[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To potężny klan, znany w wielu układach gwiezdnych i na różnych planetach.Sąnas setki tysięcy  i dbamy o każdego, choćby pełnił najpośledniejszą rolę.Szlifierz westchnął i pokiwał głową. To mnie cieszy, Justinie Hostro.Co prawda nigdy dotąd o was nie słyszałem, leczdziś, dzięki panu, wiem już dużo więcej i mam nadzieje, że dojdziemy do porozumienia.Zgadza się pan ze mną? Oczywiście  przytaknął Hostro i rozluznił zaciśnięte pięści. Zatem, jako Starszy klanu, powinien pan dowiedzieć się, że pański krewny, HerbertAlan Costello, groził śmiercią trojgu moim kuzynom.Szlifierz wskazał olbrzymią dłonią milczącego Stróża. Nie mam zamiaru puścić płazem obecnemu tutaj mojemu domownikowi tego, żewyrządził krzywdę wspomnianemu Herbertowi Alanowi Costello.We właściwym czasiezostanie ukarany.Lecz grozby padły wcześniej, a to w znacznym stopniu zmieniaokoliczności sprawy.Pytam  zakończył  czy zna pan powody nieporozumienia międzypańskim krewnym i dwojgiem moich kuzynów?Hostro zaczerpnął tchu i dał upust trawiącej go złości. Jeżeli jedną z osób zwanych przez pana  kuzynami jest kobieta, Miri Robertson, tochce podkreślić, że Costello działał z mojego polecenia.Miał ją zatrzymać wraz z jej towarzyszem, jeżeli nadal przebywają razem. Aha.Zapytam więc tak, jak Starszy powinien zapytać Starszego, dlaczego wydał pantakie polecenie? Miri Robertson działa wbrew prawom naszego klanu, a ostatnio z jej winy zginęłoparu moich krewnych.Razem ze swoim kompanem wywołali gwałtowny konflikt międzymoim klanem a.a.klanem policyjnym.Pomyślał o pistolecie leżącym w górnej szufladzie biurka, ale kiedy spojrzał nazniszczone drzwi gabinetu, natychmiast przeszła mu ochota do gwałtowniejszych czynów.Szlifierz przypatrywał mu się ze zdumieniem. Zatem Miri Robertson należała do pańskiego klanu? W takim razie chciałbymwiedzieć, co sprawiło, że do jej imienia dopisano słowo  Banitka , przekreślając w tensposób jej dalsze życie.Czy taka kara nie jest wystarczająca? Była agentem ochrony zatrudnionym przez zdrajcę i odszczepieńca.Broniąc go, zabiławielu moich kuzynów.Musi zapłacić za to własnym życiem, chociaż nigdy nie należała doJuntavas. Nie jest pańską krewną, Justinie Hostro, a mimo to wydał pan na nią wyrok i domagasię wykonania kary?Stróż z niepokojem spojrzał na T caraisa.Nie przepadał za tym tonem głosu Starszego. Właśnie  odparł Hostro.Szlifierz pokiwał w przód i w tył swoją masywną głową. Zdumiewa mnie pan, Justinie Hostro.Nie tak załatwiamy sprawy pomiędzy klanami.Powiem coś panu zupełnie szczerze, żeby uniknąć tragicznej w skutkach zwady.Kobieta MiriRobertson i mężczyzna Val Con yos Phelium zostali adoptowani przez klan yródła ZredniejRzeki z Jaja Hodowcy Zielonodrzewa z Gniazda Wytwórców Włóczni.Są jeszcze młodzi iczasami pochopni w swoich działaniach, więc niechcący mogli pana czymś urazić.Ale to donas, Starszych klanu, należy wymierzenie im kary.Mój klan, powtarzam, ma swój honor.Zawsze płacimy wszelkie długi i nie wtrącamy się w zwyczaje innych ras i narodów.Musipan wiedzieć, że bez względu na rozmiary winy, noże tych dwojga na pewno nie należą dopana.Jeśli śmierć będzie dla nich odpowiednią karą, to wymierzy ją ktoś z naszego rodu, anie klan Juntavas.Czy to zrozumiałe? Juntavas jest potężnym klanem!  zaperzył się Hostro. Zawsze bierzemy to, conam się podoba.Nawet noże z Gniazda Wytwórców Włóczni.Szliferz majestatycznie wstał z kanapy.Stróż natychmiast położył dłoń na rękojeścisztyletu.Ale T carais powstrzymał go ruchem ręki. Należy pan do klanu ludzi  zadudnił  stąd zapewne ten niewczesny pośpiech.Powiem coś jeszcze.Był raz w dziejach klan, który wbrew tradycji uzurpował sobie prawo dowyroku na potomku Gniazda Wytwórców Włóczni.Nasz klan wyznaczył dwóchprzedstawicieli, by załatwili porachunki z familią renegatów. Przerwał, zrobił pół kroku naprzód i znalazł się tuż przed stalowym biurkiem. Imię owego klanu po wsze czasy zniknęło z Księgi Klanów  powiedział powoli.Nie został nawet ślad ich genów.Pomyśl o tym, Justinie Hostro, zanim odbierzesz nożekomukolwiek z Gniazda Wytwórców Włóczni.Hostro milczał.Eksterminacja całej rodziny? A on nazwał Juntavas rodziną. Słyszałeś mnie, Justinie Hostro?  spytał Szlifierz. Słyszałem. To dobrze.Wiem, że pamięć ludzka bywa bardzo krótka.Czasami nawet krótsza niżludzki żywot.Pozwól zatem, że pozostawię ci pamiątkę z naszej dzisiejszej rozmowy.Nagle w dłoni T caraisa zabłysnął Sztylet Klanu  i bez oporu, niczym w masło, zagłębił sięw blat stalowego biurka.Justin Hostro przez chwilę spoglądał z wymuszonym spokojem na sztylet, a potempodniósł wzrok na żółwia. Jako Szlifierz mojego klanu znam wartość naszych noży  od najstarszego ponajmłodszy.Wszystkie są jednakowo cenne. Wyrwał sztylet z biurka i schował go dopochwy. Pomyśl o wszystkim, o czym tu była mowa, Justinie Hostro.Wrócę do ciebie za czasrówny standardowej godzinie, a ty powiesz mi, co postanowiłeś.Porozmawiamy wtedy dalejalbo zaczniemy zwadę. Odwrócił się w stronę drzwi. Chodzmy, Stróżu.Po chwili, już ich nie było.Pan Hostro w zamyśleniu wodził delikatnie palcem po ostrychkrawędziach szczeliny w blacie biurka.* * *W odległości jednego skoku nadprzestrzennego od Volmeru natrafili jedynie na martwąkulkę gruzu, okrążającą zimne słońce.Wstęgi okruchów znaczyły miejsca, gdzie kiedyśkrążyły po orbitach trzy, a może nawet i cztery planety.Czujniki nie odnalazły jednakżadnych śladów życia.Borg Tanser wydał więc rozkaz do następnego skoku. ROZDZIAA DWUDZIESTYOpróżnili pudło z suszonych grzybów i zapełnili je na nowo jajkami w proszku,jarzynami, ćwiartką sera, owocami i herbatą.Ku ogromnemu rozczarowaniu Miri nie znalezlikawy. Co się dzieje z tym Szlifierzem?Val Con wyszczerzył zęby. Pewnie się ciebie nie spodziewał.A ja nie pijam kawy. Dlaczego nie przyjąłeś jego propozycji i nie zostałeś z nim na stałe?  spytała, kręcącgłową. Ja nie zastawiałabym się ani chwili, gdyby ktoś tak się o mnie troszczył.Wrzucił do pudła paczkę kakao i puszkę skondensowanego mleka. Nie po to zostałem Zwiadowcą, żeby wciąż siedzieć w jednym miejscu.Miri umilkła.Wiedziała, że to śliski temat, i nie chciała prowokować sprzeczki. Jest tu gdzieś chleb?  spytała.Val Con zmrużył oczy i popatrzył na skrzynie piętrzące się pod sam sufit. Chyba nie. Nagle twarz mu pojaśniała i wskazał na karton po jej prawej ręce.Mogą być suchary? Mogą. Wyciągnęła metalową puszkę i podała ją Val Conowi.Starała się nie patrzećna żółto-turkusowe iskry strzelające z jej dłoni. Na razie wystarczy? Na dzień lub dwa  mruknął [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •