[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przezchwilę myślał, że Joan odłączyła videofon, ale nie działał nawet jegonadajnik nadprzestrzenny.Próbował skontaktować się z obsługątechniczną obiektu, jednak Zarg poinformował go, że to nic nie da.Zakłócenia powodował Czerwony Karzeł, akurat teraz destabilizowałwszystkie pola transmisji.Porter przyjął wyjaśnienie bez komentarza.Zrozumiał, że terazzdani są na łaskę i niełaskę kanclerza.Nawet jeśli będą chcieli kogośpoprosić o pomoc, nie będą mieli na to najmniejszych szans.Mężczyzna przerwał pracę w laboratorium.Miał ochotę na mocnytrunek.Nalał do szklanki whisky i pociągnął długi łyk.Musiał przyznać,że na jakości napitków tu nie oszczędzano.Postanowił z tego skorzystać.Zamyślił się.Nie wiedział, na co wcześniej liczył.Bardzo chciałzadzwonić do domu.Porozmawiać z żoną i córką.Być może dopadło gozwątpienie, czarne myśli niedające spokoju, odkąd zdecydował się naudział w misji.Nie potrafił sam sobie udzielić odpowiedzi na proste pytanie.Czymówił wtedy szczerze? Czy rozmawiając na kosmodromie z żoną, tużprzed wylotem, powiedział prawdę, kiedy obiecywał, że będzie to jegoostatni lot?Być może Joan znała go lepiej niż on sam.Oszukiwał sam siebie?Czy znów po tygodniu, miesiącu wróciłby jak pies do Pawłowa.TutajPorter zaśmiał się, upił kolejny łyk.Pies Pawłowa.Był właśnie takimpsem.Na każde zawołanie, pupilek łasy na nagrody i pochwały.Pierwszy w kolejce do względów swojego pana.Bał się czasem jak jasna cholera.Wiele razy, gdy wyjeżdżał namisję, strach nie pozwalał mu oddychać i trzezwo myśleć.Dopiero gdywpadał w rutynę, w wir pracy, gdy poczuł zapach miejscowegolaboratorium, czuł się jak u siebie w domu.U siebie w domu.Porter zaśmiał się cynicznie.Nie tam miał byćjego dom.Dolał trunku.Zrobiło mu się gorąco.Musiał podejść do okna.Zabezpieczenia pozwoliły mu je jedynie lekko uchylić.Powiewu wiatru itak nie poczuł.W tym mieście wiatru nie było.Joan miała rację.Nie odszedłby z OBP-u.Nie zająłby się pisaniemrozpraw naukowych, za żadne skarby nie przyjąłby ciepłej posadki nauczelni.Wystarczyłaby jedna, krótka informacja od Pawłowa.Zagrożenie na jakimś zadupiu.Akcja, adrenalina. Przepraszam cię, Joan. powiedział cicho i napił się za zdrowiejej i Andrei. Przepraszam.Zrobiło mu się żal samego siebie.To był jasne.On nigdy się niezmieni.Ruch nisko w dole na ulicy zaskoczył go.Był pewny, że widzidwie postaci idące w stronę głównego wejścia.Czy to Macloud iChandler?Porter zabrał się do wyjścia, ale w drzwiach jeszcze się zawahał.Wrócił po butelkę i dopiero wtedy opuścił pokój.ROZDZIAA 20 Miałem problem z trafieniem do ciebie.Najpierw poszedłem doMaclouda. Porter zamilkł, gdy zobaczył, w jakim stanie jest Chandler. Chyba ty mu powiesz, Sanders powiedział Michael.Był bladyjak ściana. W gadaniu jesteś całkiem niezły. Chłopak znalazł trupa. skomentował krótko android. Jak totrupa? Porter zmarszczył brwi.Odstawił butelkę,.która miał pod pachą na stół. Mogę się napić? Chandler wskazał trunek. Pewnie. Dave popatrzył na niego ze współczuciem. Bierz. Poszukam szklanki.a w tym czasie wy sobie pogadajcie.Chandler wstał z fotela i skierował się w stronę przenośnego barku.Bolała go głowa.Krew huczała w skroniach, jakby miała doprowadzićdo eksplozji czaszki.Po chwili otworzył dolną szafkę i wyjął trzyszklanki z grubego szkła.Wziął też drugą butelkę takiej samej whisky,którą przyniósł doktor.Gdy wrócił do saloniku Macloud i Porterprzerwali rozmowę. Już wiesz? zapytał Chandler. To jest.to wszystko jest trochę zbyt pogmatwane Porterzdobył się na szczerość.Z wdzięcznością przyjął szklankę, którąMichael napełnił.Macloud odmówił trunku. Rozumiesz, o co chodzi z tymi napisami? zapytał Chandler,siadając na krześle.Dave potrząsnął głową.Widać było, że nad czymś myśli, zawahałsię. Odcięli nas tutaj.Nie mamy połączenia z Ziemią.Tak naprawdęnie mamy połączenia z nikim.Myślę, że zagłuszają wszystkie sygnały. Wpadliśmy jak śliwki w kompot.No może dwie śliwki i śrubka zaśmiał się ze swojego żartu Chandler.Mocny trunek sprawił, że naglezobojętniał na wszystko.Macloud nie zareagował na docinek.Porter spojrzał na androida i Chandlera, wyczuł, że doszło międzynimi do spięcia. Jest tu jakiś podsłuch? zapytał. Nie. Sanders pokręcił głową. Sprawdziłem nasze pokoje ikorytarz.Nie podsłuchują nas, ani nie obserwują. W sumie nie muszą i tak są panami sytuacji. Chandler wzruszyłramionami. Nikt po nas nie przyleci w ciągu najbliższych kilku dni powiedział Dave po dłuższej chwili. Może jeśli odnajdziemymaszynę.będę w stanie ją uruchomić i przerzucić nas do OBP-u. Chyba sam w to nie wierzysz wypalił Michael. Może się udać, jeśli. Jeśli wcześniej nas nie wykończą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]