oustalenie pewnych szczegółów topograficznych, drogi, którą mógł umknąć zbrod-niarz.Da Bóg, że ta ekspertyza lokalna da nam dobre wyniki.Tylko głowa dogóry.Dornowa uśmiechnęła się znowu z wdzięcznością [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •