[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za wszelką cenę starałasię wyczuć, co Martin robi za jej plecami.Nie podejrzewała go ożadne złośliwości, jednak nie chciała, by czymś ją zaskoczył.On również ciężko oddychał.W każdym razie tak jej sięzdawało.Była szczupłą kobietą, ale mimo wszystko wciągnięcie jej nagórę po schodach musiało kosztować Martina sporo wysiłku.Poczułasię nieco lepiej, mając świadomość, że to ona doprowadziła go dotakiego stanu.- Posłuchaj, Christino - zaczął Tafft po kilku minutachkrępującej ciszy.- Przepraszam za to wszystko.Ja.ja zazwyczaj taksię nie zachowuję.- Ha! - bąknęła tylko Christina.Poczuła się trochę lepiej.- Wiem, wiem.Pewnie myślisz, że zawsze tak robię, skorozrobiłem to tym razem.165RS Domyślała się, że Martin nerwowo przeczesuje palcami włosy,albo też, równie nerwowo, owija na palcu kosmyk.Jej serce zabiłoszybciej, lecz natychmiast kazała przestać mu robić głupstwa.Nadalmilczała.- Mimo wszystko ja nigdy nie robię takich rzeczy - ciągnął.Christina odniosła wrażenie, że jest on całkowicie zagubiony i niewie, co ma powiedzieć na swoje usprawiedliwienie.Bardzo dobrze, niech się teraz tłumaczy.Ledwo zdążyła takpomyśleć, a wydało jej się, że to nie jest do końca w porządku.Martinnie był jakimś brutalem,był całkiem sympatyczny, a przy tym byłdżentelmenem, cokolwiek to znaczyło.W swoim mniemaniu robił cośszlachetnego, odmawiając zaangażowania się w związek z nią.Chciałocalić jej honor i dobre imię.Tak, jakby jej samej kiedykolwiekprzyszło z tego coś dobrego.Miała ochotę go udusić.- W każdym razie - kontynuował, przypominając ślepca poomacku zbliżającego się do światła - nie chciałem cię urazić.- Wiem, że nie chciałeś.Zaraz powie coś równie banalnego, co w jego mniemaniu będziejeszcze bardziej adekwatne do sytuacji.- Zwietnie.Cieszę się.Prychnięciem dała mu do zrozumienia, że nadal jest zirytowana.- I nie chciałem zranić twoich uczuć.Christina poczuła, żeogarnia ją furia.- Niech cię szlag trafi, Martinie Tafft! Nie zraniłeś żadnychuczuć!166RS Zranił jej uczucia.I to w okrutny sposób.Ale ona wolałabychyba umrzeć w męczarniach, niż się do tego przyznać.Martinpopatrzył na nią w osłupieniu.- W takim razie nic już nie rozumiem - wyznał ze szczerością.Christina odwróciła się i ze złością walnęła pięścią w ścianę.Pochwili poczuła wdzięczność, że na jej drodze nie znalazło się okno.Tak naprawdę to ona też już nie rozumiała własnegozachowania.W każdym razie nie do końca.Chcąc za wszelką cenęukryć swe zmieszanie, wybuchnęła:- Mężczyzni! Wszyscy jesteście tacy sami! Wydaje wam się, żejesteście jedynymi stworzeniami we wszechświecie zdolnymi dopodejmowania decyzji.- To nieprawda, Christino.Jedyną osobą, za którą mogędecydować, jestem ja sam.I staram się dokonywać takich wyborów,które by nie naruszały spokoju mojego sumienia.No tak.Z jakiegoś powodu spokój i racjonalność Martina nie wpływałydobrze na jej samopoczucie.Odwróciła się wolno i popatrzyła naniego.Dobrze.Skoro rzeczywiście wierzył w to, co przed chwiląpowiedział, to odmówił jej po prostu dlatego, ze nie chciał tegoromansu.Zapadła cisza.Christina czuła, że powinna coś powiedzieć.- Rozumiem.Dobrze.W takim razie nie mamy chyba o czymdalej rozmawiać.167RS Czy rzeczywiście słowo  rozmawiać" było najwłaściwsze naokreślenie tego, co się działo między nimi przez ostatnich kilkaminut? Poczuła wstręt do samej siebie i zacisnęła powieki.Christina rzadko płakała, nieczęsto zdarzało się jej też tracićpanowanie nad własnymi emocjami.W tym momencie jednak łzysame cisnęły jej się do oczu, była wściekła i miała ochotę uderzyćMartina jakimś tępym narzędziem, potem walić własną głową wścianę, zasztyletować Pabla Orozco, a na koniec skoczyć z jakiejśwysokiej skały.No może jeszcze wcześniej ustawić w szereguwszystkich ludzi, których nie lubiła, i rozjechać ich swoimautomobilem.Nigdy w swoim życiu nie czuła się tak bezradna, zagubiona inieszczęśliwa.Nawet kiedy wreszcie zrozumiała, że mimo iż jestlepiej wyedukowana, mądrzejsza i zdolniejsza od dziewięćdziesięciuprocent swoich męskich kontrkandydatów, nigdy nie dostanieuniwersyteckiego stypendium, nie czuła się tak okropnie.Wtedy byłaprzygotowana na taki obrót sprawy.W końcu od dwudziestu jeden latżyła na tym niesprawiedliwym świecie.A stado czarnych wron, którenazywało się senatem uczelni, potwierdziło tylko to, co już wiedziałana temat losu kobiet na tym padole.Teraz jednak było inaczej.Chodziło o coś bardzo osobistego.Wzasadzie nie potrafiła wyobrazić sobie czegoś, co można by wziąćjeszcze bardziej do siebie.Martin wyciągnął do niej rękę.Jego gest był bardzo delikatny,zupełnie jakby teraz on bał się odrzucenia.Przynajmniej tak to168RS odebrała.Miała ochotę wziąć jego dłoń w swoje ręce i przyłożyć ją dopoliczka.Jej stan emocjonalny zle wróżył dalszemu kręceniuEgipskiej idylli.Ale jakoś to wytrzyma.Jest przecież bardzo uparta.- Proszę cię, Christino, chciałbym, żebyśmy zostali przyjaciółmi.Przyjaciółmi? Cóż za propozycja! Nie odpowiedziała.- Czymś więcej niż przyjaciółmi.- Christina wyczuła w jegogłosie głęboką frustrację.- Ja.ja nigdy nie spotkałem kogoś takiego,jak ty.Nigdy nie czułem do kogoś czegoś takiego, co czuję teraz dociebie.Gdybyś była trochę starsza.to znaczy, gdybym ja byłmłodszy, to znaczy, gdybym był innym typem.mam na myśli to, żecię pragnę.Naprawdę tak jest.Nie rozumiem, jak w ogóle możesz wto wątpić.Ona jednak wątpiła.- Ale nie wydaje mi się, że nasz romans jest dobrym pomysłem.Zaczerwieniła się.Ku ogromnemu zaskoczeniu Christiny MartinTafft, jeden z najbardziej światowych mężczyzn, jakich znała, oblewałsię rumieńcem, gdy wymawiał słowo  romans".- Tak, Martinie - powiedziała.- Dałeś mi to do zrozumieniawystarczająco jasno.- Ale wciąż mam wrażenie, że zle mnie rozumiesz, Christino -jego ton był prawie błagalny.- A ja nie chcę tak tego zostawić.Popatrzyła na niego obojętnym wzrokiem.- Rozumiem.Dziękuję ci, ale teraz chciałabym już iść.Odsunąłsię, a ona podeszła do drzwi, starając się ze wszystkich sił zachowaćresztki godności [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •