[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choć może jako malarza interesowała go ar-tystyczna, a nie finansowa wartość obrazów i nie śledził au-kcji sztuki.Albo był przekonany, że posiada nie oryginał,tylko kopię.— Czy Stańczyk wspomniał może, że ta jego Da-ma z piwoniami jest kopią?— Kopią? Ale dlaczego ktoś miałby kraść kopię, jak ory-ginał jest wart milion? — Gajda, nie znając przemyśleń ko-misarza, zareagował niezbyt logicznym pytaniem.-274-Przygodny wyjaśnił, o co mu chodzi.— Hm.— Aspirant starał się odtworzyć w pamięci roz-mowę z profesorem.— Nie wydaje mi się.Chyba w ogóle nicna ten temat nie mówił, podał tylko tytuł i autora.Ale myślę,że to był oryginał.— Dlaczego?— Bo Stańczyk opowiedział mi anegdotkę, jak podpuszczałtym obrazem studentów.Bardzo go to bawiło i na pewno opo-wiedział ją też Ratajczykowi.A Ratajczyk musiał zainteresowaćsię tematem, sprawdził, że obraz jest wart kupę kasy, i zatrosz-czył się, by zmienił właściciela.Jeśli tak zrobił, to musiał miećpewność albo przynajmniej żywić przekonanie, że jego łupempada oryginał.A przecież nie wykonał sam ekspertyzy, tylkopewnie polegał na tym, co przekazał mu Stańczyk.— Co do Ratajczyka, jest nowa teoria, według której był-by niewinny.Przygodny zreferował aspirantowi pokrótce wnioski Kuriaty.— Co pan o tym sądzi?— Na razie tyle, że jeśli można zapobiec kolejnemu mor-derstwu, należy to zrobić, nawet jeśli teoria nie jest bardzoprzekonująca.Dla mnie języczek u wagi stanowi fakt, że prze-szukanie u Ratajczyka nic nie dało, co każe szukać mordercygdzie indziej.A wariat nie byłby złym kandydatem, psychicz-nie chory zabójca nie jest akurat wyjątkiem w historii krymi-nalistyki.Musimy go ustalić.Właśnie w tej sprawie dzwonię.Zdobądź mi przychodzące billingi.— Przygodny zerknął nakartkę, którą trzymał między kciukiem a palcem wskazują-cym złamanej ręki, i podyktował aspirantowi numery.—W dniach morderstw plus następne dwa dni.Tylko sam rozu-miesz, oficjalnie swoją drogą, ale nieoficjalnie potrzebujemynatychmiast.Podskocz do operatorów i zrób raban: zagrożo-ne jest życie ludzkie i tak dalej.— Jasne, szefie, rozumie się samo przez się — mimo tej de-klaracji w głosie Gajdy nie było słychać zwykłego entuzjazmu,-275-z jakim przystępował do wyznaczanych mu zadań.Przygod-ny domyślił się przyczyny.— Obrazu oczywiście nie skreślamy, milion jako motywto nie w kij dmuchał.Przekaż kolegom, że rozglądamy się zatą Damą z piwoniami i że ma związek z zabójstwem.Zresztąidę teraz na izbę zatrzymań pogadać z Ratajczykiem, więc po-ciągnę go za język w tej sprawie.Komisarz spojrzał na wyłaniające się przed nim ceglane mu-ry wzorowanej na średniowieczną warownię budowli.Komplekssądowo-więzienno-policyjny w kwartale zamkniętym ulicamiŚwiebodzką, Druckiego-Lubeckiego, Sądową, Podwale i Łąko-wą budził respekt.Taki był chyba zresztą zamysł pruskich ar-chitektów, którzy w połowie XIX wieku wznieśli te budynki,żeby potęgę i majestat wymiaru sprawiedliwości wyrazić w ka-mieniu.Po raz pierwszy przyszła do głowy Przygodnemu reflek-sja, która pewnie nigdy by mu się nie nasunęła, gdyby pracowałwe współczesnym przeszklonym biurowcu, iż jest tutaj tylkochwilowym gościem, że dawno przed nim jakiś Abenteuerlich ścigał stąd bandytów i że pojawią się jeszcze całe pokolenia na-stępców, zanim w miejscu tych gmachów staną nowe.Abenteuerlich.Przygodny.Wedle rodzinnej legendy nie-typowe nazwisko zawdzięczał prapradziadkowi, hultajowii szelmie, który oczywiście w dokumentach figurował jakoPrzygodzki, ale po jednym ze swoich występków zaczął sięposługiwać nieco zmodyfikowanym nazwiskiem, żeby utrud-nić stróżom prawa natrafienie na jego trop.Po wejściu do komendy komisarz od razu zszedł na dół,do izby zatrzymań i nacisnął dzwonek przy obitych blachądrzwiach.Nikt nie zareagował, dopiero kiedy zadzwonił dru-gi raz, otworzyła się klapka.— Co jest?! Nie pali.— w okienku ukazała się rozzłosz-czona twarz funkcjonariusza, ale gdy zobaczył, z kim ma doczynienia, zmienił ton.— O, pan komisarz, przepraszam, niepoznałem.— Chcę porozmawiać z Ratajczykiem.Piotr Ratajczyk.-276-Funkcjonariusz sprawdził na rozpisce, w której celi sie-dzi zatrzymany, wpuścił komisarza i poprowadził go krótkimkorytarzem do właściwych drzwi.Zgodnie z regulaminem po-winien odebrać od niego broń, ale regulamin w polskich służ-bach to papier mający status o tyle wyższy od toaletowego, żewiesza się go na ścianie, a nie podciera sobie nim tyłek.Przy-najmniej nie dosłownie.Przygodny często zżymał się z tegopowodu; na stażach zagranicznych, raz był w Belgii, a raz w Irlandii, przekonał się, że jasny, niebiurokratyczny i prze-strzegany regulamin znakomicie usprawnia pracę.Niestety,w Polsce takie zarządzenia powstają jakby przy założeniu, żenikt ich nie będzie przestrzegał, więc można zawrzeć w nichdowolne bzdurne wymogi.Do nieżyciowych, formalistycznychzaleceń trudno się stosować i koło się zamyka.— Niech pan go schowa do jakiejś szafki — Przygodnypodał funkcjonariuszowi pistolet [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •