[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powietrze było gęste i wilgotne.Do wagonu weszła staruszka, a widząc, że nieśpię, poprosiła o mój bilet.Sprawdziła go i powiedziała: Nie wygląda pani, jakby była z Daochu.Usiadła obok gotowa do pogawędki. Znam ludzi stamtąd, rolników.Obejrzała mnie od góry do dołu, marszcząc brwi: Wcale nie ma pani rąk robotnicy. Złapała mnie za lewą dłoń i ścisnęła mięsisty wzgórek pod kciukiem. Mięciutkie.Bardzo ładne.Uśmiechnęła się do mnie.Miała sztywne włosy, które oplatały jej głowę jak delikatne gałązki,tłustą, rumianą twarz i maleńkie oczka, a kiedy się uśmiechała, wydawało się, że jej usta i oczyprzesuwają się na środek twarzy.Trzymała mój bilet w pulchnych paluszkach. Jadę do starej przyjaciółki  wyjaśniłam grzecznie, próbując zakończyć rozmowę. Tak? A czemu?  spytała wprost, co bardzo mnie zdziwiło. Nie chciałam cię obrazić, mojadroga.Po prostu miło czasem z kimś pomówić.Poza tym mam tam znajomych& może ich znam? To szwaczka i jej syn.Wspaniała krawcowa, zna wszystkie tradycyjne ściegi& Cicho!  przerwała, szepcząc mi prosto w twarz.Miała gorzki, zgniły oddech. Lepiej, żeby cistudenci tego nie słyszeli. Zamilkła i mlasnęła kilka razy, jednocześnie wypatrując, czy młodzieżśpi. Nienawidzą tradycyjnych rzemieślników& Jeżdżą po całym kraju i ciągle o tym krzyczą. Uważnie mi się przyjrzała. Wiem, o kim mówisz.To pani Zhang.Jest bardzo dobra.Skąd jąznasz?  spytała szeptem.Odchyliłam się, ale odpowiedziałam po cichu: Dawno temu uszyła mi suknię ślubną& Czyli wywodzisz się z bogaczy!  znów mi przerwała. Niezupełnie, była przyjaciółką rodziny  skłamałam. No, tak.Pani Zhang& jest już stara. Gdzie mieszka?  wtrąciłam szybko. Niestety, nie wiem.Jej syn poszedł na wojnę i nie wrócił, no, a potem przyszła rewolucja kobieta mówiła dalej, ale ja nie słuchałam.Uciekłam myślami do Bi, chłopca, którego kiedyśznałam.Jedynego, którego pocałowałam z miłości.Po nocy przy ognisku w ogrodzie poszłam w tomiejsce nad rzeką, gdzie razem leżeliśmy w trawie.Gdzie on łowił ryby, a ja zrywałam kwiaty.Przypomniał mi się dotyk płatków dzikiej róży, czerwona plamka, która została mi na palcach.DałamBi kwiat, nasze palce się zetknęły.Odwiedziłam wierzbę, która wyrosła na potężne drzewo.Usiadłam pod nią i wspomniałam nasz pocałunek i splecione ręce.To było tak dawno.Pożałowałam,że nie byliśmy wtedy starsi i nie kochaliśmy się tam, w trawie. & zwracam, bilet. Tłusta rączka sięgała w moją stronę. Miłej podróży.Konduktorka wstała. Do zobaczenia  uśmiechnęła się i ruszyła dalej, przeciskając się obok młodej dziewczyny,która spała z głową i ramionami zwieszonymi nad przejściem.Zamknęła za sobą drzwi wagonu.Wyglądając przez okno w ciemność, wyobrażałam sobie spotkanie z Bi i jego matką.Byliśmymłodzi, łowiliśmy ryby, z uśmiechem siadaliśmy do posiłku.Wtem zobaczyłam swoje odbicie.Miałam brudną twarz, potargane włosy, za duże ubranie.Dawniej, przy Dziadku, nosiłam siępodobnie, ale teraz miałam twarz starszej kobiety, pozbawioną blasku niewinności.Wyglądałam natwardą i okrutną, i taka byłam.Usiadłam prosto, popatrzyłam na śpiących studentów.Jeden z nich miał w kieszeni szczeniaka.Pies się zsikał i zalał mu kurtkę.Zasnęłam.Pociąg nagle stanął.Nikt nie ogłosił nazwy stacji, ale na każdym przystanku ekipa, którejnajwyrazniej to przykazano, zaczynała śpiewać i krzyczeć.Młodzi byli ogromnie podekscytowani,wierzyli, że zmieniają świat.Wysiadłam z pociągu na maleńkiej stacji w Daochu.W ślad za innymipasażerami, wyszłam na ulicę.Podobnie jak w Szanghaju wokoło kłębiła się młodzież, zachęcającprzyjezdnych do pracy na rzecz partii, kraju, wielkiego przywódcy.Na każdym murze wisiały plakatyżądające podporządkowania partii i przewodniczącemu Mao.Rozwieszono także terminarze, odezwy rozmaitych grup, nakazujące ludziom uprawiać rolę, łowić ryby, budować, pracować w fabrykach.Stacja znajdowała się przy głównej drodze, znacznie mniejszej od tych w Szanghaju.Wieś zakurzone drogi i niskie domy z cegły  znajdowała się po lewej stronie; po prawej ciągnęła siędroga prowadząca na plac Ludowy, służący do zebrań i wieców, gdzie grupa studentów pilniewznosiła pomnik przewodniczącego Mao.Książka dla GRAZYNA POREBSKA Rozdział 23Skierowałam się w stronę przeciwną do placu, gdzie spodziewałam się znalezć spokojniejsząokolicę.Ulice były wyludnione, wreszcie przed jednym z domów zobaczyłam starca.Budynekwyglądał jak wszystkie inne  szara cegła, cienkie szyby, okiennice.W środku było tylko łóżko,biurko i kang do gotowania.Na ścianie wisiał portret przewodniczącego Mao w zielonej kurtcez kołnierzykiem obszytym czerwoną lamówką. Dzień dobry, kim pani jest?  zapytał starzec. Szukam pani Zhang  odparłam. Szwaczki?  spytał i nachmurzył się. Znajdzie ją pani w składnicy ubrań.Proszę iść dalej tądrogą, a przy straganie z owocami skręcić w lewo.Wyjdzie pani na szeroką drogę, po obu stronachbędą hale produkcyjne.Pani Zhang nadzoruje halę odzieżową. Dziękuję. Odwróciłam się, żeby iść dalej. Jak się pani nazywa?  spytał oschle. Feng& Xiao Feng  odparłam. Zatem, Xiao Feng  ciągnął starzec tym samym, oschłym tonem  przyłóż się.Pani Zhangdocenia pracowitość.Pokiwałam głową i poszłam we wskazanym kierunku.Ulice były puste, ale drzwi do większościdomów stały otworem, więc zaglądałam do każdego po kolei.Wszystkie były podobne; całeumeblowanie składało się z łóżka, biurka i plakatu albo figurki przewodniczącego Mao.Na ścianachi drzwiach rozpościerały się malowidła i plakaty przedstawiające silnych mężczyzn i kobiety, dumniedzierżących rozmaite narzędzia.Po piętnastu minutach znalazłam stragan z owocami.Skręciłamw ulicę, która okazała się dość szeroka dla ciężarówek.Minęłam cztery czy pięć hal produkcyjnychpo obu stronach  wszystkie były takie same, proste konstrukcje z podwójnymi drzwiami i wielkimioknami w metalowych framugach.Na każdej hali przy drzwiach znajdował się szyld.W pierwszejprodukowano radioodbiorniki, w drugiej  latarki, w trzeciej mieszano nawóz.Wreszcie znalazłamhalę z tablicą  Produkcja odzieży.Zajrzałam przez okno.Dwadzieścia starszych kobiet szyłoubrania: białe bluzki, czarne spodnie, zielone i niebieskie kurtki.Hala była wielkim prostokątem.Dolną część ścian pomalowano na niebiesko, górną pobielonowapnem.Szwaczki siedziały za długimi, drewnianymi stołami rozmieszczonymi na całej długościhali.Plecami do mnie stała kobieta, którą natychmiast rozpoznałam.Długie siwe włosy miała upiętew kok; choć była nieco przygarbiona, zobaczyłam długą, delikatną, piękną szyję.Wpatrywałam sięw nią jak kiedyś, i tak jak kiedyś bałam się wejść do środka, ale tym razem bałam się też stać naulicy.Ostrożnie uchyliłam podwójne drzwi.Serce zaczęło mi walić jak młotem.Weszłam do środkai przystanęłam w milczeniu.Kobiety podniosły wzrok, pani Zhang się odwróciła.Podeszła do mniespokojnym, ostrożnym krokiem. Dzień dobry, w czym mogę pomóc?  spytała. Przyjechałam się z panią zobaczyć  odparłam.Nie wiedziałam, co jeszcze powiedzieć.Byłomi gorąco, paliły mnie policzki, miałam łzy w oczach.Instynktownie splotłam ręce na brzuchui mocno je zacisnęłam.Wpatrzyła się we mnie surowo. Bardzo wyrosłaś, moja droga [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •