[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz trzeba było tylko dotknąć nim owych pętających taśm…Ból głowy jakby trochę zelżał, ale pochylenie jej w przód wywoływało go na nowo i wzmagało.Pawełek dotychczas nie obejrzał się dokładnie, spróbował dopiero teraz, w miarę możliwości samymi oczami, bez poruszania głową.Owiązywało go coś, co wyglądało na paski jakiejś tkaniny, do sznurków nie było podobne, miało różną grubość i różne kolory.Odgadł po chwili.Krawaty! Owiązywały go krawaty, a między nimi trafiło się coś jeszcze, paski od piżam, chyba, albo od szlafroków.Takim rzeczom jego scyzoryk da radę bez najmniejszego problemu, pytanie tylko, jak są pozawiązywane, wszystkie razem, czy każdy oddzielnie…W pokoju obok odbywała się dyskusja, na którą nie zwracał już uwagi.Przez dziurę dobiegały go nie zawsze wyraźne słowa, z których wynikało, że Okularnik żąda szczegółowych informacji na temat wstrząsu insulinowego, a Barański, lekceważąc wstrząs, awanturuje się o znaczki.Pan Fajksat wtrącał coś o kserokopii.Jakiś fragment umysłu Pawełka rejestrował to wszystko i lokował w pamięci, reszta zajęta była uwalnianiem ciała z więzów.Kieszeń diabli wzięli nieodwracalnie, jeszcze milimetr, jeszcze drugi… Trzymać ten scyzoryk mocno palcami…Maleńkie, dwustronne ostrze dotknęło jedwabnej tkaniny i w tym samym momencie Pawełek usłyszał brzęczyk u furtki.Wracał Czesio ze strzykawkami…!* * *Znaleźć w cudzym ogrodzie i w ciemnościach odpowiednią żelazną wajchę nie było rzeczą łatwą, ale Janeczka coś wypatrzyła.Wśród licznych rupieci leżały połamane zardzewiałe kawałki nie wiadomo czego, nie była nawet pewna, czy to istotnie żelazne, ale wygrzebała je i doniosła pod okno.Rafał sapał, usiłując bezszelestnie zniszczyć urządzenie zamykające.Gniewnym szeptem mamrotał coś o szmelcu, kolejno odrzucając przyniesione przedmioty.Jeden się nadał, coś nagle zgrzytnęło i prztyknęło…— Idzie…! — syknął z ożywieniem.— Cicho! — zgromiła go Janeczka.Kręcący się obok nich Chaber nagle znieruchomiał, a potem warknął cichutko, ostrzegawczo i groźnie.Czujna na jego wskazówki Janeczka zareagowała natychmiast.— Złaź! — wysyczała dziko.— Ktoś idzie! Rafała zmiotło z taczek.Pies poprowadził na drugą stronę domu, tam gdzie było wejście od ulicy.Przemknęli za nim, Chaber zastopował na rogu budynku, wystawił wroga i obejrzał się na Janeczkę.— Już prawie poszło! — wyszeptał Rafał.— Co jest… ?— Patrz…! — odszepnęła Janeczka.Najbliższa latarnia nie świeciła wcale, blask padał tylko od tych bardziej odległych, reszta oświetlenia pochodziła od okien okolicznych domów i lamp nad niektórymi wejściami.W świetle takiej jednej lampy z daleka ujrzeli zbliżającego się przeciwnika.Wielkimi krokami, podbiegając niekiedy, nadchodził Czesio.Janeczce zaszczekały zęby.Dusza mówiła jej, że jest źle, a będzie jeszcze gorzej.Zagrożony jakimś okropnym niebezpieczeństwem Pawełek jest w środku i z pewnością nie sam, a teraz ilość przeciwników się zwiększa.Czesio leci, śpieszy się, nie bez powodu…— To Czesio, ten podlec… — wyszeptała gorączkowo.— O Boże, nie wiem, co zrobić!— Już prawie otworzyłem — wymamrotał nerwowo Rafał.— Raz pocisnąć i będzie…Czesio dopadł furtki i przycisnął brzęczyk…* * *Stefek polecenie przywarcia do Czesia potraktował poważnie.Przez trzy czwarte dnia przychodziło mu to z łatwością, znaczki z telewizji bowiem podziałały lepiej niż wszelkie kajdany i więzy.Stefek pomagał Czesiowi wycinać, z wielkim zapałem opóźniając robotę.Możliwości miał mnóstwo, mógł wydziwiać nad każdym znaczkiem, mógł je gubić i mieszać koperty, mógł chować nożyczki… Czesio znosił to jakoś, zajęty wyszukiwaniem w tej olbrzymiej kupie masówki jakichś bardziej atrakcyjnych nominałów.O szóstej nagle poderwało go z miejsca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]