[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale chyba zobaczymy dzieci?Jada musiała przyznać, że jeszcze nie wiadomo.Poprosiła panią Patel i swojąadwokat, która jest zarazem jej współlokatorką, żeby uzyskała pozwolenie odsędziego.Miała dla rodziców jeszcze jedną wiadomość.- Niestety, będziecie musieli zatrzymać się w motelu.- A to dlaczego? Clinton nie wpuści nas do domu?- Przede wszystkim nie wpuści mnie. W ten sposób Jada powiadomiła ich outracie domu, pracy i alimentach, które musiała płacić.Rodzice milczeli przezchwilę.- To jakieś wariactwo - zaopiniowała matka.- Więc gdzie teraz mieszkasz?Jada opowiedziała o Kam i wspólnym mieszkaniu, napomykając również o Vivian ijej kłopotach.- Obie trafiły na KOMZ - kłamliwe, obleśne męskie świnie -powiedziała Jada.- Obie są białe.- Czy wszyscy w tym kraju poszaleli? - zapytał ojciec.- Clinton chce, żebyś ty goutrzymywała? I zabrał ci twój dom i twoje dzieci? Czy tutejsi mężczyzni wczymkolwiek przypominają mężczyzn?- Nie wygląda na to.Rodzice Jady zamieszkali w niedrogim motelu.Udało im się, dzięki łaskawościPana, zobaczyć wnuki i teraz kończyli suty bajański obiad, który Jada przygotowałaz mamą dla Kam, Vivian i jej dzieci.Trudno sobie wyobrazić, by malutkiemieszkanko Kam zdołało pomieścić jeszcze dwie osoby, ale brak wygód niedoskwierał rodzicom nawet w połowie tak bardzo, jak obecność Pookie'ego.Pozmyciu naczyń Kam i Vivian wycofały się do swoich sypialni, pozostawiając Jadęsamą z rodzicami.W ciągu ostatnich dwóch miesięcy Jada wyzbyła się wszelkich uprzedzeń rasowych,a w jej światopoglądzie zaszły zasadnicze zmiany; przestała klasyfikować ludzi według koloru skóry, postrzegając w nich jedynie wrogów lubprzyjaciół.- Miłe dziewczęta.- Beniamin włożył filiżanki po kawie do zlewu i usadowił się,najlepiej jak potrafił, na malutkim krześle w wykuszu jadalnym.- Są miłe i bardzo ci życzliwe - dodała mama.Nie zrobiła żadnej uwagi na tematkoloru ich skóry.- Dziwi mnie tylko, że kobiety z kongregacji nie stanęły nawysokości zadania.Czy żadna z nich nie zaoferowała się z pomocą?- Myślę.- zaczęła Jada wolno - że były zadowolone z mojej klęski.Dowodziła, żekobieta nie może bezkarnie robić kariery zawodowej.- Tylko w ten sposób mogławytłumaczyć kompletny brak wsparcia z ich strony.- Tonią Green jest członkiemkongregacji.Myślę, że niezle mnie obsmarowała.-1 oni jej uwierzyli? Cóż, gdyby wielebny Marsh nadal był z wami, nie dałby wiaryjakiejś Magdalenie - powiedziała matka.- Nie ma go od bardzo, bardzo dawna.Obecnego pastora nie znam zbyt dobrze.Jesttutaj dopiero od dwóch lat, a ja byłam zbyt zajęta pracą, dziećmi, domem, żebyudzielać się w kościele tak, jak niegdyś.Matka podniosła na nią wzrok i po raz pierwszy od chwili przyjazdu skrytykowałapostępowanie córki.-1 to był duży błąd, moja droga.Jak możesz nie znać pastora, skoro jest tu już oddwóch lat? Praca dla kongregacji jest naszym obowiązkiem.Biedni zawsze będąwśród nas.Słowa nie zostały powiedziane ostro, a jednak Jadę zapiekły łzy.Czy potrafiwyjaśnić matce, jak bardzo była zajęta? Jak wyczerpująca była praca w banku, ileczasu zajmowało dbanie o dom, o to, by dzieci poszły do szkoły przyzwoicie ubrane,z odrobionymi lekcjami, by rachunki zostały popłacone, obiad.- Kościół zawsze ci pomoże - mówiła tymczasem matka.- Musisz o tym pamiętać.Jada rozważała te słowa, odwożąc rodziców do motelu.Czy kościół mógł jejpomóc? W jaki sposób?- Jutro pracuję - przypomniała rodzicom przy pożegnaniu.Wzięła dwa dni urlopu,ale na więcej nie mogła sobie pozwolić.- Dacie sobie radę?- Będziemy mieli czas na zastanowienie.Znalazłaś się w poważnych kłopotach,Jado.Zobaczymy się wieczorem?Jada skinęła głową.- A więc do wieczora.- Matka uściskała ją serdecznie.Nie były to przeprosiny, aniwyraz pełnego zrozumienia, ale Jada doznała ulgi.Więcej niż ulgi.Stojąc naugiętych kolanach, w uścisku matki poczuła, że chciałaby na zawsze pozostać w jejramionach. - Musisz przywiezć dzieci do domu - oznajmił ojciec.Mówił zniżonym głosem,jakby stolik w  01ive Garden" był na podsłuchu, a tajni agenci marzyli tylko oprzejęciu desperackich planów dziadków Jacksonów.- Wiem, tato.Matka potrząsnęła głową.- Muszą wrócić na wyspy - powiedziała.- Muszą być wśród swoich.- No cóż, myślę, że uda mi się zabrać je na tydzień lub dwa, latem, podczas wakacji.- Jado, nie należy z tym czekać do lata.I nie mówimy o wakacjach.Mówimy oprzenosinach na stałe.Ojciec przytakiwał w milczeniu.- Pomożemy ci.Na początek możesz zamieszkać z nami, a jeżeli nie będzieszchciała, znajdziemy ci mieszkanie i pracę.Twoja mama zajmie się dziećmi.- Tatusiu, nie rozumiecie! W tej chwili sąd nie pozwoli mi ich wywiezć z krajunawet na jeden dzień, co dopiero na stałe!- A więc będziesz to musiała zrobić bez zgody sądu - oznajmił ojciec.-Bo dłużej takżyć nie mogą.Trzeba im zapewnić rodzinę, dom.Teraz matka potakiwała.- Niechętnie to mówię, ale Clinton Jackson nigdy nie wiedział, co robi i teraz też niewie.Krzywdzi własne dzieci.Ten człowiek musi być szalony.Nawet jeżeli sąd tegonie widzi, widzimy my, widzą dzieci, a już z pewnością widzi to Najwyższy.Matka ujęła dłoń Jady.- Modliliśmy się, Jado.Wiemy, że należy oddać cesarzowi to, co cesarskie, ale niewłasne dzieci.Chcemy, żebyś wróciła z nami i dziećmi do kraju.- Mamo, ja nie mogę tego zrobić! Nigdy nie mogłabym tu wrócić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •