[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sądził, żebezczelnością zmusi ją do defensywy.Zrozumiała tę grę natychmiast.Uśmiechnęła się i zapytała o nazwisko.Gdy je przeliterował, sprawdziła w komputerze i powiedziała spokojnie:- Ma pan ogromne szczęście.Gdy pana wyrzuciliśmy z tego lotu, bo się panspóznił, Delta przyjęła pana na lot o dwudziestej trzydzieści pięć.Tylko dlatego, żebył pan tam pierwszy na liście oczekujących, że ktoś odwołał swój lot w ostatnimmomencie i że przez awarię ich komputera nie zdjęli pana z listy po rezerwacji u nas.Ma pan względy u komputerów.Oni są na tym samym terminalu.Radzę jaknajszybciej przejść do nich.W Paryżu będzie pan tylko pół godziny pózniej, niż byłbypan z nami.Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, odwróciła głowę i zajęła się innympasażerem.Zarejestrował w biegu tutaj, że Delta ma swoje stanowiska we wschodniejczęści tego terminalu, więc teraz nie mówiąc słowa, odwrócił się i pobiegł w tamtymkierunku.Gdy dotarł do stanowiska Delty, ciągle jeszcze kłębił się tam tłum.Odetchnął.Delta zawsze miała czas.Wiedział to od kilku lat, gdy zaczął z nimi latać.Dopiero gdy odbierał kartę pokładową, zdał sobie sprawę, że ona nie wie o tejnagłej zmianie lotu, a oni wywołują już pasażerów do samolotu i telefonu też nie maw pobliżu.Wyślę jej e-mail z pokładu samolotu i zadzwonię do hotelu - pomyślał.Podniósł walizkę i torbę z laptopem i wszedł do rękawa prowadzącego dosamolotu.Gdy odnalazł i zajął swoje miejsce przy oknie, poczuł się nagle ogromniezmęczony.Siedział nieruchomo.Gdy samolot podnosił się ociężale, patrzył zupełniespokojnie na fantastyczną iluminację Nowego Jorku rozciągającą się za oknem i278Janusz L.Wiśniewski Samotność w siecimyślał, że po raz pierwszy od długiego czasu może na to patrzeć i się nie boi.Gdy światła Nowego Jorku stały się bezkształtną mgławicą, zamknął oczy i taknaprawdę teraz dopiero zaczął podróż.Leciał do Paryża tylko dla niej i tylko do niej.Jeszcze tylko kilka godzin i ją zobaczy.Nie chciał po raz kolejny powtarzać sobie, co jej powie, o co zapyta, jakdotknie jej dłoni.Nie chciał, bo wiedział, że i tak nie będzie tak jak w tym słodkim planie, którysobie ułożył.Nie będzie, bo ona jest nieprzewidywalna i wystarczy, że powie jednosłowo i wszystko ułoży się inaczej.Tak było nawet z ich rozmowami na ICQ.Mimo że on mówił więcej i tak onaustalała i zmieniała tematy.Ale plan wolał mieć, głównie ze względu na radośćplanowania.Nagle poczuł, że bardzo chciałby napić się wina.Rozejrzał się.Panowało typowe rozluznienie po napięciu związanym zestartem.Niektórzy gotowali się do snu, przykrywając się kocami, inni wstawali, aby wdrodze do kolejki przed toaletą odreagować mijający strach, jeszcze inni wyciągali zpodręcznych toreb książki lub gazety, niektórzy odchylali fotele i zamykali oczy.Niebrakowało i takich, którzy, jak on, wypatrywali stewardesy, aby uspokoić się alkoho-lem, który tutaj, wysoko nad ziemią, działał zupełnie inaczej.Ale on dzisiaj wyjątkowo wcale nie chciał uspokoić się alkoholem.On chciał podlać czerwonym chianti swoje marzenia.Chciał pomarzyć trochę o tym ich wspólnym Paryżu i o tym, jak ona ten Paryżudekoruje mu tak bardzo odświętnie swoją obecnością.Przypomniał sobie fragmentjednego z jej ostatnich listów, gdy pisała:Jesteś dla mnie bardzo ważny.Wiele Tobie zawdzięczam i nie tylko to, coczuję.Dzięki Tobie jestem pełniejsza, lepsza, czuję się wyjątkowa i nieprzecięt-na.Może trochę mniej mądra (wszystko jest takie względne), ale z całą pewno-ścią cudownie wyróżniona.Tak, czuję, że teraz żyję pełniej i bardziej świado-mie.Uwielbiam te wszystkie przemyślenia i zamyślenia, które mi fundujesz.Bardzo mnie one cieszą.Oczywiście, że ciągle mam w głowie okropny bałagan, dotąd nie było po-wodu, bodzca, dla którego chciałabym układać swoje myśli, l jeśli się plączę w279Janusz L.Wiśniewski Samotność w siecitym, co mówię, to właśnie dlatego.Ty mnie zmuszasz do myślenia, chociażbybardzo niezdarnego (Nie przestawaj! Za kilka lat będziesz miał we mniepartnera do rozmów, jakiego nigdy nie miałeś), do poukładania moich skłębio-nych myśli.Uśmiechnął się, myśląc, jak ważny jest w jej skłębionych myślach.A potem miał w planie tym samym chianti wywołać sen, bo sen zawsze,pamiętał to z dzieciństwa, szczególnie przed urodzinami i Bożym Narodzeniem,ogromnie skracał czekanie.Więc wypatrywał stewardesy.Nagle pojawiła się w końcu korytarza; wyszła z kabiny pilotów.Wydawało mu się, że płakała.Gdy podeszła bliżej, przekonał się, że rzeczywiście płakała.Miała rozmazanymakijaż, z trudem panowała nad łzami i drżały jej ręce.Postarał się nie dać jej dozrozumienia, że to zauważył.Uśmiechnął się do niej, poprosił o wino, a onaodpowiedziała wymuszonym grymasem, który miał imitować uśmiech, i odeszła.Gdy wróciła po chwili z winem, miała świeży makijaż, była opanowana iwyjątkowo smutna.Podała mu bez słowa wino i odeszła.Wziął pierwszy łyk i wyciągnął słuchawkę telefonu z oparcia siedzenia przednim.Przeciągnął kartę kredytową przez szczelinę czytnika i wybrał numer jej hotelu wParyżu.Numer był zajęty.Za chwilę powtórzył.To samo.Wina już dawno nie było, a on ciągle wybierał ten numer w Paryżu i ciągle,gdy był zajęty, obiecywał sobie, że spróbuje jeszcze tylko jeden, jedyny, ostatni raz.Po godzinie zrezygnował.Zamówił kolejne wino, wydobył swój laptop spod siedzenia i włączył go.Przygotował e-mail do recepcji hotelu, w którym mieszkała.Prosił o poinformowanie jej jak najpilniej, że nie przyleci TWA800, ale DL278
[ Pobierz całość w formacie PDF ]