[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy na prawo, Sindbadzie, do lasów, czy na lewo, na pustynię?- Na prawo, Najdroższa, do lasów, bo nienawidzę pustym! W godzinę potem byliśmy już w gęstwinieleśnej.- Jestem znudzona i zgłodniała - rzekła Najdroższa siadając na murawie leśnej.Wyjąłem z kieszeni garść diamentów i podałem królewnie.Ziewnęła łapczywie i zabrała się dopołykania.- Dokąd mnie prowadzisz? - spytała po chwili. - Do Bagdadu - odrzekłem.- Czy masz tam pałac?- Mam.- Czy wygodny?- O, bardzo wygodny!- Czy z otomaną i różowym oświetleniem?- Znajdzie się i otomana, i oświetlenie różowe.Otoczę ciebie, o Najdroższa, zbytkiem i przepychem.- Boję się tylko - zauważyła królewna ziewając trwożnie - boję się pościgu mego ptaka.Pała do mniemiłością bezwzględną i jestem pewna, że ujrzawszy próżną komnatę uda się na poszukiwanie mojejosoby.Mam jednak przy sobie latarkę-plotkarkę, która działa w ten sposób, że osoby, jej blaskiemobjęte, jawią się oczom w miejscu, gdzie ich właśnie nie ma.Jeżeli Rok będzie nas ścigał, zapalimylatarkę-plotkarkę i zmylimy mu drogę.Ujrzy nas gdzie indziej, nizli w rzeczywistości znajdować siębędziemy.W chwili gdy królewna słów tych domówiła, posłyszeliśmy szum skrzydeł olbrzymiego Roka.Leciał w pogoni za nami, zaciemniając skrzydłami niebiosy.Najdroższa natychmiast zapaliła latarkę-plotkarkę i z wielką ulgą spostrzegliśmy, że złudzony światłemRok poleciał nagle w stronę przeciwną.Myśmy zaś udali się w dalszą drogę.Zdążałem z mojąNajdroższą ku brzegom wyspy, aby wsiąść na okręt i popłynąć do Balsory, a stamtąd wrócić doBagdadu.Wyspa była jednak tak obszerna, że szliśmy dni kilka bez skutku.Ruch i powietrze wznieciływ Najdroższej tak nienasycony apetyt, że zjadła cały zapas moich diamentów.Głód jej począłdoskwierać.Przeraziłem się na myśl, że nie znajdę nigdzie pożywienia dla zgłodniałej królewny.Próbowałem piec na ogniu upolowaną w drodze zwierzynę i podawałem Najdroższej w nadziei, iż jąznęci świeży, smakowity zapach pieczonego mięsa - lecz nadaremnie!- Czyś oszalał? - wołała Najdroższa.- Nie biorę do ust nic prócz diamentów.Zapomniałeś już o moichnawyknieniach.Obiecywałeś mi góry diamentów, daj mi przynajmniej choć jeden niewielki pagórek,choć garść, choć garsteczkę!Byłem zrozpaczony.Najdroższa słabła i nikła mi w oczach.Na szczęście dotarliśmy wkrótce do krańcówwyspy.Na brzegu stał właśnie okręt, który za chwilę miał odpłynąć.Zgasiliśmy latarkę-plotkarkę iwbiegliśmy na pokład.Spotkał nas kapitan okrętu, który miał na palcu sygnet ze sporym brylantem.Podał właśnie na powitanie mojej Najdroższej dłoń, obciążoną sygnetem.W okamgnieniu Najdroższaprzywarła usteczkami do sygnetu i odgryzłszy brylant połknęła go ze smakiem.- Nieco kwaskowy - zauważyła mlaskając językiem - ale jestem tak głodna, że nie mogę zwracać uwagina takie drobnostki.Poczerwieniałem ze wstydu, zaś kapitan zbladł, zapewne ze zdziwienia.- Kapitanie - rzekłem - przepraszam cię za to, co ci się przytrafiło.Zwrócę ci po powrocie do Bagdadubrylant tej samej wartości.%7łona moja ma taki dziwny ustrój żołądka, że nie znosi innych potraw próczdiamentów.Kapitan uśmiechnął się, gdyż widocznie podziałał nań urok Najdroższej.Czułem, że budzi się w nimmiłość do królewny.- Nic nie szkodzi, nic nie szkodzi! - rzekł nieco zmieszany.- Mam nadzieję, że na moim okręcie niezbraknie diamentów dla wykarmienia tak czarownej królewny, bo jestem pewien, że żona pańska jestkrólewną nie z tej, to z innej bajki.- Zgadłeś, kapitanie - odrzekłem radośnie.- Prawdziwa to królewna, która posiada tysiąc nie znanych mi jeszcze zalet i jedną tylko znaną mi wadę - połykania diamentów.- Nie jest to wada, jeno raczej czar, urok, powab lub coś w tym rodzaju - odpowiedział kapitan.- Właśnie, właśnie, coś w tym rodzaju! - potwierdziłem z pośpiechem.Czyż mam szczegół po szczególe opisywać nasz pobyt na okręcie? Straszny to był pobyt! Powietrzemorskie podnieciło apetyt mojej Najdroższej.Apetyt ten urósł do rozmiarów zatrważających.Niktchyba nigdy nie spotkał się z tak wygórowanym apetytem! Cała załoga była w trwodze.Brylanty ginęłyna okręcie z niezwykłą szybkością.Najdroższa po prostu zębami wydzierała je z pierścionków i połykaław okamgnieniu.Starano się wreszcie ukrywać przed nią klejnoty.Lecz i to nie pomogło.Brylanty ginęłynadal.Najdroższa węszyła wszystkie skrytki z nadzwyczajną łatwością.Cała wszakże załoga tak byłaoczarowana wdziękami Najdroższej, że nie wzbraniała jej przywłaszczania sobie cudzych brylantów,ograniczając się jeno do niewspomagania królewny w tych jej czynnościach.Jeden tylko kupiec perski -posiadacz całego kufra diamentów - nie okazywał najmniejszych względów Najdroższej.Napomknąłnawet, że ją zasztyletuje, o ile nie doliczy się w kufrze choćby jednego brylantu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •