[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wypił.Pierwszy raz w życiu.I jego przyjaciele, co też ja mówię nie przyjaciele, lecz szumowiny,postanowili włamać się do kiosku czy jakiegoś straganu, a jemu kazali stać, pilnować i w razie czego ostrzec ichgwizdem.Pan wie, jak to się robi.No i gwizdnął, czy też nie zdążył.Wszystkich zgarnęła milicja.Orzeczono, żebyła to zaplanowana akcja.Nieszczęście polegało na tym, że chłopak organicznie nie znosił zamknięcia.Duszaartysty! Choć jeszcze wtedy nie był malarzem, lecz dzieckiem, chłopcem szesnastoletnim! Nie mógł pogodzić się ztym straszliwym absurdem.I popełnił jeszcze dwa niewybaczalne głupstwa.Najpierw.Proszę mnie tylko dobrzezrozumieć!.usiłował zbiec? Tak! Skąd pan. Nietrudno się domyślić.Złapali go i podwyższyli karę. No właśnie.Wówczas Misza próbował odebrać sobie życie. Pan go uratował? Pomogłem mu.Uratowała wojna.Zgłosił się na front.I przeżył jeszcze ponad ćwierć wieku. To jest krok naprzód.Ale jak obliczać te kroki? Ile ich jest Spotkałem się z nim w Moskwie, na wystawie.Bałem się w owym czasie spotkań ze znajomymi.Przypominały mi o przeszłości, a przeszłość już nie istniała.%7łycie rozpadło się na dwie części p r z e d i p o.Nie szukałem mostu.Majaczyły tam sny młodzieńcze, baśnie, a ja się zbudziłem, nie dośniłem cudownych snów inie chciałem ich już oglądać.Przepraszam.Mówiliśmy o Miszy, nie o mnie.Zapomniałem się i zboczyłem ztematu.Otóż pewnego dnia wstąpiłem na wystawę obrazów.Bądz co bądz sztuki plastyczne nie sądla mnie obcą dziedziną.Nazwisko malarza nic mi nie mówiło. Jak to? Misza zmienił nazwisko.On także unikał kontaktów ze starymi znajomymi.Ale ja rozpoznałem jeden pejzaż mglisty dzień na północy w niemal zupełnie zgaszonych barwach.Nie rzucał się w oczy, zwiedzający niezatrzymywali się przed nim, lecz ja.widziałem tę tundrę w innej oprawie.I zapragnąłem spojrzeć na autora.Rozumie pan, tu rzecz nie na tym polega, że go złapałem za rękaw waciaka, gdy chciał się targnąć na swoje życie.Nie dlatego ucieszył się ze spotkania.Dziwne, tak tylko w życiu może się zdarzyć.Kiedyś, jeszcze przedaresztowaniem, byłem przypadkowo w szkole, do której chodził Misza, widziałem jego rysunki.Utkwiły mi wpamięci.I pózniej, tam , powiedziałem mu, że rozmyślałem o jego rysunkach, a głównie o tym, jak człowiekpowinien żyć, chronić siebie, jeśli został naznaczony, jeśli płonie w nim iskra prawdziwego talentu.Mówiłem to, cotysiące razy powtarzałem sobie, i nie mogłem uwierzyć, zabrakło mi bowiem prawdziwego talentu, jak i wieluinnych rzeczy, nie byłem naznaczony.A on był! I uwierzył i przetrwał.Jako artysta przetrwał, rozumie pan? Za towłaśnie mnie cenił.Bo za rękaw mógł go równie dobrze złapać strażnik: Hola, chłopie! Nie wolno ci swoim życiemrozporządzać! A mnie potem lżej było żyć.Nie na próżno przecież istniałem, nie bez pożytku mimo wszystko.Mazin rozumiał, że Kusznariewa trudno powstrzymać i że popełnia okrucieństwo przerywając mu te zwierzenia,musiał jednak przemyśleć nowe fakty, znalezć związek między nimi. Aleksieju Fomiczu, czy pańskim zdaniem Kaługinukrywał przeszłość wyłącznie ze względów moralnych, osobistych, a nie z praktycznych? Praktycznych? Studiował przecież, wyjeżdżał za granicę, wypełniał ankiety, pisał życiorys.Czy i tam zatajał.Kusznariew siedział pod ścianą.Poza kręgiem przyćmionego światła, odgraniczonego abażurem. Otóż to! Już się pan dobrał, dogrzebał! Dlaczego pan nie jest zdolny myśleć inaczej, jak tylko w kategoriachkodeksu karnego? Dlaczego pan nie wierzy, że człowiek może sam siebie i potępić i uniewinnić? Tak postąpił Kaługin? Nie pytałem.Nie interesowało mnie to, ponieważ wiedziałem, że postąpił słusznie.Przestał istniećchłopaczek trzęsący się na rogu, gdy jego koleżkowie wyłamywali zamek.Tamtego trzeba było ukarać za to, że niemyślał, mając głowę na karku nie zastanowił się, co czyni.To był głuptas, a nie człowiek w pełnym słowaznaczeniu, nie indywidualność.Michał Kaługin natomiast nie podlega już formalnościom.Zapłacił długi, zasłużyłsobie na dobre imię.Jako człowiek, jako artysta.Sumienie było mu sędzią.I błahe drobiazgi nie odgrywają tu żadnejroli. Odgrywają zaprzeczył Mazin. Wygląda na to, że Kaługin zmienił nazwisko nielegalnie i ukrywałprzeszłość świadomie, a nie po prostu nie lubił o niej mówić. Krwią przelaną na froncie zasłużył sobie.swoim talentem. Aleksieju Fomiczu, niech pan postara się mnie zrozumieć! Pański przyjaciel rzeczywiście nie podlega jużformalnościom.I nie o to mi chodzi, by oczerniać pamięć nieżyjącego człowieka.Jego postępowanie interesuje mniez całkiem innego punktu widzenia.W jakim stopniu zaszkodziło onojemu samemu? Czy podpisując się po raz pierwszy cudzym nazwiskiem, nie podpisał tym samym wyroku śmierci nasiebie?Kusznariew przysunął się bliżej lampy. Więc w tym kierunku pan poszedł? Posuwam się omackiem, punkty orientacyjne we mgle.A tu jeszcze ten samolot.Nie mogę go oddzielić odśmierci Kaługina.I połączyć nie mogę.Nie widzę w tej śmierci logiki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]