X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapominam o zmęczeniu.Owstydzie.Zapominam, że w publicznej telewizji nazwano mnie - niedawną  pszepanią" z drogitutaj - dziewczyną.Całą uwagę skupiam na mężczyznie siedzącym naprzeciwko.Pomimo ty-sięcznej obsady krzątającej się dokoła nie istnieje tu nikt poza nami.Jego oczy patrzą - na tyle,na ile to możliwe w trójogniskowych okularach - prosto w moje.Są wilgotne od - czego? Emo-cji? Alergii? Przechylam się przez stół tak mocno, że krawędz siniaczy mi żebra.To wszystko,SR co mogę zrobić, żeby nie chwycić Morta za nadgarstki i nie przygwozdzić zapaśniczym chwy-tem.- Tak? - nastaję.- Cóó-óó-óóż - ciągnie znowu.- Więc? - poganiam.- Pani nocnik należał do Elizabeth Barrett Browning.Istnieje nawet jego fotografiapstryknięta w jej sypialni - jest tam w połowie przysłonięty przez kołdrę, ale i tak nie do pomy-lenia - w Casa Guidi, gdzie znajdował się florencki dom Browningów.- Hurra! - krzyczę.- Bingo! - wyję.- A to jeszcze nie wszystko.- Nie wszystko? - Wychodzę z siebie.I zaraz zastanawiam się nad znaczeniem frazy wyjść z siebie".Jak wygląda rozbiór jej składni? Jak to się definiuje w znaczeniu dosłownym?Jakie dziwne wyrażenie.Będę musiała sprawdzić w słowniku amerykańskiego slangu.No chy-ba że jest angielskie.Mój umysł jezdzi na wszystkie strony, wyrywa się spod kontroli.Co się zemną dzieje? Zmuszam się do skupienia uwagi na Morcie.Nasze spojrzenia się krzyżują.Stu-diuję linie na jego trójogniskowych.Mort Grinspan ma albo cierpliwość Hioba, albo ogromne wyczucie dramatyzmu chwili.Odchrząkuje.- Ten urynał jest cenny z wielu powodów - wznosi dłoń.Herb na pierścieniu jego małegopalca rzuca refleksy.Kiedy lepiej się przyglądam, zauważam z rozczarowaniem, że to wcale niejest żadna królewska tarcza herbowa: żadnych ściśniętych snopów pszenicy, żadnego nazwiskarodowego wyrytego łukiem u góry.Zwykłe godło Boston College, z repusowanym napisem:rocznik 1956.Mniejsza z tym.Kto lepiej ode mnie wie, że miłości do antyków i angielskiej po-ezji nie sposób utrzymać pod kluczem w murach Ivy League.- Choć sam w sobie nie przedsta-wia większej wartości.Dziewiętnastowieczny syderyt.Włoski.Taki, jakich jest na pęczki.Jakotaki niewart funta kłaków.(Lira kłaków.A może powinienem powiedzieć euro?).- Tłumi chi-chot.- Jego wartość polega na tym, że - odlicza na palcach - po pierwsze, należał do Brownin-gów i mamy na to dowód, ergo fotografię.Ale to jeszcze nie wszystko.Kiwam głową.Jak dla mnie wystarczy.No, ale ja nie jestem chciwa.Albo tak mi się zda-je.- Po drugie, na dnie tego nocnika znajduje się odręczna notatka poczyniona ręką samejElizabeth we własnej osobie  Z portugalskiego".Jaki wniosek się nasuwa?SR - Pojęcia nie mam.- Wzruszam ramionami.- %7łe po ciężkim dniu spędzonym na komponowaniu sonetów obudziła się w środku no-cy.- Z ręką w nocniku?- Obudziła się w środku nocy, wpadła na pomysł tytułu, i nabazgrała go na najbliższejrzeczy na podorędziu.- A tym czymś był nocnik - uzupełniam.Zastanawiam się chwilę.- A nie miała żadnegopapieru? - nie mogę się powstrzymać.- Nieistotne.- Macha ręką w ten sam sposób, w jaki nauczyciel odgania największegomatołka w klasie.Jednak ja nie zamierzam iść na oślą ławkę bez walki.- Ale skąd pan wie, że to jest prawdziwe pismo Elizabeth Barrett Browning?Rzuca mi pełne niedowierzania spojrzenie z gatunku  nie drażnić eksperta".Potemwzdycha.- Mamy swoje sposoby na weryfikację takich rzeczy.- Czeka, aż to do mnie dotrze.Dociera.Kiwam głową.- A sprawą jeszcze bardziej ekscytującą - kontynuuje, a jego głos popada w rodzaj ko-ścielnego szeptu, jakiego się używa w obecności dalajlamy albo świeżo beatyfikowanego świę-tego - jest Flush.- Flush? - pytam.Może powinnam dać sobie spokój z antykami i zatrudnić się jako pajac-papuga w jakimś klubie kabaretowym.- Plush był ulubionym psem EBB.Cocker-spanielem.- Patrzy na mnie spod zmarszczo-nych brwi.- Musiała pani zetknąć się z jej czarującym wierszem: Flush?Potrząsam głową.Myślę, że przerabiałabym go, gdybym nie wyleciała ze studiów naostatnim semestrze ostatniego roku.Wyciąga zwitek papieru z kieszeni na piersiach.Poprawia okulary.Bierze łyk wody zkubka spoczywającego na taborecie na prawo od niego.Powiedzieć chcę, o czym myślę stale,�w pies przy łożu czuwał wytrwaleDzień i noc niestrudzenie,Tam gdzie story osłaniały pokój,SR %7łe i promyk nie przecinał mroku;Gdzie ból i udręczenie.Róże, stojąc w wazonie, skonałyW jednej chwili.Już żyć nie umiałyBez powietrza i słońca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  

    Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.