[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niby to każden co innego wymyśla, to mu co nie pasuje, to czasu brak, to chory, a tak w rzeczy samej nijako im przyznać, że się boją.Ja tam się jem nie dziwię, ale żal…— A pan tego ducha widział? — spytała Tereska.— A bo raz? Ale ino z daleka, jak po tarasie chodził.Do środka za nic nie wejdę, starszy człowiek jestem i zdrowia nie będę marnował.Panu to radzę uważać…Kiwnął głową w stronę Zygmunta, który w połowie pohamował gest wzruszania ramionami, ponieważ wyleciała mu zza pleców poduszka.Poprawił ją czym prędzej.— I pan naprawdę wierzy w tego ducha? — spytał z zaciekawieniem.— Co mam nie wierzyć, jak go widziałem? Z początku to nikt nie wierzył i zaczęli szukać, co to może być takiego i skąd się bierze, ale wyszło, że znikąd.Po mrozie se chodzi i tyle.Latem się nie pokazuje, może przez to, że długo widno, ale od jesieni do wiosny co i raz go widać.A już zawsze jednego dnia, trzynastego lutego, na świętej Katarzyny.Albo nieboszczka Katarzyna miała na imię, albo to jest ten dzień, kiedy ją graf utrupił.Wiem na pewniaka, bo jak raz trzynastego nam wypada rocznica ślubu i zawsze ją u córki obchodzimy.Córka najstarsza tu we wsi mieszka i nasze insze dzieci też się zjeżdżają.I nie ma roku, żeby kto nie ucierpiał.— Trzynastego to prawie za tydzień — zauważyła nerwowo Okrętka.— I od kiedy się ten duch pokazuje? — spytała Tereska.— Zawsze był?— E, nie.Czy przed wojną, to nie wiem, ale jak myśmy tu nastali, to go nie było.Mnie to jeszcze we wojnę przywieźli, u grafa na robotach byłem, spodobało mi się nawet i tak po wojnie zostałem.Przy zamku.Zamek, że to ocalał, tom się starał, ile mogłem, żeby nie zniszczał, żeby takie dobro uratować.Siedziały tu różne urzędy, jakieś zarządy od Ziem Odzyskanych czy coś takiego.Wyniesły się ze dwadzieścia pięć lat temu i nastały te od turystyki, nawet mieszkało dosyć dużo narodu, bo jeszcze to było w lepszym stanie.Dach nie przeciekał ani te rury nie popękały, co je potem trza było zaszpuntować.Później te od turystyki poszły precz i pegeer się wprowadził razem z kolonią dla dzieci, co do dziś dnia tam siedzą.No i wtenczas właśnie jakiś czas pustką stało, z miesiąc chyba, a mnie nie było, bo w szpitalu jak raz leżałem i ktoś ukradł cegły.— Jakie cegły? — spytał podejrzliwie Zygmunt, nie widząc związku ducha z materiałami budowlanymi.— A te z okien.Wszystkie puste okna, co państwo pewno widziały, były zamurowane.Znaczy, na parterze były zamurowane, a górą tylko luzem ułożone.Pewno dlatego z parteru ukradli ino połowę, a z góry wszystkie co do jednej.Dochodzenie nawet było, ale to dopiero później, jak wróciłem, tak że szukaj wiatru w polu.I od tamtego czasu, będzie już z osiem lat, zaczął się ten duch pokazywać…— A milicja co na to? Nie sprawdzali?— Sprawdzali, dlaczego nie.I te wszystkie, co tu miały o remoncie obradować, tyż sprawdzały.Nikt się niczego nie dopatrzył.Może tam co przeoczyły, bo to każden ino patrzył byle prędzej uciekać.Dwóch tylko…Jesionek urwał nagle, po czym zmienił ton.— Z tych wszystkich, co uciekły, dwóch tylko wróciło — ciągnął tajemniczo.— Kto to był, to ja nie wiem, ale wracały cięgiem i niby to za świeżym powietrzem patrzyły…Cztery osoby wymieniły między sobą błyskawiczne spojrzenia.— Ale ja mam oko.Co im tam było powietrze! Węszyły tu oba i szukały i tyle miały zysku, że jeden nogę skręcił, a drugiemu cegła rękę przygnietła.Wtenczas poszły precz.Ino te oba takie były uparte, a tak to co i raz kto inny przyjeżdża i zaraz o ducha pyta, a ja tylko pokazuję, gdzie lustro i taras, bo co mi tam.Sam nie chodzę…Duch jako temat utrzymał się do końca wizyty.Przy pożegnaniu Jesionkowa zaoferowała świeże jajka, bo jej kury, mimo zimy, niosły się doskonale.Zdecydowano się na te jajka i od razu Jesionkowa ułożyła je ładnie w koszyku, który należało jej zwrócić następnego dnia.— Mogli coś wykombinować tylko wtedy, kiedy tu nikogo nie było — rzekł Zygmunt w drodze powrotnej.— Wtedy kiedy ukradli te cegły.— Mnie się rysuje — rzekła Tereska.— Ale niestety, nic atrakcyjnego, zwykła szpiegowska afera.— Ha, żeby…! — wykrzyknął żarliwie Januszek.— Jak ci się rysuje? — spytał Zygmunt.— Słyszeliście, ciągle ktoś przyjeżdża i pyta o ducha.I on pokazuje miejsce.Czego więcej potrzeba? Nie dość, że obcy ludzie mogą się tu pętać do upojenia, to jeszcze każdy, jak po sznurku, trafia do tego samego punktu.Do lustra.Skrzynka kontaktowa.— Puknij się w globus! — zaprotestował energicznie Zygmunt.— Nie ma na świecie takiego idiotycznego szpiega, żeby lazł akurat tam, gdzie jest jakaś sensacja! I jeszcze heca z duchem, w oczy bije, że to kant! Oni wolą na siebie nie zwracać uwagi.Tereska aż się zatrzymała.— Ależ właśnie dlatego! Wszyscy myślą tak samo jak ty i pies z kulawą nogą nie będzie podejrzewał szpiegowskiej afery! I sam popatrz, ile lat…?! I co? Nikt się nie interesuje!— Zainteresowali się ci dwaj z samochodu — przypomniał Januszek.— No właśnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •