[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Ja nie jestem moim ojcem ani ty nie jesteś swoją matką.Zprzyjemnością podwiozę panie do Balleymore.- Dziękujemy bardzo, wrócimy autobusem - rzekła Emma.- Twój dżip nie ma klimatyzacji - Mattie przyszła jej zodsieczą.- Podróż autobusem z pewnością będzie wygodniejsza.- Przykro mi, że nie mogę zapewnić paniom odpowiedniegokomfortu.- Niestety, przywykłyśmy do luksusu - zaśmiała się Mattie.- Czy zatem mógłbym wpaść do pań na luksusowy obiad?- Emmo, czy możemy zaprosić Johna na obiad? - zapytałaMattie.Oczywiście, pomyślała Emma.Musi przyjść na obiad.Jeszczeparę godzin będzie przy niej.Jeszcze kilka chwil skradzionychlosowi.Dużo pózniej Emma oderwawszy się od komputera spojrzałana zegarek.- O rety - mruknęła do siebie.- Pracowałam prawie sześćgodzin.Ale intryga wygląda na ciekawą, i to był dobry pomysłzrobić mordercą kogoś podobnego do Luke'a.Teraz trzebawrócić do rzeczywistości.Pani Macrae zaprosiła gości na obiad.Mam na myśli, że John sam się wprosił do niej na obiad.Zobaczę Johna!Szybko wskoczyła pod prysznic.Potem zanurkowała wprzepastnej szafie, szukając ciuchów stosownych na tospotkanie.Natknęła się na Mattie w korytarzu.- Wszyscy czekają na ciebie i okropnie się niecierpliwią -powiedziała gospodyni.- Mówiłam im, że pracujesz i musimypoczekać, aż skończysz.- Jacy wszyscy? - zdziwiła się.- Jill i Luke niecierpliwią się najbardziej.I jest jeszcze Johnoczywiście.- Dziękuję, Mattie - pocałowała starszą panią w policzek.RS 107- Nie ma za co - uśmiechnęła się Mattie.- Siadaj do stołu.Gospodyni wyszła do kuchni przygotować półmiski zjedzeniem.Jill i Lukę siedzieli przy oknie, trzymając się za ręce.John stałoparty o kominek.Widoczne było, że na nią czeka.- Jesteś wreszcie - powiedział do niej Luke.- Macraepowiedziała, że nie da nam nic do jedzenia, dopóki nie zejdzieszna dół.I że nie wolno ci przeszkadzać, bo pracujesz.Kiedy Jillodziedziczy już tę posiadłość, trzeba będzie natychmiastzwolnić tę kobietę ze służby.Niech się wynosi.Emma nic nie odrzekła.Nakazała sobie spokój.Nie było tołatwe.- Nie mów tak, Luke - zaprotestowała Jill.- Ona mieszkała tuprawie przez całe swoje życie.Myślę, że powinna dostawać odnas emeryturę czy coś takiego.- Sama o tym zdecydujesz - rzekł Luke szyderczo.- I takbędziemy wtedy na Rivierze, więc co to nas obchodzi.Mimo tych nieprzyjemnych zdań, obiad upłynął w miłejatmosferze.Emma wychwalała potrawy przygotowane przezMattie.Każdy jadł z apetytem.Pieczeń z jabłkiem okazała sięwyśmienita.Gdy już wszystko znikło z półmisków, Jill i Lukewyszli bez słowa.Nawet nie podziękowali.Przy stole zostaliEmma i John.John odchrząknął.- Nie wiem, czy powinienem ci mówić, ale sytuacja nieprzedstawia się korzystnie.Rozmawiałem z Hendricksem,twierdzi, że mogą być problemy.Przez chwilę panowała kłopotliwa cisza.- Wiesz, że mi na tym nie zależy - powiedziała w końcuEmma.Potem znowu przez pewien czas siedzieli w milczeniu.Emmanie mogąc tego znieść, wyszła z pokoju.W przedpokojuspotkała gospodynię.RS 108- To był naprawdę wspaniały obiad, Mattie.Dziękuję.Pójdęteraz na górę.Mam jeszcze mnóstwo pracy.- Jeszcze nie jadłaś deseru.Zrobiłam roladę lodową zowocami.Zostawię twoją porcję w lodówce - powiedziałaMattie.- Jak zgłodniejesz, wpadnij do kuchni na lody.Emma włączyła komputer.Miała naprawdę bardzo dużoroboty.Ale natchnienie nie nadchodziło.Zastanawiała się, jakmogłaby teraz żyć bez Johna.To było okropne.Przedtem czułasię samotna, oczywiście.Teraz jednak, gdy wiedziała już, żeistnieje ktoś taki jak John, czuła, że życie bez niego w ogóletraciło sens.Poczuła się strasznie, przerazliwie samotna.Muszę należeć wreszcie do jakiejś rodziny, myślała, siedzącprzed komputerem.Być czyjąś krewną.Mieć kogoś, kto 'mniekocha.Na szczęście mam Mattie.To jest wspaniałe.A oniwidzą tu problem jedynie w pieniądzach.Kto odziedziczy, a ktonie.To głupie.Nie potrzebuję pieniędzy.Sama potrafię zarobić.Chcę mieć rodzinę.Chcę mieć Johna Welda.Teraz czeka mniekolejna bezsenna noc.No dobrze, bierz się teraz do roboty,dziewczyno, skarciła sama siebie w myślach.Godzinę pózniej Mattie zapukała do jej pokoju.Przyniosłaroladę lodową z owocami, kawę i wielki kawa! ciasta.Postawiła tacę na stole obok komputera.- Tak sobie pomyślałam, że mogłabyś mieć na to ochotę- powiedziała gospodyni.- Mam nadzieję, że nieprzeszkodziłam.- Nie, właśnie miałam zamiar zejść do ciebie na lody - odparłaEmma.- Muszę złapać natchnienie.Gospodyni dolała mleczkado kawy.- Słyszałam waszą rozmowę - powiedziała.- John mówił, żemogą być kłopoty.Muszę im udowodnić.Ty jesteś moją małąEmmą, ostatnią z rodu Ballentine.Ballentine'owie od wielupokoleń zawsze mieszkali w Balleymore.Ty się tu urodziłaś.Twój ojciec również.Wszyscy, począwszy od MicahaBallentine, który pierwszy przybył w te strony.RS 109- Mattie - rzekła Emma.- Naprawdę nie dbam o fortunę inieważne, czy odziedziczę posiadłość.Mam swoje pieniądze.Ito niemało.Przyjechałam tutaj nie po to, żeby coś otrzymać.Chciałam się dowiedzieć, kim jestem.Nic nie wiedziałam osobie.A teraz to całe gadanie o spadku jest dla mnie krępujące.- Ty jesteś prawdziwą Emmą Elizabeth Ballentine i nic maszsię czego wstydzić - powiedziała stanowczo gospodyni.-Oczywiście pieniądze nie są najważniejsze, ale jedno łączy się zdrugim.Najważniejsze jest to, że my obie znamy prawdę.Zjedz,kochanie, jeszcze trochę lodów.Jutro jest kolejny ważny dzień.Musimy im udowodnić.- Dziękuję, Mattie.- Nic się nie martw.Dobranoc, kochanie.Następnego dnia w sądzie Emma spostrzegła dwóchmężczyzn, których nie widziała poprzednio.- Kto to? - zapytała prawnika.- Z urzędu podatkowego.Zawsze są obecni przypostępowaniu spadkowym, gdy chodzi o tak znaczną sumępieniędzy.Arthur Hendricks odwrócił się w stronę ławy przysięgłych.- Panie mecenasie, czy pańscy eksperci są gotowi? - zapytałsędzia.- Tak, Wysoki Sądzie.- Poprosimy eksperta-grafologa.Wstał przygarbiony, szpakowaty mężczyzna.Złożyłprzysięgę.- W sprawie autentyczności testamentu sporządzonegorzekomo przez Edwarda Everetta Ballentine, który pani EmmaElizabeth Ballentine przywiozła z Nowego Jorku.Jestprawdopodobne, że dokument istotnie został sporządzony przezwyżej wymienionego.Porównałem dokument z próbkamirękopisu sporządzonymi niewątpliwie przez EdwardaBallentine.Mogę określić prawdopodobieństwo nadziewięćdziesiąt siedem procent.RS 110Gdy grafolog już wrócił na miejsce, Arthur Hendricks zwróciłsię do sędziego.- Wysoki Sądzie - zaczął.- Wydaje się po sprawdzeniuszeregu danych, że akt zgonu przedstawiony przez Emmę JillBallentine jest fałszywy.Dane te nie figurują w powiatowymrejestrze.Emma Jill Ballentine może być córką E.E.Ballentine,ale nie Edwarda Everetta, właściciela Balleymore [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •