[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdewastowany terenprzypominał powierzchnię księżyca.Wypełnione breją kratery dziurawiły ziemię.W hałdachbłotnistej ziemi tkwiły wraki traktorów i furgonetek.Nagle wystrzeliły w górę rzędy uśpionychna zawsze szybów wiertniczych  ich kratowane wieże na tle nocnego nieba przypominaływieżowce.Corvetta to pojawiała się, to znikała mi z oczu.W płocie o rombowym wzorze dostrzegłemdziurę wielkości samochodu.Jak gdyby ogrodzenie zostało rozcięte gigantycznymi nożycami.Zlady opon żłobiły błoto.Przejechałem, zatrzymałem się za pordzewiałym dzwigiem, wysiadłem i rozejrzałem siędookoła. Opony corvetty zostawiły szeroki ślad niczym czołg, znacząc trasę w korytarzu beczek naropę, ustawionych jedna na drugiej.Zmierdziało smołą i spaloną gumą.Korytarz kończył się na polanie.Na środku otwartej przestrzeni ujrzałem starą przyczepęustawioną na klockach.W okienku zasłoniętym firankami widać było światło.Drzwi wykonano zozdobnej sklejki.Kilka kroków dalej stało lśniące czarne auto.Otworzyły się drzwiczki samochodu.Cofnąłem się i przycisnąłem płasko do beczek.Zcorvetty wysiadł mężczyzna o muskularnych ramionach.Niósł bez wysiłku cztery wielkie torby zzakupami, Na kciuku zawiesił kluczyki od samochodu.Zbliżył się do przyczepy, zastukał raz,trzy razy, potem jeszcze raz i wszedł do środka.Przebywał w przyczepie przez pół godziny, po czym opuścił ją z toporkiem w ręku.Położyłgo z przodu corvetty na fotelu pasażera, obszedł samochód i usiadł za kierownicą.Po jego odjezdzie odczekałem jeszcze dziesięć minut, pózniej podszedłem do drzwi izastukałem w podpatrzony sposób  raz, trzy razy, znowu raz.Cisza.Powtórzyłem więc serięstuknięć.Drzwi się otworzyły.Ujrzałem przed sobą szeroko rozstawione ciemne oczy. Wracasz tak prędko. Zaskoczona próbowała zatrzasnąć mi drzwi przed nosem, leczwsunąłem w szpary stopę i pchnąłem je mocno.Kiedy wszedłem do środka, dziewczyna sięcofnęła. To pan?!  Miała dzikie oczy i była naprawdę piękna.Włosy ognistego koloruzwiązała i upięła w kok, ale kilka luznych kosmyków opadło na długą, smukłą niczym u gazeliszyję.Dwie cienkie obręcze przebijały każde ucho.Była w szortach i białej bluzeczce, sięgającejjedynie do talii.Brzuch miała opalony i płaski, nogi gładkie i długie, stopy  gołe.Paznokcie rąki nóg pokrywał zgniłozielony lakier.Przyczepa była podzielona na pokoiki.Wraz z Noną staliśmy w małej, zalatującej pleśniąkuchni o żółtych ścianach.Jedna z toreb na zakupy została już opróżniona.Pozostałe trzy stały nakontuarze.Dziewczyna szybko odwrócił się do suszarki do naczyń, skąd wzięła nóż do chleba oplastikowej rączce. Niech pan stąd wyjdzie albo pana dzgnę.Przysięgam! Odłóż nóż, Nono  powiedziałem łagodnie. Nie zamierzam ci zrobić krzywdy. Cholera! To samo mówią wszyscy. Trzymała nóż w obu rękach.Ząbkowane ostrzezatoczyło łuk. Wynoś się pan! Wiem, co ci zrobili inni.Proszę, wysłuchaj mnie.Zastygła, zaintrygowana.Przez momentsądziłem nawet, że udało mi się ją uspokoić.Zbliżyłem się o krok.Nagle twarz dziewczynywykrzywiła się wściekle.Nona głęboko zaczerpnęła powietrza i natarła na mnie z wysoko podniesionym nożem.Odskoczyłem.Nóż przeszył powietrze dokładnie w miejscu, gdzie przed chwilą znajdowałasię moja klatka piersiowa.Nona zachwiała się na nogach.Chwyciłem ją za nadgarstek, ścisnąłemi potrząsnąłem.Nóż upadł, uderzając głucho o brudne linoleum.Dziewczyna natarła ponownie, tym razemusiłując wydrapać mi oczy długimi zielonymi paznokciami.Złapałem ją za obie ręce.Była delikatnie zbudowana, pod skórą wyczułem drobne kości, jednak gniew dodawał jej sił.Kopała,wykręcała się i pluła, a w pewnej chwili zdołała mi rozryć paznokciami policzek.Po tej strome,gdzie miałem uszkodzoną szczękę.Poczułem łaskotanie ciepłej strużki krwi spływającej potwarzy, potem ostry ból.Podłogę upstrzyły burgundowe plamy.Unieruchomiłem Nonie ręce przy pasie.Zesztywniała i popatrzyła na mnie z panikązranionego zwierzęcia.Nagle szarpnęła się do przodu.Odskoczyłem w tył, chcąc uniknąćugryzienia.Ku mojemu zdziwieniu wysunęła język i zlizała kropelkę krwi.Przesunęłakoniuszkiem po swoich wargach, barwiąc je na różowo.Uśmiechnęła się z przymusem. Zrobię wszystko  powiedziała chrapliwie, odsuwając się trochę. Niezle obciągam.Alboniech pan robi ze mną, co chce, pod warunkiem że wyjdzie pan natychmiast potem. Nie po to przyszedłem. Nie ma pan pojęcia, co pan traci.Potrafię sprawić, że poczuje się pan jak w raju.Odniosłem wrażenie, że gram w tanim filmie erotycznym, dziewczyna jednak najwidoczniejpotraktowała swoją rolę poważnie, gdyż zbliżała się do mnie, zachęcająco poruszając biodrami.Polizała mój policzek i ostentacyjnie połknęła krew. Przestań  warknąłem i odsunąłem się. Och, daj spokój.Chodz. Kokietowała mnie i kusiła, ocierając się o mnie. Kawał chłopaz ciebie.Masz ładne niebieskie oczy i piękne, gęste, ciemne loki.Założę się, że twój członek jestrównież piękny, co? Dość, Nono!Wydęła usteczka i ciągle się do mnie tuliła.Jej skóra pachniała tanią wodą toaletową. Nie gniewaj się na mnie, błękitnooki.Nie jest zle być dużym, zdrowym facetem z wielkimtwardym członkiem.Czuję go teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •