[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Coś naprawdę lepkiego, żebyś w końcu miał takie zęby jak ja?Nie lubię, jak Mama szydzi.Bierzemy się za czytanie zdań z książek bez obrazków, teraz kolej na Chatę zestrasznym domem i bielutkim śniegiem. Odtąd - czytam - on i ja się bujamy, jak mówią teraz dzieciaki; umawiamy się nakawę czy też - w moim przypadku - czaj, bardzo gorący i podawany z mlekiem sojowym.- Zwietnie - mówi Mama.- Tylko sojowym powinno się rymować z bojowym.Osobom z książek i telewizora ciągle chce się pić, piją piwo i sok i szampana i kawęlatte i różne inne płyny, czasem, jak się cieszą, stukają swoimi szklankami o inne szklanki, aleich nie tłuką.Czytam to zdanie jeszcze raz i dalej nic nie rozumiem.- Kto to jest on i ja, to oni są dzieciaki?- Hmm - mruczy Mama, zerkając mi przez ramię.- Wydaje mi się, że dzieciaki todzieci w ogóle.- Jak to w ogóle?- Masa dzieci.Próbuję ją zobaczyć, tę masę, jak się razem bawi.- Takich prawdziwych dzieciczłowieków?Mama się nie odzywa przez minutę, a potem potwierdza, bardzo cicho.Czyli to byłaprawda wszystko, co mówiła.Jeszcze ma ślady na szyi, ciekawe, czy kiedyś zejdą.***W nocy mruga Lampą, budzę się w Aóżku.Jasno, liczę do pięciu.Ciemno, liczę dojednego.Jasno, liczę do dwóch.Ciemno, liczę do dwóch.Mruczę pod nosem.- Jeszcze trochę.- Mama wpatruje się w Okno, całe czarne.Przy Drzwiach nie ma worka ze śmieciami, czyli na pewno przyszedł, jak spałem.- Mamo, proszę.- Za chwilę.- Oczy mnie bolą.Pochyla się nad Aóżkiem, całuje mnie koło buzi i przykrywa głowę Kołdrą.Zwiatłodalej mruga, ale ciemniej.Po chwili wraca do Aóżka i daje mi się poczęstować, żebym z powrotem zasnął.***W sobotę Mama robi mi dla odmiany trzy warkocze, śmiesznie się z nimi czuję.Potrząsam buzią, żeby mnie grzmotnęły.Dzisiaj nie oglądam planety z kreskówkami, wybieram po trochę ogrodnictwa,gimnastyki i wiadomości, i za każdym razem, jak coś widzę, pytam: Mamo, czy to jestnaprawdę? , a ona twierdzi, że tak, oprócz kawałka filmu o wilkołakach i kobiecie pękającejjak balon, to tylko efekty specjalne, czyli rysunek z komputera.Na lunch jemy curry z ciecierzycy z puszki i jeszcze ryż.Chciałbym się pobawić w supergłośne Krzyki, ale w weekendy nam nie wolno.Prawie całe popołudnie bawimy się sznurkiem w Przeplatanki, udaje nam się wypleśćróżne figury: Tory Tramwajowe i Karo i %7łłób i Druty i ćwiczymy jeszcze Skorpiona, alepalce Mamy zawsze się blokują na koniec.Na kolację małe pizze, po jednej dla każdego i jedna na pół.Potem oglądamy planetę, na której osoby noszą dużo ubrań z falbankami i wielkiebiałe włosy.Według Mamy oni istnieją naprawdę, ale udają człowieków, którzy umarli setkilat temu.To jakaś taka zabawa, ale niezbyt fajna.Mama wyłącza telewizor i pociąga nosem.- Dalej czuję to curry z lunchu.- Ja też.- Smaczne było, ale zapach się okropnie długo utrzymuje.- Smakowało też okropnie.Zmieje się.Plamy na szyi robią się niedużejsze, zielonkawe i żółtawe.- Opowiesz mi coś?- Aco?- Coś, czego jeszcze nie słyszałem.Mama uśmiecha się do mnie.- Wydaje mi się, że teraz już słyszałeś tyle co ja.HrabiaMonte Christo?- Słyszałem to miliony razy.- Gulijack w Krainie Liliputów?- Miliardy.- Nelson na wyspie Robben?- Potem wyszedł za dwadzieścia siedem lat i zrobił rząd.- Złotowłosa i trzy misie?- Za straszne.- Przecież misie tylko na nią warknęły.- Nie szkodzi.- Księżna Diana?- Miała zapiąć pasy.- No widzisz, wszystko już wiesz - prycha.- Poczekaj, przypomniałam sobie coś osyrenie.- Mała syrenka.- Nie, coś innego.Pewnego wieczoru, kiedy syrena leży na skałach i czesze włosy,zakrada się rybak i znienacka łapie ją w sieć.- %7łeby ją usmażyć na kolację?- Nie, nie, zabiera ją do siebie, do chatki, i syrena musi zo-stać jego żoną - opowiadaMama.- Odbiera jej czarodziejski grzebień i syrena nie może wrócić do morza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]