[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nourissier i Infante poszli za nim izobaczyli, jak wychodzi z pensjonatu komicznym krokiem, zarazemzdecydowanym i chwiejnym.Właścicielka przyłączyła się do nich iskomentowała, kręcąc głową: Patrzcie tylko, ale dziś sędziego wzięło!Naraz Santillana zatrzymał się pośrodku ulicy i zagrzmiał: Mordercy! Zmierć Franco i jego zwolennikom, śmierć GwardiiObywatelskiej!Nourissier, zaalarmowany, zamierzał ruszyć w ślad za nim, leczwłaścicielka wyperswadowała mu to łagodnie: Proszę go zostawić w spokoju, nic się takiego nie dzieje.Nie poraz pierwszy urządza nam tu coś takiego.Wszyscy udają, że nic sięnie stało, nawet obywatelscy.Wtedy Infante ruszył ku drzwiom.Psychiatra próbował go za-trzymać: Dokąd, u diabła, idziesz? Puść mnie! Ale, Carlos, co zamierzasz zrobić?Infante spojrzał na niego z wściekłością, odsunął rękę, która za-gradzała mu przejście. Mam dosyć tego całego gówna! Rozumiesz? Dosyć! Chcętylko odetchnąć świeżym powietrzem, nic więcej.Rzucił się w noc.Właścicielka uśmiechnęła się do Nourissiera ipowiedziała rozsądnie: Panie doktorze, proszę pójść się położyć; nie warto wychodzićna taki ziąb.To normalne zachowanie pańskiego przyjaciela.Sędzia,gdy się napije, każdego doprowadza do szału.Biedaczek, od kiedyumarła mu żona, wydaje się, że postradał zmysły.Wiadomo, tyle latmałżeństwa.255 Francuz rozważył radę, jaką otrzymał, i poszedł do swego pokoju.Infante zorientował się, że wychodząc tak pospiesznie, nie zabrałżadnego okrycia.Wszystko jedno, nieco chłodu może złagodzi obu-rzenie, które nadal odczuwał.Ten cholerny zgrzybiały starzec wy-stawił ich na ryzyko i idiotyczną stratę czasu.Najbardziej go jednakwściekało, że dokładnie przewidział to, co nastąpi: Santillana wyko-rzystał ich, by złagodzić własne poczucie winy.Na domiar wszyst-kiego ojcowskie posunięcia Nourissiera jedynie dodały mu skrzydeł,by wyrzygać swe grzechy, tak jakby chodziło o rytualną spowiedz.Jeśli będą nadal podążali tą drogą, donikąd nie dojdą.Jaki sens mawysłuchiwanie tych wszystkich historii, w których sentymentalizmmiesza się z okrucieństwem? On sam dołożył niewypowiedzianychstarań, by pozostawić za sobą cały powojenny brud; ale, jak w sennymkoszmarze, nieszczęścia jego przeklętego kraju zdawały się go ścigaćbez miłosierdzia.Był przekonany, że główną odpowiedzialność za tęwiwisekcję bólu ponosi Nourissier.Zachowywał się jak ktoś w ro-dzaju entomologa ludzkiego cierpienia i zachwycało go, że możezbliżyć lupę do wspaniałych okazów nieszczęścia, jakich dostarczałamu ta ziemia.Skierował się do najbliższego baru, ale o tej porze już był za-mknięty.Zaczęło padać, więc postanowił wrócić do pensjonatu inapić się, sięgając do swych zapasów.Ten spacer, choć krótki, po-służył mu przynajmniej jako środek uspokajający.Kiedy już zawra-cał, jakiś cień wyszedł mu na spotkanie. Dobry wieczór  odezwał się mężczyzna, salutując po woj-skowemu.Zaraz rozpoznał porucznika Alvareza. Wszystko w po-rządku?Dziennikarz spojrzał na niego ze ściągniętą twarzą.Na widokgwardzisty natychmiast powrócił mu zły humor.256  Wszystko w porządku, panie poruczniku  wycedził przezzęby.Kątem oka dostrzegł jego ironiczny uśmieszek, który odebrałjak splunięcie prosto w twarz. Oczywiście  dodał. Nie ma takiejpotrzeby, żeby nas śledzono na pański rozkaz.Lekarz jest nieszko-dliwy i nie wpakowaliśmy się w nic paskudnego.Chyba że GwardiaObywatelska nie ma nic lepszego do roboty.Bez słowa, tak że nie można było przewidzieć, co zamierza uczy-nić, Alvarez podszedł ku niemu, niczym automat wyciągnął rękę iprecyzyjnie wymierzył mu brutalny cios pięścią w nos.Infante skuliłsię, osłaniając twarz.Zaraz potem prąd wściekłości przebiegł przezjego ciało, napiął się cały.Lecz porucznik miał się na baczności. Jeśli mnie dotkniesz, zabiję cię, Infante.Dokładnie tak, jaksłyszysz, wpakuję ci kulkę w czoło, i pokój na ziemi, i chwała nawysokościach.Uniósł dłoń do pasa, obserwował go lodowatym wzrokiem.Infantewypluł krew na ziemię.Porucznik kontynuował: Chcę, żebyście obaj, ty i ten doktorek, czym prędzej opuściliMorelle.Lepiej jutro niż pojutrze. Oskarża się nas o coś konkretnego? Mógłbym was oskarżyć o pedalstwo, zdradziły mi to wasześmieszki, spojrzonka i turlanie się po polach; ale ty dobrze wiesz, jakamogłaby być trajektoria prawdziwego oskarżenia.Zatem.w drogę!Wrócisz do Barcelony i wyślesz tego dozorcę obłąkanych do jegokraju.Nie kuś losu, Infante, tak jak jest, jest w porządku.Ach, za-pomniałbym! Sędziego zostawcie raz wreszcie w spokoju, on ma dośćswoich kłopotów.Dobrej nocy, caballero, miłego wypoczynku.Odwrócił się plecami, tym razem już na dobre.Jego kroki roz-brzmiały w opustoszałej, mokrej uliczce.Infante dotknął nosa, któryteraz bardzo go bolał. Co za skurwysyn  szepnął.257 W głębi duszy poczuł ulgę.Pominąwszy frustrację, że nie może sięuwikłać w walkę z nim, płacąc mu pięknym za nadobne, otrzymanieciosu pięścią od reprezentanta władzy stanowiło pewien przywilej.Poczuł ochotę, by się roześmiać.Zauważył, jak krew kapie mu nakoszulę.Powinien wrócić do pensjonatu.Wydawało mu się, że wszyscy już poszli spać.Przeszedł na pa-luszkach przez korytarz.W pokoju Nourissiera paliło się światło.Wszedł do swojego i przejrzał się w lustrze: miał twarz napuchniętą ibrudną od krwi.Umył się zimną wodą.Wypił duszkiem szklankęwhisky.Napełnił ją ponownie i usiadł na łóżku.Nie kuś losu, Infante,tak jak jest, jest w porządku.Wypił wolno, spokojnie.Musiał sięzastanowić.Następnego ranka, gdy tylko otworzył oczy, poczuł rozproszonyból przy oddychaniu.Podszedł natychmiast do lustra.Nos byłspuchnięty, a krwiak przemieścił się w stronę prawej kości policz-kowej, która nabrała fioletowej barwy.Wahał się, czy zejść do jadalniw takim stanie.Jak to wyjaśni Nourissierowi? Jeśli powie mu prawdę,Francuz może rozpętać rewolucję na własny rachunek: zadzwoni doswojej ambasady lub pójdzie osobiście do koszar, aby zaprotestować.Nie widział jednak sposobu, by to ukryć: Francuz nigdy by mu nieuwierzył, że miał wypadek lub odbył walkę na pięści z miejscowym.Zdecydował zatem opowiedzieć mu tylko część prawdy, tę, która gonie skompromituje, a której ogólny zamysł podsunął mu sam Alvarezswymi pogróżkami.Tak czy inaczej, najważniejsze było zmykać stądczym prędzej.Zszedł do jadalni jako pierwszy.Właścicielka prawie nie zwróciłauwagi na jego wygląd.Ograniczyła się do podania mu kawy, posta-wiła na stole grzanki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •