[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pocałował ją w usta, którezdały mu się kwitnącą różą.Zaczął ją pieścić, wdychając jej zapachpomieszany z zapachem buszu.- Nic cię nie boli? - spytał cicho.- Nie.- Pocałowała go w szyję.- Uwielbiam cię.- Jesteś pewna, że nie zajdziesz w ciążę?- Chcę mieć dziecko.Spojrzał na nią zdumiony.- Boję się za ciebie, bo możesz wszystko stracić.Przepadniekariera.- Nie martw się o mnie - szepnęła - Chcę mieć dziecko z tobą.Akariera? Zrozumiałam, że nie zależy mi na niej i że jest coś dużoważniejszego.Bardzo pragnął uwierzyć jej słowom.141R S - Zastanów się dobrze, bo ja nie pozwolę ci odejść.- Dobry mąż nie powinien pozwolić - rzekła stanowczo.- Czyjeszcze wątpisz w moją szczerość? Już dawno temu przestałam marzyć ozrobieniu kariery i tyle razy starałam się przekonać cię o tym, ale niechciałeś słuchać.Albo nie chciałeś zrozumieć, co mówię.Byłeś takobrażony, że ogłuchłeś na wszelkie argumenty.Wiedział, że to prawda.- Ale głupiec ze mnie.- Niestety.W Biblii mówi się o grzechu pychy - powiedziała surowo,ale uśmiechnęła się czarująco.- Przemyślałaś tę decyzję? - Z niepokojem wpatrywał się w jejrozjaśnioną twarz.- Nie będziesz żałować?- Jak mam cię przekonać, że mówię prawdę? Bez wahaniaoddałabym za ciebie życie.- A ja za ciebie - szepnął uszczęśliwiony.Czuł, że byłby gotów dla niej zawojować cały świat.Ujął jej twarz wdłonie i obsypał namiętnymi pocałunkami.142R S EPILOGW dniu ślubu Ally była tak podniecona, że nie mogła spać.Wstałabardzo wcześnie, ubrała się w strój do konnej jazdy i wyszła z domucichutko, aby nikogo nie obudzić.W stajni osiodłała ulubionego pięknegowierzchowca, którego otrzymała w prezencie od Broda.Amazonka ikasztanka stapiały się w jedno, gdyż Aurora bezbłędnie reagowała nanajlżejszy gest swej pani.Niebawem Ally cwałowała po otwartej przestrzeni; wiatr świszczałjej w uszach, pęd powietrza rozwiewał włosy.Zachwycona patrzyła nahoryzont, zza którego wyłaniało się słońce.Perłowoszare niebo stawało siębłękitne, budzące się ptaki zaczynały swą poranną pieśń.Zpiew różnychptaków brzmiał jak utwór skomponowany przez genialnego muzyka iwykonywany pod batutą dyrygenta o absolutnym słuchu.Dla Ally jazda konna była jedną z największych przyjemności.Często miała wrażenie, że dosiadła Pegaza i lada moment uleci wpowietrze.Cieszyła się, że ludzie opanowali sztukę jazdy i pokochalikonie, dzięki czemu te wspaniałe zwierzęta nie wyginęły.Z wdzięcznością wspominała człowieka, który nauczył ją jezdzić.Był nim Ernie Eaglehawk, Aborygen, z Kimbary, który niedawno zmarł wsędziwym wieku.Nigdy nie zapomni jego dobrego serca, cierpliwości,wrodzonej mądrości.Zawdzięczała mu bardzo wiele.Gdyby nie Ernie Eaglehawk, ona iBrod nie byliby tacy dobrzy.Kimbara bardzo dużo zawdzięczała miesz-kającym tu Aborygenom.143R S Ally zamierzała właśnie przeprawić się przez płytki strumień, gdyzauważyła jezdzca galopującego po równinie.To Brod na olbrzymimogierze.- Witaj! - zawołała, gdy podjechał wystarczająco blisko.- Dlaczegonie śpisz?- A ty? Nie chciałem wierzyć, że cię widzę.Powinnaś jeszczewypoczywać, żeby mieć siły.Dziś czeka cię dużo emocji.- Ja mam odpoczywać? O czym ty mówisz? - Roześmiała siębeztrosko.- Nie masz pojęcia, jaka jestem szczęśliwa.Nie wiedziałam.- A ja już wiem.- Brat patrzył na nią z czułością.- Miłość to pięknarzecz.- Tak.Ty i Rebeka jesteście tacy zakochani i tak się rozumiecie, żeserce rośnie.- Byliśmy sobie przeznaczeni.Ty i Rafe też.- Brod spoważniał.-Dzieciństwo mieliśmy dość smutne, ale teraz czeka nas pełnia szczęścia.- Kocham cię, braciszku.Taka jestem wdzięczna tobie i Rebece zato, że dzięki wam będę miała piękny ślub.- Zasługujesz na najpiękniejszy.Nie masz pojęcia, jaka radość mnieogarnęła, gdy usłyszałem, że nareszcie wyjaśniliście sobie wszystkienieporozumienia i się pogodziliście.Rafe uwielbia nie tylko ciebie, ale iziemię, po której stąpasz.- Mamy twoje błogosławieństwo?- Oczywiście.%7łyczę wam takiego szczęścia jak moje.- Zciągnąłlejce i odwrócił konia w stronę domu.- Chcesz się ścigać?- Tak.Ale pod warunkiem, że nie ośmielisz się mnie wyprzedzić.- Dobrze, kochana.W dzień twojego ślubu tobie należy siępierwszeństwo.144R S Goście długo pamiętali ów od lat oczekiwany ślub.Tego dnia dwarody pionierskie nareszcie połączyły się węzłem małżeńskim.Nauroczystość zaproszono około trzystu osób z całego świata, ze wszystkichkontynentów.Ponieważ aktorka Alison Kinross była znana milionomwidzów telewizyjnych, w prasie okrzyknięto uroczystość ślubem roku.Wiele czasopism prosiło o prawo opisania wielkiego wydarzenia, lecz Allywyraziła zgodę tylko na przyjazd reporterki z jednego tygodnika dlakobiet.Miała trzy druhny: kuzynkę z Anglii i przyjaciółki z Sydney.Wszystkie zaniemówiły, gdy zobaczyły ją w ślubnej sukni i pięknymwelonie.- Patrzycie na mnie, jakbym była stworzeniem z innej planety -powiedziała promiennie uśmiechnięta panna młoda.- Bo.wyglądasz.nieziemsko pięknie - szepnęła Franceska.-Królewna z bajki.W koronie na głowie.- Twoja wspaniałomyślna matka pożyczyła mi diadem.Jestprzepiękny, prawda?- Ty też.- Rebeka pocałowała ją w policzek.- Teraz się przyznam, żetwój pomysł, żeby przybrać suknię żywymi kwiatami wydawał mi sięniezbyt mądry.Ale nie miałam racji, bo efekt jest niebywały.Chybazapoczątkujesz nowy kierunek w modzie.- Całkiem możliwe.Suknia była z kremowego jedwabiu i tiulu, wyhaftowanego w białe,różowe, złote i żółte kwiatki z maleńkich barwnych koralików i kryształówgórskich.Stanik był obcisły, a spódnica suto marszczona.Z przoduspódnicy, na tiulu, były upięte nieśmiertelniki tworzące misterny wzór.Taką suknię mogła nosić wysoka, smukła osoba o idealnej figurze.Od145R S diademu spływał długi welon z tiulu.Jedynymi klejnotami byłydiamentowe kolczyki i misterny naszyjnik z diamentów - prezent odnarzeczonego.- No, chyba dosyć się napatrzyłyście - powiedziała Ally.- Teraz jabędę was podziwiać.Franceska miała różową kreację, Anne złocistą, a Diane sre-brnozieloną.Suknie uszyto podobnie: z dużymi dekoltami, szerokimirękawami i długimi spódnicami.Druhny miały wianki ze stokrotek orazbukieciki kolorystycznie dopasowane do sukien.Każda miała oprawiony wzłoto wisiorek z kamieniem pod kolor sukni; wisiorki były prezentem odpana młodego.Ally klasnęła w dłonie.- Brawo.Wy też wyglądacie bajkowo.Serdecznie wam dziękuję, żezechciałyście być moimi druhnami.- Coś takiego! - zawołała wzruszona Diane.- Panna młoda jestzaszczycona!- Czy pamiętałaś zabrać coś starego? - spytała Franceska.- Tak.Mam elegancką chusteczkę z koronką.Tę od ciebie.- A coś niebieskiego?- Też, ale nie zdradzę, co.- Jeszcze coś nowego?Ally ujęła w palce spódnicę i złożyła prawdziwie dworski ukłon.- Cała suknia jest nowiutka.- Czyli wszystko jest, jak trzeba - podsumowała Rebeka.- Och, jaki cudowny dzień - szepnęła rozmarzona Franceska.-Uwielbiam wesela.146R S - Trzeba się postarać, żeby następne było twoje - powiedziała Ally,szelmowsko mrużąc oko.- Chcesz?- Jeśli mama pozwoli.- zaśmiała się Franceska [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •