[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet nie spojrzałam przez wizjer, kto przyszedł.A był to Peter.Peter Kavinsky.− Masz całą buzię w mące – powiedział.Uśmiechał się i delikatnie ścierał biały pył z mojej twarzy.Odsunęłam się i zaczęłam wycierać policzki fartuchem.− Co ty tu robisz? – zapytałam.− Przecież idziemy na mecz.Nie czytałaś mojegowczorajszego liściku?− O kurczę, miałam klasówkę i zapomniałam –powiedziałam, a kiedy zobaczyłam, że Peter marszczy czoło,dodałam szybko: − I tak nie mogłabym pójść, bo muszę upiec najutro siedemdziesiąt dwie babeczki.− W piątkowy wieczór?− Tak.− Czy to na kiermasz organizowany przez radę rodziców? –zapytał Peter.Wyminął mnie i zaczął ściągać buty: − U was sięchodzi na bosaka, prawda?− Tak – odparłam zaskoczona, że o tym pamięta.– Czy twojamama też coś szykuje?− Ryżowe kule – odpowiedział, a ja zanotowałam w głowiekolejny pomysł praktyczniejszy od babeczek.− Przykro mi, że trudziłeś się nadaremnie.Możemy pójść namecz w następny piątek – powiedziałam.Byłam pewna, że w tym momencie Peter zacznie z powrotemwkładać buty.Jednak ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, niezrobił tego, tylko pomaszerował do kuchni i rozsiadł się na krześle.− Twój dom wygląda dokładnie tak, jak go zapamiętałem –stwierdził, rozglądając się.– Słodkie – dodał i wskazał na zdjęcie, na którym razem z Margot, jeszcze jako małe dzieciaki, pluskamysię w wannie.Poczułam, jak na policzki wypływa mi rumieniec.Szybkopodeszłam do zdjęcia i odwróciłam je do ściany.− A kiedy byłeś w moim domu?− W siódmej klasie.Kiedy najpierw poszliśmy wszyscy doparku, a potem wpadliśmy do ciebie.Dziwnie było widzieć w naszej kuchni innego chłopaka niżJosh.Nie wiadomo dlaczego, nagle zaczęłam się denerwować.− Jak długo zajmie ci pieczenie? – zapytał Peter z rękami wkieszeniach spodni.− Kilka godzin – odpowiedziałam.Znowu sięgnęłam po szklankę.Niestety zdążyłamzapomnieć, ile mąki już odmierzyłam.− Czy możemy po prostu pójść do sklepu i kupić babeczki? −jęknął Peter.− Myślisz, że którakolwiek z mam tak by zrobiła? –zaczęłam, odmierzając na nowo mąkę, która już była w misce.– Jateż nie zrobię tego Kitty.− Skoro robisz to dla niej, dlaczego ci nie pomaga? – zapytałPeter, po czym wstał, podszedł do mnie, objął mnie w talii i zacząłodwiązywać fartuch.– Gdzie ten dzieciak?− Co… ty robisz?− Mam zamiar ci pomóc, więc potrzebny mi będzie fartuch –stwierdził, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie.– Niemam zamiaru ubabrać sobie ubrania.− Na pewno nie zdążymy skończyć przed meczem.− To pójdziemy tylko na pomeczową imprezę – odparł Peter.– Nie… – dodał z niedowierzaniem.– O tym też nie przeczytałaś?Rany, dlaczego w ogóle mnie to nie dziwi?− Miałam dzisiaj mnóstwo zajęć – powiedziałam skruszona.Było mi głupio.Peter bez zarzutu wywiązywał się z naszejumowy.Zostawiał mi liściki w szafce, a ja nie poświęciłamzaledwie paru chwil na ich przeczytanie.– Nie wiem, czy będę mogła tak późno pójść na imprezę.− Czy twój tata jest w domu? Zapytam go.− Nie, jeszcze nie wrócił ze szpitala.Poza tym nie mogęzostawić Kitty samej – dodałam, ponownie sięgając po szklankę.− A o której zwykle wraca?− Różnie.Czasami bardzo późno – odparłam, choćwiedziałam, że może się zjawić w ciągu godziny.Ale Petera jużpewnie wtedy nie będzie.– Idź sam.Nie chcę cię zatrzymywać.− Covey, potrzebuję cię.Gen jeszcze ani razu nie zająknęłasię na nasz temat, a przecież chodzi o to, żeby w końcu jakośzareagowała.Poza tym jest szansa, że przyjdzie na imprezę ztym… Z tym dupkiem, z którym zaczęła się ostatnio spotykać.–Peter wysunął dolną wargę w geście udawanego smutku.–Przecież pomagam ci z Joshem.− Tak, ale ja naprawdę muszę upiec te babeczki.− To ci pomogę, tylko daj mi fartuch.Zaczęłam grzebać w kuchennych szufladach.W końcu udałomi się znaleźć fartuch z idealnie pasującym do sytuacjirysunkiem… babeczki.− Chcę założyć ten, który masz na sobie – powiedział nawidok tego drugiego fartucha.− Ale ten jest mój – odparłam.Bardzo lubiłam swój fartuchw biało-czerwoną kratkę i z brązowymi niedźwiadkami.Babciaprzywiozła mi go z Korei.– Zawsze piekę właśnie w nim.Weź ten.Peter wolno pokręcił głową i wyciągnął rękę.− Daj mi swój.Jesteś mi coś winna za to, że nie przeczytałaśliściku.Rozwiązałam tasiemki i podałam mu swój fartuch, po czymwróciłam do przesypywania mąki.− Jesteś jeszcze większym dzieciakiem niż Kitty –stwierdziłam poważnie.− Nie gadaj tyle, tylko powiedz, co mam robić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •