[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ale krótkotrwałej.Przecież gdyby nie helikopter, ten człowiek z wykopalisk umarłby wczoraj.Hal milczał. A ja w minionym wieku nie dostałabym się do akademii medycznej. Nie  zgodził się.Zwolnił, żeby ominąć trzy jelenie pasące się na poboczu drogi.Wyszłabyś za mąż dawno temu i miałabyś dom pełen dzieci. Ponura perspektywa. Tak uważasz? Nie, jeśli byłby to jedyny możliwy sposób życia.Ale. Ale nie dla ciebie.Nie teraz. Przyśpieszył.Reflektory jeepa rozświetlały mrok iciągnącą się przed nimi szosę. Masz rację.Chyba nie chciałabym żyć tu sto lat temu.Skręcili na asfalt i jechali przezjakiś czas w milczeniu. Ja chyba też nie  rzekł w końcu. Miło jest ulec nostalgii, ale jeśli przyjrzeć sięuważnie, to można od razu zobaczyć, że w przeszłości trzeba się było sporo namęczyć, abyprzeżyć.Kiedy się nad tym zastanawiam, widzę, że wszyscy z mojej rodziny znalezliby się wgrobie.Ze mną włącznie. Myślisz też o synu? To był poród z komplikacjami. Odchylił się do tyłu.Trzymał kierownicę jedną ręką.Straciłbym ich oboje. Pochylił się. Przynajmniej tak mi powiedział doktor. %7łona nie chciała potem mieć dzieci? Nie.Chciała mieć tylko mnie. Więc. Mówmy o czymś innym, okey? Zgoda! Czy umarłbyś w tamtych czasach? Prawdopodobnie.Ale wiesz, ty jednak mogłabyś dostać się do akademii medycznej. Czyżby? Tak! Zobaczmy.Była.Dixie słuchała, zaskoczona, a on wymieniał nazwiska, daty i miejsca.Fakty historyczneprowadziły do nieuniknionego wniosku, że kobiety zdobywały dyplomy lekarskie także wubiegłym wieku.Ich liczba była skromna, robiły jednak to samo, co lekarze płci męskiej.Nawet operacje. Skąd wiesz o tym wszystkim?  spytała.Znów wzruszenie wielkich ramion, gest, który nauczyła się rozpoznawać jako przejawnieśmiałej dumy. Lubię historię.Cały czas czytam. Aha!  Zamyśliła się.Hal prowadził wóz, wymijając jelenie spotykane od czasu do czasu na poboczu drogi.Byłtak do tego przyzwyczajony, że nawet nie zdejmował nogi z pedału gazu.I nagle spostrzegł, że zwalnia.Jedzie powoli.Ledwie, ledwie. Co się stało?  Dixie wyprostowała się.Drzemała i dumała.Rozmyślała nad tym, czegodowiedziała się o siedzącym obok mężczyznie. Czemu stajemy?  Ja. Hal czuł, jak pot zrasza całą jego twarz, mimo iż nocne powietrze było chłodne.Nie wiem.Ja tylko. Zatrzymał jeepa.Na samym środku szosy! Uderzały w niego fale zawrotów głowy.Pochylił się nadkierownicą i pragnął tylko, żeby mózg przestał mu wirować pod czaszką. Hal!  Dixie błyskawicznie odpięła pas i znalazła się przy kierowcy. Hal! Mów domnie!Wyprostował się. Wszystko w porządku  powiedział patrząc przed siebie, nie na nią. Już mi dobrze. Widzę, jak ci dobrze!  Przechyliła się ku niemu i rozpięła jego pas. Zatrzymujesz sięw środku nocy na środku szosy i już ci dobrze! Pozwól mi obejrzeć. Nie!  Odepchnął ją mocno.Tak mocno, że uderzyła głową w szybę drzwi pasażera.Krzyknęła z bólu.Rzucił się ku niej, przyciągnął do siebie. Dixie, przepraszam!  Kołysał jej głowę w swych ramionach. Wybacz mi.Boli cię? Tak!  zawołała głosem zduszonym przez jego ramię. Ty mnie pchnąłeś! Przepraszam!  Uwolnił ją ze swych ramion i odsunął się. Ja nie myślałem.Ja poprostu.zareagowałem. Właśnie to czuję!  Potarła tył głowy. Jutro będę miała guza jak śliwkę. Zjedzmy na pobocze  rzekł i położył ręce na kierownicy.Zjechał z szosy i wyłączyłsilnik.Dwa jelenie wyprysnęły z ciemności i przebiegły przed światłami.Hal nie patrzył nanią, nie odzywał się.Po prostu wyglądał przez okno w mrok.Dziewczynę bolała głowa, alejeszcze bardziej dokuczliwy był strach o niego, który nagle ją ogarnął.Nie.Nie strach.Coś innego.Coś.Groza.Groza? Hal! Co się dzieje? Nie wiem. Jego głos był głęboki, lecz pełen napięcia. Chciałbym wiedzieć.Niemogę uwierzyć, że tak cię skrzywdziłem. Nie odwrócił się, aby na nią spojrzeć. Jajakbym.Jakbym przez chwilę nie był sobą. To był przypadek. Zaryzykowała i przysunęła się bliżej. Nie chciałeś przecież. Tak, nie chciałem, żebyś mnie dotknęła. Jego głos był pozbawiony emocji. Ja. Hal! Co było w tych ziołach?  Położyła rękę na jego ramieniu. Czy ona mogłaby. Nie.Nie skrzywdziłaby nas. Z całą pewnością coś na ciebie zadziałało.Albo herbata, albo coś, co zjadłeś.Chciałabym zrobić ci parę badań, kiedy.Przerwało jej policyjne radio.Dyżurny wzywał Hala.Szeryf podniósł mikrofon i włączyłgo. Tu Seaside jeden.Słucham. Nic w jego głosie nie zdradzało, że zdarzyło się cośnadzwyczajnego. Szeryfie!  Głos dyżurnego był napięty. Niech pan jedzie do obozu kopaczy.Mają tam dla pana MC. Powtórz!  Ręka Hala zadrżała. Jakieś szczegóły? %7ładnych! Powtarzam: MC.A profesor Nash chce, żeby doktor Sheldon też przyjechała.Wiedziałem, szefie, że wybraliście się razem, więc. Dziękuję.Zajmę się tym.Over! Skończone. Wyłączył i odwiesił mikrofon. Co się stało?  Dixie starała się wyczytać coś z jego twarzy.Nie była w stanie.Rysybyły odlane z brązu. Czy MC to. Martwe ciało. Hal włączył silnik. Jedziemy, doktorko! Jest robota.Dla ciebie i dlamnie. 7%7ładne z nich nie odezwało się słowem podczas jazdy na teren wykopalisk.Dixie milczaławystraszona, gdy z maksymalną szybkością mknęli ciemną drogą, i rozmyślała o niedawnymzachowaniu Hala.W ciągu godziny dojechali na miejsce.Po kolejnej wspinaczce znalezli się na terenieoświetlonym przez reflektory.W jasnym, sztucznym świetle ludzie rzucali długie,niesamowite cienie.Hal bez słowa podjechał do obozowiska i zatrzymał samochód.Otworzył drzwi i wysiadł.Dixie położyła rękę na klamce.Już chciała iść w jego ślady, gdy zobaczyła zbliżającegosię wielkiego, brodatego mężczyznę.Zawahała się.Ubrany był w zwyczajne tu ubranie wkolorze khaki.Miał czerwoną szeroką twarz.Powinien przypominać przyjacielskiego misia.Ale nie przypominał.Dixie spojrzała na Hala.Szeryf przyjął postawę, której jeszcze uniego nie widziała.Była to postawa mężczyzny gotowego do walki.W pośpiechu otworzyładrzwi. Nie śpieszył się pan, szeryfie!  ryknął brodacz. I co, do cholery, pan sobie myśli,sprowadzając tu jedną ze swych miejscowych laleczek?!Reflektory znajdowały się za nim i oczy skrywał mu głęboki cień.Dixie nie mogłarozróżnić wyrazu jego twarzy, ale z głosu i ruchów biła wrogość.Hal skinął głową. Hayden!  powiedział. To jest doktor Sheldon, lekarz powiatowy. Wskazał na niąręką. Wykona dla mnie badania. Nie przedstawił brodacza.Dkie ruszyła ku nim.A więc to jest dyrektor wykopalisk.Rozejrzała się za Winnie. Gdzie jest profesor Nash? Jest tu, albo tam, gapi się na znalezisko, jak każdy inny  Hayden roześmiał sięnieprzyjemnie, zgrzytliwie. A więc to jest nowa lekarka! Mówiono mi, co pani zrobiła wminionym tygodniu dla biednego Laytona. Zmarszczył brwi i podał Dixie wielką rękę.Przepraszam, pani doktor! Jestem bardzo zdenerwowany tym wszystkim.Pani rozumie?Jestem profesor Oskar Hayden, dyrektor tego.przedsięwzięcia.Dixie poczuła mrowienie w palcach.Zrobiła krok do przodu i uścisnęła dłoń profesora. Oczywiście, rozumiem  powiedziała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •