[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Było to jedno z dłuższych zadań, jakie wygłosił bez pytania, od kiedy go poznałam.Siedzieliśmy w mojej kuchni.Nie wiem czemu zawsze chcieli spotykać się tutaj, może naprzekór całemu złu, które wydarzyło się w tym domu.Pan Albert, Marcin, Adam i Celestyna.I rudy Hans z NRD, którego nadal nie miałam serca wyrzucić.Gdy wróciłam nad ranemwyczerpana do granic możliwości zajściami w rynku, nocnym pościgiem i wizytą w szpitaluu Kalinki, zszyłam łapę misia i wrzuciłam go do pralki.Zapragnęłam po tym wszystkimzrobić coś zwykłego: uprać brudne, zszyć rozdarte.Pan Albert, Marcin, Adam i Celestynapojawili się jedno po drugim na moim progu, nierealni w szarym blasku jak ektoplazma, któraprzybrała chwilowo kształt moich przyjaciół.Twarz Celestyny nosiła ślady łez, które przelałapod ziemią nad Andżeliką, i jej uśmiech nie odzyskał jeszcze pełni blasku, ale szalona fryzurabyła na swoim miejscu.Rudy irokez i sukienka w kolorze świeżych wiśni.Zamianakostiumów na szkolnym balu sprzed lat sprawiła, że to, co w nas było niepewne iniedopowiedziane, przeważyło szalę.Obie wtedy wyruszyłyśmy w drogę, bo do szkolnejszatni przybyła po nas karawana wielbłądów.Jak mówił Dawid, każdy ma taki moment, odktórego wszystko się zaczyna.%7łycie ma sens dopiero wtedy, gdy się go przypomni izrozumie.Celestyna przywiozła gorący chleb i patrzyłam, jak otwiera szuflady w poszukiwaniunoża, każdy jej ruch był jak taniec, postukiwały rytmicznie wysokie obcasy.WłaścicielKróliczej Nory nie odrywał wzroku od Celestyny.Oczywiście miał swoją wędkarskąkamizelkę, ale teraz, zamiast psiego gryzaka, z czegoś w rodzaju butonierki wystawała mudrewniana łyżka z przyklejonymi ziarnami maku, pod kamizelkę włożył białą, krzywo zapiętąkoszulę, a na szyi zawiązał krawat.Wyglądał jak człowiek, który stracił nadzieję i z dnarozpaczy, gdzie już miał położyć się i umrzeć, zobaczył, jak ktoś daje mu znak latarką iwyciąga rękę.Tym kimś była na pewno Celestyna.Na czole miał plaster z opatrunkiem, doktórego co chwilę sięgał ręką, jakby mu się przypominało coś, w co nie jest w stanieuwierzyć.Marcin smażył jajecznicę i chyba żadne z nas nie rozumiało do końca, jak po tymwszystkim, co widzieliśmy, nadal tak pięknie może pachnieć rozpuszczone masło, a mymożemy odczuwać głód.Kawałek ciała Marcina między paskiem spodni i szarą koszulkąwydał mi się tak piękny, że zapragnęłam go dotknać, smakować jak ciepły chleb.Jedliśmy w milczeniu, sprawdzając językiem, czy naprawdę przeżyliśmy irozpoznajemy smaki.Nawet pan Albert miał wilczy apetyt.Dopiero potem przyszła pora naopowieści o tym, co wydarzyło się poprzedniego dnia.Pan Albert popatrzył na nas, jakby starał się zapamiętać każdą twarz po kolei, poprawił pilotkę gestem, który znałam od zawsze,rozłożył świeże wydanie wałbrzyskiej gazety i zaczął czytać:Sensacja w naszym mieście! Reporterka kontra oszustAlicja Tabor, urodzona w naszym mieście znana reporterka, popisała się wczorajniezwykłą odwagą i bystrością umysłu.Wyprzedziwszy spodziewaną interwencję naszejpolicji, samodzielnie ruszyła w szaleńczy pościg za rannym Jerzym A.(ps.Aabędz, l.39).Samozwańczy prorok, który okazał się manipulatorem i bezwzględnym oszustem,rozpaczliwie starał się umknąć nieustraszonej reporterce, która z wnikliwością detektywarozszyfrowała jego niecne zamiary.Nie zważając na grożące jej śmiertelneniebezpieczeństwo, nocną porę i niesprzyjające warunki atmosferyczne, Alicja Tabor ścigałaJerzego A.od wałbrzyskiego rynku aż pod Zamek Książ.Tym razem płeć słabsza okazała sięsilniejsza i po dramatycznej piętnastokilometrowej gonitwie serce oszusta nie wytrzymało.Zzawałem został przewieziony do miejscowego szpitala, gdzie na straży jego pożałowaniagodnej egzystencji czuwają nasi lekarze.Jerzy A.jest podejrzany o przywłaszczenie ponadsześciuset czterdziestu pięciu tysięcy złotych, które bezwzględnie wyłudził od ufnychmieszkańców miasta.Chwytając się wszelkich sposobów, skłonił grupę swoich poplecznikówdo bezczeszczenia miejsc pochówku, by zdobyte w ten sposób kości sprzedawać jakorelikwie.Ponadto, obiecując mieszkańcom naszego miasta figurę Matki Boskiej Bolesnej zwidzenia Jana Kołka, o którym wielokroć pisaliśmy na naszych łamach, wydarte z wdowichportfeli fundusze wydał na zakup luksusowych towarów i samochodu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •