[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Agent sapnął i wypuściłmniejszy pistolet, który trzymał w ręce.Upadł z brzękiem na podłogę, a agent dyszał,trzymając się za nogę zdrową ręką.- Daj mi telefon, natychmiast.Zajęło to kilka sekund, ale w końcu mężczyzna przeszukał kieszenie i drżącymidłońmi wyjął zakrwawiony przedmiot.Jeremiah wziął telefon komórkowy i wyciągnął domnie rękę.- Chodz.Nie byłam pewna, czy jest już bezpiecznie, ale nie chciałam tu zostawać, więcchwyciłam go za rękę i ostrożnie zrobiłam krok nad leżącym agentem.- Przykro mi z powodu pana rodziny - szepnęłam, a Jeremiah pogonił mnie w stronęwyjścia.Zanim wyszliśmy, Jeremiah pochylił się i sprawdził puls starszego agenta, który nadalleżał na ziemi.- %7łyje - powiedział, po czym przeszukał kieszenie mężczyzny, wyjął kluczyki dosamochodu i wyciągnął mnie na zewnątrz.Czułam się dziwnie, siadając na fotelu pasażera po stronie, którą mój umysł uważał zamiejsce kierowcy.- Dokąd jedziemy? - spytałam, kiedy Jeremiah uruchamiał czarną taksówkę.- Nie wiem, ale tu nie możemy zostać.Ledwie wyjechaliśmy na drogę, zadzwonił telefon komórkowy w kieszeni Jeremiaha.Spojrzeliśmy na siebie.Odebrał, przełączając aparat na tryb głośnomówiący.- Status ładunku?Bez trudu można było rozpoznać głos Marie, ale jej słowa, z jakiegoś powodu,przyprawiły mnie o dreszcz.Modliłam się, by nie miała z tym nic wspólnego.- %7łyje - warknął Jeremiah.- Aadunek sam sobie radzi.Nastąpiła cisza, a ja niemal słyszałam, jak kobieta każe ludziom namierzyć telefon.- Co zrobiliście z moimi ludzmi?- Pani agent był niebezpieczny, zaatakował nas pierwszy.Powiedział, że ma rodzinę.Chyba wszyscy wiemy, kogo miał na myśli.- Panie Hamilton, niech pan się zatrzyma tam, gdzie pan jest.Przyjedziemy i wszystkowyjaśnimy.- Nie.- Odpowiedz Jeremiaha była krótka i słodka.- Pani sposobu już próbowaliśmy,teraz kolej na mój.- Panie Hamilton, jeżeli będzie pan próbował sprowadzić tu swój oddział i wywołamiędzynarodowy incydent.- On już jest międzynarodowy, pani Gautier.Może zapomniała pani o Dubaju? Jeżelisię czegoś dowiem, niezwłocznie powiadomię pani biuro.Do widzenia.Wyłączył mikrofon, ale usłyszałam piskliwy głos agentki Interpolu, zanim sięrozłączył.Opuścił szybę i wyrzucił telefon przez okno, a potem przyspieszył na wąskiejdrodze.- Musimy znalezć nowy samochód i telefon.- Czerwone budki to pewnie telefony publiczne, może w następnym miasteczku takabędzie.- Co jeszcze wydarzyło się na statku?Pytanie mnie zaskoczyło.Spojrzałam na niego gniewnie.- W tej chwili chcesz o tym rozmawiać?- Tak.Westchnęłam i wyjrzałam za okno.- Twój brat uratował mi życie.Dwa razy.Uniosłam rękę i dotknęłam rany na szyi.Jeszcze się nie zagoiła.- Raz przed innym handlarzem bronią, który, hm.chciał zaatakować, a potem przedsabotażystą z nożem przy moim gardle.Milczeliśmy przez chwilę.- Dlatego się z nim przespałaś? - spytał.- Nie - odpowiedziałam bez namysłu, ale po chwili się nad tym zastanowiłam.Do tejpory nie chciałam analizować sytuacji, bo czułam się w tym wszystkim zdezorientowana.-Może.Na pewno miało to jakiś wpływ, może nawet bardzo duży - westchnęłam.- Wiem, żemnie porwał i wiem, że są z nim same kłopoty, ale.- Zawiesiłam głos, próbując zrozumiećcałą sytuację.- Kiedy odszedłeś, cierpiałam.Potwornie.Moją miłość nazwałeś frazesemi zniknąłeś.Nie wiedziałam, czy wrócisz.Pojawił się Lucas, dał mi wybór, mogłam zostaćalbo pójść, a kiedy wybrałam ciebie, porwał mnie i wsadził na ten statek.- Przykro mi.Zamrugałam.Te słowa w ustach Jeremiaha brzmiały więcej niż dziwnie.- Z jakiego powodu? - spytałam, nie bardzo wiedząc, co myśleć na temat tegowyznania.- Nie zadbałem o twoje bezpieczeństwo.- Ty naprawdę nic nie rozumiesz? - Zamknęłam oczy i oparłam głowę na fotelu.- Więc co chciałabyś usłyszeć?- Co bym chciała.- Jęknęłam, sfrustrowana i założyłam sobie ręce na piersiach.-Chciałabym, żebyś sam na to wpadł.- Lucy.- O mało nie zostałam zgwałcona, mało mnie nie zabili! Może ty wiesz, jak sobieradzić w takich sytuacjach, ale ja nie.Potrzebowałam pocieszenia, poczucia bezpieczeństwa,nie wiedziałam, czy ciebie w ogóle obchodzi to, że jestem.Rozmowa mnie rozzłościła, wydobyła ze mnie emocje, z którymi jeszcze się nieuporałam.Westchnęłam niespokojnie i wyjrzałam przez okno.Samochód kołysał nas lekkona brukowanej drodze.- Ale winisz mnie za to, co się stało.- Nie, Jeremiahu, nie winię cię - westchnęłam.- W takim razie, dlaczego.- Cholera, nie wiem! - Miałam ochotę rwać sobie włosy z głowy.- Po co w ogóleo tym rozmawiamy? Od samego początku stawiałeś sprawę jasno.%7łe jestem twoim małymbrudnym sekretem, kazałeś mi podpisać umowę.- Więc jednak twoim zdaniem to moja wina.- Boże.- Zakryłam usta dłonią.- Po co ja się z tobą kłócę? - Czułam się, jakbymwaliła głową w mur.- Muszę zrozumieć - nalegał.- Jednego dnia mówisz, że mnie kochasz.- Na co ty się wypiąłeś.- Lucy, poszedłem się przejechać.- Powiedziałeś mi nie.A potem odszedłeś.- Wszędzie cię szukałem - wybuchnął, waląc w kierownicę.- Szlag, kiedy wróciłemdo tego cholernego domu i zorientowałem się, że cię nie ma, zrobiłem wszystko, co mogłem,żeby cię odnalezć.Bez ciebie, ze świadomością, że jesteś w niebezpieczeństwie i że nic niemogę zrobić, cierpiałem.Nie mogłem oddychać, ledwie mogłem funkcjonować, bo.-Zawiesił głos i zamarł.- Bo co? - Złość wylała się ze mnie razem z jego krzykiem, jakby jego wybuch stał sięmoim własnym katharsis.Nie wiedziałam, dlaczego wstrzymuję oddech.- Bo mnie kochasz?Zamierzałam wypowiedzieć te słowa z sarkazmem, ale wydobył się ze mnie szept.Nieodpowiadał przez długą chwilę.Patrzył prosto przed siebie, za szybę i mocno ściskałkierownicę.W końcu oderwał lewą dłoń i położył na desce rozdzielczej, wnętrzem dłoni dogóry, jakby chciał, żebym ją uścisnęła.- Może.Wpatrywałam się w niego ogłuszona, z ustami otwartymi z niedowierzania.Naglewezbrały we mnie emocje, które spotęgowały złość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]