[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ile kosztuje proboszczz Ars? Pół franka odrzekł Bernaś Matin. Za taki nędzny portret to za drogo.I toma byd proboszcz z Ars? Spójrz, jaką ma głupią minę, głupią jak gęś. Ludzie się o niego rozbijają odrzekł młody sprzedawca, zadowolony. Wtakim razie oni także są głupi stwierdził proboszcz, odkładając z powrotem portret, iodszedł. Po pół franka proboszcz z Ars powtórzył sprzedawca.Przez dłuższy czas ksiądz Vianney opierał się sprzedaży swoich portretów wkioskach.W koocu ustąpił, żeby nie pozbawiad sprzedawców znacznego zarobku.Nielubił jednak tego rodzaju handlu.Zresztą tej jesieni, 1846 roku, miał dosyd innych kłopotów.Kilka tygodni temuprzyjechał do Ars podprefekt z Trevoux, żeby zwizytowad Dom Opatrzności.Jeżeli zjednej strony stwierdził, że dzieci miały dobrą opiekę i były dobrze zapoznane zesprawami potrzebnymi do prowadzenia gospodarstwa, to z drugiej, przeciwnie, byłyzaniedbane w innych dziedzinach wiedzy. Niech ksiądz patrzy, księże proboszczu zwrócił uwagę wysoki urzędnik tedziewczęta nauczyły się prząśd, szyd i robid na drutach, ale nie znają zupełnie ortografii.Aco gorsza, że ich nauczycielka zdaje się niewiele więcej umied. Czy nie uważa pan, panie prefekcie, że dla tych dzieci umied prząśd i robid nadrutach znaczy więcej niż poprawnie pisad? Księże proboszczu, cóż to za szkoła, wktórej sama nauczycielka nie zna ortografii. Po prostu, dlatego, że poczciwa KatarzynaLassagne nie miała czasu na kształcenie się.Mogłem jej zapewnid zaledwie kilka miesięcynauki.Wobec tego trzeba ją zmienid.Nie możemy tolerowad nauczycielki, która nie znaortografii.Po tej rozmowie ksiądz Vianney nie mógł się powstrzymad, by nie zwierzyd sięze swego zmartwienia księdzu Raymondowi, który od roku był jego wikarym. Niech, więc ksiądz wezmie na nauczycielki zakonnice.Siostry Józefitki chętnieprzyjdą do Ars. W takim razie od razu mógłbym ubrad w habity nauczycielki z DomuOpatrzności.Wystarczy ufarbowad na czarno ich ubrania i mamy gotowe zakonnice. Oczywiście, ale ten fakt automatycznie nie nauczy ich ortografii.Księdzupotrzeba prawdziwych sióstr nauczycielek, które mogłyby uczyd tak, żeby podprefekt niemiał nic do zarzucenia. Pomyślę o tym przerwał rozmowę ksiądz proboszcz.138Myśl o powierzeniu nauczania siostrom zakonnym na pierwszy rzut oka nie byłado pogardzenia.Ale co wtedy zrobid z tymi poczciwymi duszami, które dotychczas z takwielką gorliwością i poświęceniem prowadziły Dom Opatrzności?Ksiądz Vianney, bardzo zatroskany, udał się do kościoła.Uklęknął przedtabernakulum, błagając o światło Boże, a następnie poszedł do zakrystii, gdzie od kilkujuż lat słuchał spowiedzi mężczyzn.Kiedy bardzo pózno wrócił na plebanię, zastałksiędza, który czekał na niego.Był to kanonik Perrodin, rektor wyższego seminarium wBelley.Posłał go biskup. Chodzi o wasz Dom Opatrzności, księże proboszczu.Podprefekt z Trevoux zwrócił się do księdza biskupa z prośbą o zmianęistniejącego stanu rzeczy. Wiem, wiem.Chodzi o ortografię odrzekł ksiądz Vianney,uśmiechając się. Ten pan ma jednak słusznośd.Nie można przecież powierzadnauczania osobom, które same nie umieją poprawnie pisad. Chłopi w Ars niepotrzebują uczonych żon. Oczywiście, ale szkoła musi posiadad nauczycielki z prawdziwego zdarzenia.Jasam, będąc proboszczem w Bourg, założyłem szkołę, która szczęśliwie się rozwinęła podkierownictwem sióstr Józefitek.Niech, więc ksiądz zrobi tak samo. A co mam zrobid z poczciwymi dziewczynami, które dotychczas prowadziłyDom Opatrzności! Na pewno siostry będą ich potrzebowad.A gdyby nawet ich niepotrzebowały, można będzie przecież znalezd im jakąś odpowiednią pracę. Nie masensu omawiad dłużej tej sprawy wtrącił się do rozmowy ksiądz Raymond.Oczywiście, bierzemy do Domu Opatrzności zakonnice, i sprawa skooczona.Trzeba bydobranym z rozumu, żeby nie widzied korzyści z takiej zamiany.Ksiądz wikary powiedział to takim tonem, że aż ksiądz rektor, niemile dotknięty,znacząco spojrzał na niego.Następnie zwrócił się do proboszcza z Ars. Rzecz jasna,musimy zostawid księdzu Vianneyowi czas do gruntownego przemyślenia całej sprawy ipodjęcia decyzji z całkowitą swobodą.Tego rodzaju, bowiem decyzja, w brakuwyraznego rozkazu biskupa, należy wyłącznie do niego, jako do założyciela i kierownikaDomu Opatrzności.Ksiądz Raymond przyjął tę wyrazną aluzję bez zmrużenia oka i odparł tonemzdecydowanym: Przecież sprawa jest już załatwiona.Szkoda dalej dyskutowad. Iwyszedł z pokoju. Ale ma ksiądz, księże proboszczu, pewnego siebie wikarego zauważył rektor, kręcąc głową. Tak, on wie, czego chce.Jestem niezwykle wdzięcznyksiędzu biskupowi, że biednemu proboszczowi z Ars przysłał tak mądrego i zdolnegopomocnika.Na pewno ksiądz Raymond był kapłanem gorliwym i aktywnym, lecz jego sposóbbycia brutalny i władczy był dla starego proboszcza ustawicznym krzyżem, tym bardziej,że temu o przeszło dwadzieścia lat młodszemu od księdza Vianneya duchownemu brakbyło poczucia taktu.Skoro, bowiem tylko objął stanowisko wikarego, zaraz zajął pokójproboszcza na piętrze, a księdza Vianneya wyrzucił na parter do malej, wilgotnej i bez139powietrza izby.Gmina złym okiem patrzyła na te poczynania księdza, i stąd wójt oznajmiłprzedsiębiorczemu wikaremu, że ma natychmiast oddad księdzu proboszczowi pokój, jakimu się należał.Ksiądz Raymond, bardzo tym urażony, opuścił plebanię i znalazł sobie mieszkaniegdzie indziej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]