[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla Adama to zdanie było potwierdzeniemsojuszu.Byli już przy Zaułku Pokutniczym, kiedy dziewczynadoszła do wniosku, że nie wszystkim należy ufać, a szczególnienie należy tego czynić wobec ludzi, którzy niczego nie żałują.Szybko miał okazję przekonać się, że Malinka nie należy dotakich ludzi: ledwie wyjęła z szafy samodziałową marynarkę,twarz jej zmieniła się co najmniej tak, jak zmieniają się nieraztwarze sprawozdawców telewizyjnych w trakcie transmisji zwozu.Adam, przymierzając marynarkę, pomyślał, że opiniamłodzieńca w dżokejce na temat właściwości charakteruMalinki była dość trafna.Widok marynarki Pikasa tak poruszyłdziewczyną, że znów zaczęła grzebać wśród różnych szpargałów.Tu gdzieś Wiewiórka ukrył jego  poezje".(Takwłaśnie powiedziała: nie  wiersze"  ale  poezje".) Nie mogącznalezć tych cennych kartek, próbowała z pamięci wyrecytowaćjakiś utwór Pikasa.Może się znajdę gdzieś dalej,A może na skraju alej,Nie wiem, lecz wiedzieć nie chcę,Poczekam, aż odejdą deszcze,I wtedy wdrapię się na łuk tęczy,Skoczę aż na horyzont,Na polanę wśród mleczy,Których nikt nie zbiera.Adam natychmiast podkreślił asonansowy charakter rymów( nie chcę  deszcze") i nastrój całości.Wystarczyło to napowrotną drogę.Na rogu, gdzie dawniej mieściła się słynnakawiarnia  Teatralna" (obecnie jakiś sklep), Malinką nie wy-trzymała i przyznała się, że właściwie wierzy, że jeszcze zobaczyPikasa.Adam chciał wykorzystać dobry moment i zapytać,dlaczego więc nie przeszkodziła nieszczęściu, ale byli właśnie uwrót  Monopolu".Wiewiórka zdążył już zatrudnić kelnera, a teraz zajął sięosobą  naszego Profesora"  jak mówił; stwierdził, że ma-rynarka świetnie leży.Talonik poparł to zdanie  i wtedyAdam poczuł się jakby zastępcą ofiary klubu samobójców.Kolacja przypominała nieco stypę, na której przyjaciel  nie-odżałowanego" zasiada w jego marynarce u boku jego dziew-czyny.Rozmowy przy stole miały wybitnie towarzyski charakter inikt nie wracał do poprzednich tematów.Adam czuł jednak, żeWiewiórka pilnuje każdej okazji, dlatego też ochoczo spełniłprośbę Malinki, która chciała już iść do domu i prosiła, żebyAdam ją odprowadził.Jutro musi być w wytwórni o ósmej,więc żegna wszystkich.Przy szatni sięgnął do kieszeni samodziałowej marynarki.Natrafił na skrawek papieru; niestety, nie był to banknot, alepo prostu kawałek wydarty z gazety. Zdejmując samodziałową marynarkę w hotelu, przypomniałsobie o nim.Zadrukowany skrawek miał tytuł  Wypadki", ajego fragment, podkreślony czerwonym ołówkiem, donosił, zednia trzeciego grudnia na szosie Wrocław  S.przejeżdżającysamochód zabił trzydziestoczteroletniego Mariana Szczygła.I wtedy właśnie Adam Panek pojął, że dziwny przypadekdostarczył mu jeszcze jeden bardzo ważny dokument.Zmę-czony dość różnorodnymi wrażeniami, zasnął z poczuciem do-brze spełnionego obowiązku.Teraz, leżąc na kozetce, obracał w palcach wyrwany z gazetystrzępek, któfy donosił o czyjejś śmierci.Wyświetlił już film zprzebiegu wczorajszego dnia.Teraz zaczynała -się jego częśćkryminalna.Nie widział jej wprawdzie, ale był przekonany, że itak istnieje tylko jeden człowiek, który widział tę część fabułyna własne oczy.Bo drugi  przestał istnieć.Po pół godzinie Adam doszedł do wniosku, że reżyser Kłęskibyłby z niego zadowolony; udało mu się napisać scenariuszczegoś, co już i tak rozegrało się w życiu; młodzieniec w dżo-kejce poinformował go, że klub samobójców powstał pod wpły-wem jego reportażu  reportaż szedł w  Sztandarze" ósmegogrudnia  Malinka wspominała o jakiejś kontrowersji międzyWiewiórką a Pikasem, którą poprzedzała tajemnicza sprawa zsamochodem  strzępek gazety z marynarki Pikasa wspominało wypadku w dniu trzecim grudnia na szosie do S.Teraz należało tylko ułożyć wypadki w chronologicznymporządku, ustalić bohaterów dramatu, znalezć dla nich moty-wację psychologiczną  i już można by wszcząć rozmowy zreżyserem Kłęskim.Ale Adam postanowił jednak najpierw podjąć rozmowy wMilicji Obywatelskiej. A jednak.Wiewiórko, nie masz racji  powiedział głośnosam do siebie. W życiu wiele zależy od przypadku.A pan,panie Pikas, nie odznaczał się zbyt dobrym gustem, jeśli chodzio marynarki.Oczywiście, postanowienia Adama udania się do Milicji. Obywatelskiej nie oznaczało, że ludziom w szarych mundurachwyświetli zagadkę tajemniczego wypadku na szosie w dniutrzecim grudnia.Karząca ręka sprawiedliwości zabrałabywówczas z pola obserwacji ludzi, którzy byli mu jeszcze po-trzebni.Zresztą nie był w stanie autorytatywnie stwierdzić, żesprawcą wypadku na szosie wiodącej z S.do Wrocławia byłWiewiórka z Pikasem.Mógł się tego tylko domyślać.Ktoś, ktowyrywa ż gazety taką właśnie informację i przechowuje ją wkieszeni, mógł być albo krewnym Mariana Szczygła, albo.Treść więc tej informacji musiała mieć dla Pikasa jakieśszczególne znaczenie.Prawdopodobnie takie samo, jakie madla człowieka, który zgubił teczkę, ogłoszenie donoszące, że wbiurze znalezionych rzeczy znajduje się odniesiona przez takzwanego uczciwego kierowcę teczka ze świńskiej skóry.Wiewiórka żadnych wycinków nigdy by przy sobie nie nosił, zczystej przezorności, jak i z braku zainteresowania wobecnieszczęśliwych wypadków, które mogą się ludziom przytrafić.Pikas natomiast, jak wynikało z charakterystyki nakreślonejprzez jego przyjaciela z lat dziecinnych oraz przez Malinkę, niebył ani tak jak jego szef przezorny, ani tak nieczuły.Jeślispowodował wypadek, wertował tak długo gazety, aż znalazłwzmiankę, której szukał i która mogła uciszyć jego niepokój,nie wspominała bowiem ani słowem, że sprawcy zostali ziden-tyfikowani.Adam już na ulicy zakończył dedukcyjny tok swego rozu-mowania.Wskoczył w nadjeżdżający tramwaj; kiedy pędziłZwidnicką pod cienistymi filarami wrocławskiej Opery, dojrzałjakby znajomą postać.Zamaszystym krokiem szedł oficer wrandze pułkownika; przez sekundę wydawało mu się, że poddaszkiem rozpoznał twarz Kulasa.Wychylił się przez barierkępomostu, ale zauważył tylko oddalającą się zieloną sylwetkęoficera, który dość niedbale wyrzucając palce do daszkaodpowiadał na pozdrowienia dwóch szeregowców.Czekając na przepustkę w przedsionku Komendy Wojewódz-kiej MO, Adam rozmyślał nad tym, że znajduje się w miejscunajbardziej chyba chroniącym go przed Kulasem, jeśli to w ogóle był on.W chwilę potem Adam powziął postanowienie, że przy naj-bliższej nadarzającej się okazji napisze wiele słów pochwalnychpod adresem wrocławskiej milicji.Rzeczywiście, miejscowistróże ładu i porządku starali się w mig spełniać każde jegożyczenie znosząc sterty akt, przypominając sobie wszystkiemożliwe wypadki drogowe, łącznie z potrąceniem staruszkiprzez rowerzystę.W ogóle wyrażano tu radość, że stołeczny reporter interesujesię zagadnieniem tak groznym i społecznie ważnym, jakwypadki drogowe.%7łeby zadokumentować wagę tego problemu przedstawiono mu akta kierowców najbardziej pijanych ilisty ofiar najpoważniejszych kraks i wypadków.Przy okazjiwięc Adam zebrał bogatą dokumentację do artykułu na tentemat, który obiecywał sobie napisać zaraz po zakończeniuswoich spraw.A te należało przyspieszyć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •