[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skromność, którą w istocie okazujemy,jest generalnie fałszywa - lub, ujmując rzecz łaskawiej, ironiczna.I w tym tkwi humor.I znów, nie mówimy o rzeczach jawnie śmiesznych, z którychprzyczyny klepiemy się po udach: humor angielskiej autoironii, jak humor niedomówienia,jest powściągliwy, często do tego stopnia, że niemal niedostrzegalny - a dla nieobeznanych zzasadami angielskiej skromności - praktycznie niezrozumiały.Aby wykazać, jak to działa, przytoczę dość ewidentny przykład.Mój narzeczony jestneurochirurgiem.Gdy się poznaliśmy, zapytałam, co go skłoniło do wyboru tej profesji.Odpowiedział:  W Oksfordzie studiowałem filozofię, nauki polityczne i ekonomię, alestwierdziłem, że sobie z nimi nie radzę, więc, hm, pomyślałem, że lepiej wezmę się do czegośłatwiejszego.Roześmiałam się, ale potem (czego na pewno oczekiwał) zaprotestowałam, bo przecież neurochirurgii nie sposób uznać za łatwy wybór.To dało mu kolejną szansę naautoironiczny komentarz. Ach, wcale nie trzeba do niej takiej mądrości; szczerze mówiąc,działamy właściwie trochę na chybił trafił.To po prostu hydraulika, naprawdę, hydraulikapod mikroskopem - z tym, że hydraulika jest trochę bardziej precyzyjna.Pózniej wydało się,a musiał wiedzieć, że się wyda, że nie tylko  radził sobie z intelektualnymi wymogamiOksfordu, ale zaczynał ze stypendium naukowym, a skończył z najwyższą oceną nadyplomie. Byłem wstrętnym kujonem - wyjaśnił.A więc, czy mówiąc to, był naprawdę skromny? Nie, ale też jego humorystycznychautoironicznych odpowiedzi nie można nazwać celową, wykalkulowaną  fałszywąskromnością.Po prostu przestrzegał zasad.%7łeby poradzić sobie z zażenowaniem własnymisukcesami i prestiżem, zrobił z nich umniejszający własną wartość żart, jak to u nas jest wzwyczaju.I o to chodzi, w jego taktownych kpinkach z siebie nie było nic nadzwyczajnegoczy niezwykłego: po prostu zachował się jak Anglik.Wszyscy to robimy, automatycznie, bezprzerwy.Nawet ci z nas, którzy nie mają tak imponujących osiągnięć czy kwalifikacji doukrycia.Ja sama mam szczęście - wiele osób nie wie, co robi antropolog, a ci, którzy wiedzą,z reguły uważają nas za najniższą formę życia naukowego, istnieje więc bardzo niewielkieryzyko, że ktoś uzna mnie za chwalipiętę, gdy pyta mnie, gdzie pracuję.Ale na wszelkiwypadek, gdyby ktoś podejrzewał mnie o bycie (lub roszczenie sobie pretensji do bycia) intelektualistką , zawsze szybko wyjaśniam tym, którzy nie znają terminu  antropolog , że to tylko wyszukane słówko na określenie kogoś, kto wściubia nos w sprawy innych , aludziom wykształconym, że to, co robię, to w gruncie rzeczy  tylko antropologia w stylupop , nie zaś bohaterska odmiana  terenowa z prawdziwego zdarzenia.Wśród Anglików system działa perfekcyjnie: wszyscy rozumieją, że typowaautoironia oznacza mniej więcej przeciwieństwo tego, co ktoś mówi, i są pod stosownymwrażeniem zarówno osiągnięć mówiącego, jak i jego niechęci do chełpienia się nimi.(Nawetw moim własnym przypadku, gdy moja wypowiedz z trudem może uchodzić za autoironię, bojest, niestety, zgodna z prawdą, ludzie często niesłusznie zakładają, że to, co robię, nie możebyć przecież tak głupie, jak brzmi).Problemy zaczynają się, gdy próbujemy grać w tę grę zludzmi spoza naszej własnej kultury, którzy nie rozumieją zasad, nie potrafią docenić ironii, iw związku z tym mają niefortunną tendencję do przyjmowania naszych autoironicznychdeklaracji za dobrą monetę.My coś tam mamroczemy skromnie na swój temat,niewtajemniczeni cudzoziemcy akceptują naszą rzekomo niską ocenę własnych osiągnięć ipozostają niewzruszeni.Nie możemy przecież wówczas zmienić frontu i powiedzieć:  Nie,zaczekaj, teraz powinieneś się uśmiechnąć domyślnie i sceptycznie, okazując, że zdajesz sobie sprawę, że żartuję, używam autoironii, że nie wierzysz w ani jedno słowo i jeszczebardziej podziwiasz moje osiągnięcia i moją skromność.Nie wiedzą, że taka jest przepisowaangielska reakcja na przepisową angielską autoironię.Nie wiedzą, że gramy w zawiłą grę,polegającą na blefowaniu.Mimowolnie zmuszają nas do wyłożenia kart, i cała zabawa godziw nas rykoszetem.I szczerze mówiąc, dobrze nam tak, bo po co się wygłupiamy.Humor i komediaPonieważ te dwa pojęcia często są mylone i łączone w jedno, warto zauważyć, żemówię tu wyraznie o zasadach angielskiego humoru, nie o angielskiej komedii.To znaczy,chodzi mi bardziej o nasze wykorzystanie humoru w życiu codziennym, zwykłychrozmowach, niż o humorystyczną powieść, wiersz, skecz, monolog satyryczny, komediowąsztukę, film czy dowcip rysunkowy.%7łeby zanalizować te ostatnie, trzeba byłoby napisaćosobną książkę - i musiałby to zrobić ktoś bardziej kompetentny niż ja.Nie udaję więc, że jestem ekspertem w tej materii, wydaje mi się jednak jasne, żeangielska komedia podlega wpływom i opiera się na naturze codziennego angielskiegohumoru, tak jak go tu opisałam, i na niektórych innych  zasadach angielskości ,zidentyfikowanych w innych rozdziałach, jak na przykład zasada skrępowania (większośćangielskich komedii obraca się zasadniczo wokół skrępowania) [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    ?>