[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem, niczym łowca pereł dzień po dniu nurkując w fale ksiąg,stopniowo wyłowiłem, przy życzliwej pomocy Glocka, niemal całą bibliotekę,przy czym Glock namawiał mnie, bym nie gardził nawet dziełami wymierzonymiprzeciw magii, jak na przykład bezsensowną starą księgą z marnymi rysunkamiUlryka Molitora  De laniis et phitonicis mulieribus", jałowym opusculumMarcina Pantscha  De sagitis maleficis", znamienitym dziełem Institorisa iJakuba Sprengera  Malleus maleficarum", mającymi po prostu na celuułatwienie sędziom rozpoznawanie i karanie czarownic, a nawet traktatem cieszącego się złą sławą dominikanina, wroga humanistów JakubaHochstratena:  Quam graviter peccant quaerentes auxilium a maleficis"[82].Kiedy Glock doszedł do wniosku, że sprzedał mi już cały towar dawnozalegający w sklepie, otworzył przede mną szafę, w której przechowywał dziełaz tej dziedziny naprawdę naukowe, i ukazał mi się jak gdyby Nowy Zwiat,bardziej jeszcze zdumiewający niż pola i doliny Nowej Hiszpanii.Tu wreszciewpadły mi w ręce dzieła[83] Alberta Wielkiego, Arnauda de Villeneuve,Rogera Bacona, Roberta Anglika, Anzelma z Parmy, Picatrixa Hiszpana, dziełaprzeora Trithemiusa, a wśród nich jego zadziwiające  Philosophia naturalis" i Antipalus maleficiorum", praca Piotra z Apony  Elementa magica", w którejpełnia dokonanego przeglądu łączyła się z jasnością ujęcia, wreszcie książka,która usystematyzowała całą zebraną w ten sposób wiedzę i opromieniła jąświatłem prawdziwie filozoficznego stosunku do różnych zjawisk:  HenriciCornelii Agrippae ab Nettesheym, de Occulta Philosophia libri tres" zrękopiśmienną częścią, czwartą.To ostatnie dzieło Glock sprzedał mi równieżza wysoką cenę, nazywając to wydanie sekretnym i powołując się na to, że nakarcie tytułowej nie było oznaczone ani miejsce druku, ani rok; pózniejdowiedziałem się, że książka została wydrukowana w Kolonii, zaledwie kilkamiesięcy wcześniej i to na mocy przywileju Jego Cesarskiej Mości  i tylkoczęść czwarta, będąca uzupełnieniem, stanowiła pewną rzadkość, ponieważautor, lękając się prześladowań, nie zdecydował się przekazać jej do druku.Zresztą nie zachowałem złości do Glocka, mimo że wyciągnął ode mniedużo pieniędzy i niemało mnie wymęczył swymi rozmowami.Ostateczniezostałem przez niego zaopatrzony we wszystkie potrzebne mi pomocenaukowe, a w jego starczej paplaninie trafiało się sporo rzeczy nie tylko dlamnie pożytecznych, lecz wprost niezbędnych.Puszczałem mimo uszu jegoopowieści o  occie mędrców"[84], o  głowie kruka",  lwie zielonym" i czerwonym" o  żaglach Tezeusza" i temu podobnych rzeczach, dla mnierównie zbędnych, jak jego opowieści o sławnych alchemikach i ich bajecznymbogaceniu się, chciwie za to słuchałem cennych wskazówek dotyczącychmagii operatywnej, starannie zapamiętywałem wszystkie wyjaśnienia terminówmagicznych i nauczyłem się wyciągać korzyść z anegdot o słynnych magach,nekromantach i teurgach.Jeśli odniosłem pewne sukcesy w nauce przeze mniezgłębianej, to wiele zawdzięczałem dobremu starcowi, który, choć marzył ozamianie ołowiu w złoto, nie zapomniał jednak bardziej zwykłymi sposobamiwyciągać srebro z cudzych kieszeni.Te moje odwiedziny w sklepie Glocka, które tu pobieżnie opisałem, trwałykilka tygodni, lecz oczywiście nie marnowałem tego czasu, po powrocie dodomu natychmiast zasiadałem przy stole i pochylałem głowę nad kartami foliałów.Zapał mój do tej pracy był tak silny, że gdybym z podobnągorliwością studiował w swoim czasie  Sententiae",  Processus",  Copulata", Reparationes" i inne podręczniki[85], niewątpliwie nie byłbym znieokiełzanymi luteranami grabił miasta Ojca Zwiętego i nie oglądałbym preriiAnahuaku, lecz jako magister spokojnie wygłaszałbym wykłady z katedryjakiegoś Uniwersytetu.Pochłaniając książkę po książce, przechodząc odtraktatu do traktatu, poznając coraz to nowe tajemnice, wciąż, niczym ScyllaWergilego, czułem się nienasycony i w ciągu tych dni umysł mój stał sięjakimś pożeraczem zapisanego lub zadrukowanego papieru.Do tego stopnia pochłaniała mnie ta praca, że na pewien czas ucichł wemnie nawet głos namiętności: oczy, którymi patrzyłem na Renatę, były jakbybardziej ślepe i mniejsze wrażenie wywierały na mnie jej słowa.Mało tego nie czułem wcale niepokoju, kiedy kilkakrotnie, po spędzeniu całego dnia wzadumie i smutku, wkładała płaszcz i oddalała się na długie godziny, niewiadomo dokąd, powracała zaś dopiero pózną nocą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    e czyli żywot Matki Boskiej
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • chiara76.htw.pl
  •