[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W mroku, rozjaśnionyblaskiem śniegu, wyślepiał zza okularów oczy na Edka.Pod pachą trzymał teczkę wypchanąpapierzyskami.Edek nie zwrócił uwagi na słowa Klema, wgapił się tylko w tę teczkę.Głosjego zabrzmiał tłumioną pasją. Idziesz do nadleśnictwa? Przepisywać te swoje gryzmoły? Tak.A czemu. nie dokończył.Edek przerwał mu śmiejąc się grubo. Idz sobie do tej sikuchy, idz! Tylko mi nie zawalaj o przepisywaniu.A ode mniemożesz ją pozdrowić i powiedzieć, że jest nudna jak flaki.Nudna i głupia. Edek. Tak, głupia jak but! I brzydka jak nieszczęście! Cnotuchna cholerna.Ale zaprosze-nie na zabawę podtrzymuję niech przyjdzie, pokażę jej, jak się tańczy.Słyszysz, powiesz jejto? Tyś zupełnie pijany. Uważaj zasyczał. Nie podsuwaj się, wypierdku, bo cię tak wykołuję moimirączkami, że się. Co tu się dzieje? Spokój, chłopcy! Leśniczyna ostro zgasiła wzbierającą awantu-rę.Po czym gwałtownymi ruchami wypchnęła Klema w stronę drogi, pragnąc, aby prędzejzniknął z oczu rozjuszonemu Edkowi.Ale ten już się zreflektował.Burknął coś pod nosem i poczłapał do domu.Pani Helena z kuchni nasłuchiwała niezgrabnego krzątania się Edka w jego pokoju.Pokrótkim czasie ukazał się w progu ubrany jak do wyjścia. Dokądże to kawaler? Czy nóżki nie za słabiutkie? zadrwiła. Czy, czy.mogę wziąć rower? Jadę na zabawę do Pisza.Głos jego miał suche, twarde brzmienie.Nie patrzał na leśniczynę, ale na swoje buty.Wypucował je, błyszczały. %7łebyś znowu czego tam nie zmalował.Lepiej byś poszedł spać, pijany jesteś, jakżepojedziesz po ciemku.Potrząsnął głową. Nic, zaraz przejdzie.Do widzenia.Na nic by się tu zdało odmawianie go od wyprawy.Ubzdurał sobie, że musi iść, na tosię nie poradzi.Gdyby mąż był, to co innego.Drgnęła, bo przypomniała sobie, że Klem poszedł niedawno tą samą drogą.A nim skrę-ci do nadleśnictwa, może go Edek dogonić.Gotowa wyniknąć awantura.Uspokoiła się je-dnak, od odejścia Kulczyka minęło sporo czasu, a Edek ledwie się wlecze na swych niepe-wnych nogach.Nawet rower prowadzi, bojąc się, aby nie ugrzęznąć w śniegowych zaspach.Edek zaś, rozradowany swoim pomysłem, właśnie na złość tej głupiej, hardej dziewu-sze, powoli nabierał dawnej sprawności.Wreszcie dosyć zgrabnie wskoczył na siodełko,puścił przed siebie mocny snop świateł reflektorka, nacisnął pedały.O Klemie nie pamiętał.Dopiero gdy w blasku latarki ujrzał nagle przed sobą jegoniekształtną sylwetkę, zbaczającą drogą do nadleśnictwa, wróciła mu pamięć niedawnej roz-mowy.Zeskoczył z roweru, stanął rozkraczony, wołał: Klem, hej, Klem!Kulczyk odwrócił się.Pomyślał, że Edek goni go, aby się z nim rozprawić.Ale nieuląkł się, zacisnął tylko swe drobne pięści.Będzie się bronił. Czego chcesz? odkrzyknął przez dzielącą ich odległość kilkunastu metrów. Przypomnieć ci, żebyś dokładnie powtórzył Werze to wszystko, co powiedziałem.%7łe jest głupia, brzydka i w ogóle gęś.Rozumiesz? Ale na zabawie mogę z nią zatańczyć,niech przyjdzie.Klem machnął ręką, tak jak się macha na człowieka niespełna rozumu.Stał, przyglądałsię, jak Edek znów wskoczył na rower, zadrgało światełko i oddaliło się w kierunku szosy.Nagle zrobiło mu się żal tego dzikiego, narwanego chłopaka.Od Mietka wiedział sporo ojego przeszłości.Przyśpieszając kroku w miarę zbliżania się do nadleśnictwa nie bez pewnej sympatiimyślał o tym wykolejonym, jego zdaniem, koledze.W końcu przecież to morus, coś mu tkwitylko w zakamarkach duszy i psuje obraz.Może jeszcze jakaś nie ujawniona historia wrodzaju tej z Krasawczykiem? Kto go tam wie.Edek jest taki tajemniczy.Zcisnął mocniej pod pachą tekturową teczkę.Pęczniała powoli od stron maszynopisu,mających złożyć się na tomik opowiadań.Pierwszy raz pracował tak usilnie jak w ostatnimczasie.Zwietnie mu się pisało.Tylko czy to naprawdę będzie dobre? Czy tak mu się tylkowydaje?Ucieszył się, że już staje na ganku nadleśnictwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]