[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez dwa wieki, i już nawet dłużej, Damy i Kawalerowie Bractwa Rycerskiego z wolikróla zarządzali przeklętą przez Boga i ludzi prowincją; potomkowie tych, którzy kiedyśprzynieśli pogańskim ludom krzyż, mieli pokutować za grzechy swoich ojców.Ja sam, mojamatka, moje cztery siostry - wszyscy byliśmy spadkobiercami wstrętnych zbrodni.Przeklętnicy, nawiedzani w snach przez demony - nie chcieliśmy ich przebłagać aniobłaskawić.Aż nadszedł dzień kary: nieświadom straszliwego błędu poślubiłem kobietę, wktórej duszy zbiegły się wszystkie nici starej magii.Diamentowa kolia, będąca rodzinną jejpamiątką i relikwią, otwierała drzwi do świata wiecznego lodu i śniegu, przywoływała mróz,od któregopękały kamienie.Walcząc z niechcianym dziedzictwem pradawnej potęgi, Helenawyglądała mej pomocy.Ja zaś, pełen wstrętu i odrazy, przerażony, nie umiałem uczynić nic.Owszem, pogłę: biłem przepaść, dopuszczając się zdrady małżeńskiej, i to zdrady grzesznejpodwójnie - kazirodczej.Związek z młodszą moją siostrą zaowocował trzyletnim wygnaniem,na które musiałem się udać.Gdym wrócił, Valaquet stało w pożodze wojny domowej, wojnynajstraszliwszej, w której matka walczyła z pierworodną swą córką, nie potrafiąc dzielić z niąwładzy.Chciałem zapobiegać, ratować i nawracać, lecz daremnie.Intrygi i przemoc zebrałykrwawe żniwo, pogrążyły kraj w chaosie, z którego już nikt nie mógł go wydobyć.Jedna tylkoistota podała mi wtedy rękę, wzgardziwszy władzą, uchylając się od walki i rzezi, pragnącjedynie uczucia.Znieżne monstrum, lodowa bestia Valaquet - była zarazem kobietą.Odepchniętą i wzgardzoną, samotną, lecz wciąż i stale kochającą.Jakże bardzo zgrzeszyłemprzed laty, nie umiejąc tego docenić! To ja wyzwoliłem potwora.A potem było za pózno.Hrabina Se Rhame Sar mogła już tylko niszczyć.Wbrew swej wolii chęciom, wbrew staraniom, sprowadzała śmierć samym istnieniem, samymi spojrzeniami,oddechem, samym życiem.Byłem świadkiem niesłychanych cierpień, widywałemnieszczęśników, co straciwszy wszystkich swoich bliskich, sami przychodzili na próg megodomu, prosząc, by im także zabrać życie.Przeklinany przez obcych, opuszczony przez bliskich,przestałem w końcu wychodzić do ludzi.A wreszcie - do kogóż by? W moich dobrach krążyłyupiory żywiące się śniegiem, oddychające mrozem, z lodowatą wodą w żyłach zamiast krwi.Posiwiały w wieku lat dwudziestu sześciu, półobłąkany, ujrzałem jeszcze zagładę stolicyValaquet - wielkiego, tętniącego życiem miasta i wszystkich jego mieszkańców.Zamordowałem Helenę, bom rozumiał, że staję w obronie innych miast Valaquet; bom był zauczynki prawowitej mojej żony tak jak ona odpowiedzialny i bałem się dalej obciążać sumienie śmiercią tysięcy ludzi.Lecz osiągnąłem to tylko, żem do starych występków dołożył prawdziwą zbrodnię.Najohydniejszą ze wszystkich.To nie stara magia była przekleństwem tej prowincji.Przekleństwembyła moja rodzina i ja sam.Od pokoleń, bo przecie od chwili, gdy pierwszy zKawalerów Zwieckiego Zakonu Rycerskiego postawił swą stopę na tej ziemi, spotykały jąsame nieszczęścia.Zmierć hrabiny Se Rhame Sar, demona, którego sam obudziłem, nie mogłaodwołać klątwy.Wszelako nie było odwrotu.Nie umiejąc palnąć sobie w łeb z pistoletu, oddałem się pod rozkazy Wanesy księżnej SePotres, przeklętej mojej siostry, współwinnej rozpętania domowej wojny w Valaquet.Uczyniłem to, mając w sercu przygotowany spisek i zdradę, bo w istocie zaoferowałem sweusługi pani Dorocie Atheves, kobiecie napiętnowanej przez moją matkę haniebnym zarzutemzdrady.Atheves wspierała Wanesę - a nawet więcej, bo w istocie kierowała nią.Nie nosiła wżyłach naszej krwi, nie była spokrewniona z Rodziną.Wróciła z wygnania, gdy wybuchławojna w Valaquet, myśląc tylko o zemście za doznane krzywdy.Był to powód najzupełniejdostateczny - dla każdego, ale nie dla mnie.Znałem dobrze panią Atheves nie tylko z czasów,gdy była damą dworu i powiernicą wszystkich sekretów mojej matki.Widywałem ją takżepózniej.Przez trzy lata przebywałem na wygnaniu w Lazenne, a dokładnie w Loyniwe,rezydencji królewskiej.Pani Dorota Atheves zyskała tam ogromne wpływy i pozycję,zastępując królowi królową (domyślano się tego, a niektórzy wręcz o tym wiedzieli); miaławładzę równą władzy ministrów i doprawdy mogła co najwyżej dziękować DostojnejWeronice Teresie Se Alide Sar, mojej matce, za ów niebywały awans [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •