[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co robię?- Nieważne.Rób to dalej.Kto cię ćwiczy w polskim? Mama?- Raczej babcia.Strasznie krzyczy, kiedy przekręcamy, ja i Marianne.- No, ja nie będę krzyczał, bo mnie to bawi.- Nie jestem zabaweczka!- Oczywiście, że nie.Ale mnie już niewiele rzeczy bawi, więc przekręcaj, ile wlezie.W tym momencie Kinia i Minio, podsłuchujący pod tarasem, bardzo już chcieli rzucićjakimś wierszykiem (na przykład „Nie przekręcaj, Klaro, francuska poczwaro”), ale pomnistraszliwych gróźb padających zewsząd, na wypadek gdyby zakłócili spokój sąsiada - zwielkim żalem dali spokój.* * *Nowa mama Lieschen Schumacher okazała się bardzo miła.Mówiła wprawdzie poniemiecku, ale jakoś tak, że Lieschen ją rozumiała.Pokazała dziewczynce całe wielkiemieszkanie - miało chyba sześć pokoi, a jeden ładniejszy od drugiego.Lieschen zrozumiała,że pokój dziecinny jest jej, ale może wszędzie chodzić, tylko do sypialni rodziców musiwpierw zapukać.Ogromna kuchnia była królestwem Hedwig i też było w niej mnóstwointeresujących rzeczy.Wielkie miedziane rondle i patelnie, ostre noże (nie wolno dotykać!),jakieś maszynki do mięsa i warzyw, formy do ciast, miski, talerze, dzbanki i tysiąc innychprzedmiotów.W kącie stała maszyna do szycia i szafka z materiałami.Hedwig mogła więcjednocześnie szyć i doglądać obiadu.Nie było obawy, że ubrania nabiorą zapachu gotującychsię dań, bo nad płytą wisiał duży, nowoczesny wyciąg.Hedwig stała nad stołem, miała umączone ręce i lepiła pierogi z mięsem.Ten widok przypomniał Lieschen kuchnię w domu pod górą Dorotką, w Grodźcu.Ibabcię Janię, i babcię Helę - obydwie umiały robić pierogi równie zgrabnie jak Hedwig.Mama też umiała.Po raz pierwszy od usłyszenia strasznej wiadomości o bombie i drugiej strasznej, otacimku, Lieschen się rozpłakała.Przez chwilę była dawną Elżunią, której życie wyrządziłookropną, niezasłużoną krzywdę.Hedwig rzuciła się na pomoc, ale nowa mama odsunęła jąstanowczo i sama przytuliła szlochającą dziewczynkę.Coś do niej długo po niemieckumówiła, ale mała zrozumiała tylko tyle, że nowa mama też miała kiedyś córeczkę i już jej niema, więc teraz one dwie będą zawsze razem i już nigdy nie będzie im źle.Potem mama też sięrozpłakała.Potem przyszedł nowy tata i opiekuńczym gestem objął obydwie łkające istoty.Ajeszcze trochę potem Elżunia przestała płakać i na dobre stała się Lieschen.* * *- Przepraszam, że przeszkadzam.- Twarz Egona Zacharzewskiego ukazała się tuż nadpodłogą tarasu, pomiędzy tralkami.- Tak się zagadaliście, że nie zauważyliście mniewcześniej.Szedłem specjalnie hałaśliwie.Ciocia Bogusia prosi na obiad.Po polsku.Rosołekz kury i kura w potrawce.Należy się pospieszyć, bo jak się rosół zagotuje, to mu się coś tamzrobi.Tak powiedziała ciocia.Mówiła jeszcze o domowych kluskach i placku z rabarbarem.Klara i jej ojciec istotnie zagadali się bardzo porządnie.Ona zdążyła opowiedzieć owyspie, o rodzinie i knajpce Chez Marianne, o swoich studiach, nauce u jubilera i domowymkursie robótek na drutach Madame Marivon.On zrewanżował jej się opowieścią o swoimżyciu, które składało się głównie z pracy.Nie narzekał jednak.Z tego, co mówił i jak mówił,wyciągnęła wniosek, że nigdy nie był i nie jest tchórzem ani gamoniem.Jego walecznośćjednak polega zupełnie na czymś innym niż to, co ceniła sobie jej matka.No i nie znosiłniepotrzebnego gadania o karabinach, bicia piany i ględzenia o Maryni (wszystkie teokreślenia były dla niej nowe, ale w mig je sobie przyswoiła).Genetyka przemówiła.Ojciec i córka polubili się w ciągu trzech godzin pierwszej wich życiu rozmowy.Wyglądało na to, że mają całkiem podobne charaktery.Okrutnym paradoksem natomiast było to, że ojciec właśnie umierał.Klara zaczynała odczuwać przykry ucisk w sercu, kiedy o tym pomyślała.- Ciocia czeka - przypomniał Egon.- I pozwolę sobie zauważyć, ciocia przewidziała,iż pan Jerzy zacznie się wykręcać i powie, że teraz chciałby odpocząć.Ciocia mówi, żeodpoczynek jeszcze się nie należy.Po obiedzie, powiedziała.W razie trudności kazała mipana wziąć na plecy.- A nie kazała mnie przedtem ogłuszyć? - spytał nieco kwaśno, ale wstał od stolika.-Radzę ci, Klaro, słuchać cioci Bogusi.Ona ma zawsze rację.Może bym się zresztą opierał,ale Egon jest silniejszy i naprawdę mógłby mi dać w łeb.Rosół z domowym makaronem nie zdążył zmętnieć.Był wspaniały, podobnie jakdelikatna potrawka z kury, młode ziemniaki i sałata z ogórkami i śmietaną.Bogusia miaławielką ochotę już przy rosole podpytać, jak idą rozmowy, ale powstrzymała się bohatersko,uznając, że nie wypada.Niech zainteresowani sami wydadzą komunikat.Przy placku z rabarbarem zlitował się Jerzy.- No dobrze, widzę, że niedługo popękacie z tej niezdrowej ciekawości.Klaro,powiemy im, co i jak, czy zachowamy daleko idącą dyskrecję?- Proszę bardzo, możemy powiedzieć.- Klara zgodziła się ochoczo.- Ty mów, a jabędę jadła ten placek.Nigdy nie schudnę.Trudno.Odkąd bracia Zacharzewscy przywieźli jej wiadomość, czuła na sercu wielki kamień.Wielki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]