[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wczuj się we wszechświat, w którym jesteś.Moc otacza i przenikakażdą żywą istotę i każdy przedmiot.Wszystko jest częścią czegoś innego.Luke bardzo uważał na to, co każe robić Gantorisowi.Pamiętał, że jeszcze nietak dawno sam był przez jakiś czas szkolony przez Obi-Wana Kenobiego.Pózniejo wiele więcej czasu jego nauce poświęcił Yoda.Luke przeszedł także zakończonefiaskiem szkolenie u Joruusa C baotha, a podczas pobytu u wskrzeszonegoImperatora zapoznał się z siłami ciemnej strony Mocy.Nie mógł także zapomnieć o fakcie, że nauki Obi-Wana przemieniły AnakinaSkywalkera w Dartha Vadera.Zastanawiał się, czy stworzenie następnegoVadera nie byłoby zbyt dużą ceną za wychowanie zastępu przyszłych Jedi.Pełnezłowróżbnych znaczeń sny Gantorisa o mężczyznie spowitym całunem mroku,który ukazywał mu siłę Mocy, a pózniej niszczył, sprawiały, że Jedi czuł niepokój.Kiedy wahadłowiec wyłonił się z nadprzestrzeni w pobliżu Bespina, Lukepomyślał, że Gantoris będzie przytłoczony widokiem nie znanego świata.Ascetyczny mężczyzna jednak zachowywał się jak małe dziecko i spoglądał przeziluminator na skłębione chmury gazów tworzących planetę, na której kiedyśLando Calrissian sprawował władzę w Mieście w Chmurach.Widok obracającej124 się gazowej kuli przypomniał Luke owi najstraszliwsze chwile jego życia.Czującból, jaki sprawiły te wspomnienia, zacisnął powieki.Gantoris, stojący w drzwiach do przedziału dla pasażerów, pochylił się kuniemu.- Czy stało się coś złego? - zapytał.- Wyczułem płynącą od ciebie falę bardzosilnych emocji.Luke zamrugał.- Udało ci się wyczuć coś takiego?Gantoris wzruszył ramionami.- Teraz, kiedy nauczyłeś mnie, jak czuć i słuchać, przyszło mi to bez większegotrudu.Czym się trapisz? Czy zagraża nam jakieś niebezpieczeństwo?Luke otworzył oczy i spojrzał na planetę.Przypomniał sobie, jak kiedyśschwytano na niej jego przyjaciela, Hana Solo, a potem zamrożono w brylekarbonitu, by odesłać do Jabby Hutta.Pomyślał o pojedynku, jaki stoczył zDarthem Vaderem na pomostach i platformach Miasta w Chmurach.W trakcietamtej walki stracił rękę.Pamiętał też najgorsze - głęboki głos Czarnego Lorda,oznajmiający mu przerażającą wieść:  Luke, ja jestem twoim ojcem!.Luke wzdrygnął się, ale odwrócił, żeby spojrzeć w oczy Gantorisa.- Mam wiele bolesnych wspomnień związanych z tym miejscem - odparł.Gantoris nie odezwał się ani słowem.O nic więcej też nie zapytał.W przestrzeni wokół Bespina krążyły górnicze konstrukcje -unoszące sięzautomatyzowane rafinerie i przetwórnie, wystające ponad pułap chmurogromne zbiorniki i instalacje, z pomocą których wychwytywano z obrzeżychmur cenne gazy.Pomimo silnego wiatru niemal się nie kołysały.Nie wszystkie ztych latających przedsięwzięć okazały się zyskowne.Szybujący w przestworzachgigantyczny kompleks górniczy Tibannopolis był teraz opuszczony jak wieleinnych napowietrznych konstrukcji, zamieszkanych chyba tylko przez duchy.Luke namierzył porzucone latające miasto na ekranie nawigacyjnymwahadłowca.Rdzewiejące urządzenia unosiły się nad chmurami, pociemniałymiprzed nadciągającą burzą.Było widać, że wskutek uszkodzenia jednego zrepulsorów cała konstrukcja odchyliła się od pionu.- Czy właśnie tam lecimy? - spytał Gantoris.Dach, ściany boczne i pomosty tworzące piętra Tibannopolis zostały przedlaty rozebrane przez poszukiwaczy skarbów czy zwykłych szabrowników, łasychna każdy kawałek metalu.Pozostał szkielet tego, co było kiedyś, pełenodstających na wszystkie strony płyt, powyginanych kolumn i wsporników,podtrzymujących tę gigantyczną konstrukcję.Pod spodem widoczne byłyogromne zbiorniki balastowe, teraz przedziurawione.Z miejsc spojeń belek idzwigarów sterczało mnóstwo anten i skrzydełek czujników meteorologicznych.- Musimy tam na kogoś zaczekać - odparł Luke.Osadził wahadłowiec na jednej z największych platform, która wyglądaładość solidnie i mogła utrzymać jego ciężar.Krzyżujące się belki wspornikówpokryto grubymi płytami, pomalowanymi łuszczącą się teraz farbą.W kilkumiejscach jednak krawędzie płyt wygięły się do góry i łączące je spoiny puściły.125 Luke wyszedł z wahadłowca.Po chwili to samo zrobił i Gantoris.Długieciemne włosy mężczyzny, nie zaplecione w tej chwili w warkocz, rozwiewały sięna wietrze wokół jego głowy niczym grzywa, ale przywódca kolonistów z Eol Shastał, dumnie wyprostowany, nie przejmując się, że wręczony mu przez Luke azapasowy kombinezon lotniczy jest używany.W ciemnych oczach mężczyznymalowało się podniecenie.W szkielecie konstrukcji Tibannopolis jęczał i zawodził wicher.Zardzewiałedzwigary skrzypiały i trzeszczały, ocierając się o siebie w miejscach złączeń.Wpowietrzu czuło się gorzką woń śladowych ilości cennych gazów ulatujących aż natę wysokość.W ziejących pustką miejscach, z których usunięto płyty, było widać gromadyczarnych stworzeń o trójkątnych łbach, gnieżdżących się na obnażonych belkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •