[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wśród niskich ukłonów oddalił się agent, a znalazłszy się na ulicy, zanucił marszatriumfalnego z Aidy; potem skierował się do znajomego baru, gdzie można było sobieprzypomnieć, jak piękne były Stany przed prohibicją.Należało uczcić tak niebywaleszczęśliwy interes.A Mr Dragon zawiadomił tymczasem lekarza o przybyciu małżonki i celu jej wizyty,zapowiedział, że po południu także przybędzie po świadectwo dla siebie i, pełen najlepszychmyśli, wyszedł z willi.Pierwsza napotkana taksówka odwiozła go do portu.Szofer Johnczekał już od godziny.Mosiężne części motorówki błyszczały w słońcu jak złote, dającwymowne świadectwo, że Situki czyściła je sumiennie.- Na pełne morze! - rozkazał, kiedy wydostali się z labiryntu portowego.Potem usiadłobok Johna i zasypał go pytaniami na temat, jaka jest najwyższa do osiągnięcia chyżość łodziprzy spokojnym morzu, jaka przy średniej fali, ile litrów benzyny może pomieścić zbiornik,czy są zapasowe rezerwuary itd.Odpowiedzi notował sobie skrzętnie w pamięci.- A pasy ratunkowe gdzie się mieszczą? - zagadnął w pewnej chwili.- Tu, pod ławką, sir.Mr Dragon otworzył wieko i przyglądał się kamizelkom ratunkowym z takimzaciekawieniem, jak gdyby je pierwszy raz w życiu widział.- Więcej ich nie ma?- Nie, sir.Jest tylko koło gumowe.- Aha.A jakże John jest zadowolony z motoru? Nie zawodzi?- Chodzi jak nowy zegarek.- Hm.Chciałbym jeszcze obejrzeć dno łodzi.Kupiłem ją od inżyniera tak na oko, alewarto przy sposobności zobaczyć.czy tam gdzie nie przecieka.Niech John zatrzyma motor.Ustał turkot maszyny.Aódz biegła jeszcze chwilę nabytym rozpędem, potem dała siękołysać małym falom uspokojonego po wczorajszej krótkiej burzy oceanu.Tymczasem John podniósł kilka desek podłogi i pokazywał chlebodawcy dnobenzynowego stateczku.- Tutaj trochę przeciekało - mówił - ale uszczelniłem.Poza tym nigdzie.Deskizdrowe.Sir, to było dobre kupno.O ile słyszałem, pięć tysięcy dolarów.To tanio, naprawdę,za takie cacko.- Tak, pięć tysięcy - potwierdził Mr Dragon i liczył w duchu: - Premia wynosi półmiliona, jeśli ona umrze naturalną śmiercią lub zginie skutkiem nieszczęśliwego wypadku.Aódz kosztowała pięć tysięcy.A więc stracę zaledwie jeden procent na tym interesie, apozbędę się raz na zawsze wrogów.Do tego dochodzi spadek po niej.Chyba testamentunie robiła, u diabła! Trzeba tylko działać szybko.jak najszybciej.- Sir coś mówił? Nie dosłyszałem - mówił szofer, widząc, że wargi chlebodawcy sięporuszyły.- Owszem, mówiłem, żeby skręcić na lewo.Pojedziemy przez zatokę Waikiki, doprzystani pod willę doktora Hearne a.- Dobrze.Zatoka Waikiki roiła się od ludzi.Zwolennicy morskiej kąpieli mieli tu raj prawdziwy.Piasek na plaży był jak srebro, a bezpieczna dla nieumiejących pływać mielizna ciągnęła sięmiejscami na pół kilometra w głąb morza.Woda czysta, przezroczysta aż do dnapiaszczystego, ufryzowanego ruchem fal w równe karby misternej ondulacji, fale niezbytduże stosunkowo, ale mocno spienione, o grzebieniach ze srebrnej piany.Dla wyczerpanychkąpielą i działaniem złotych, prawie prostopadłych promieni słońca, rozciągała się powyżejplaży zielona ruń, puszysty kobierzec gęstej, zbitej trawy i błogosławiony cień u stóp palmrozłożystych.Cóż więc dziwnego, że całe Honolulu, wszyscy turyści oraz marynarze z PearlHarbour wylegają zawsze na plażę Waikiki.Ale Waikiki ma coś więcej, mianowicie niezrównane warunki dla królewskiego sportuKanaków, dla jazdy na desce.Dzięki umiejętnemu manewrowi pędzi taka gruba, na półtorametra długa deska na grzbiecie fali, gdzieś hen z pełnego morza aż do samego brzegu, niosącna sobie człowieka leżącego na brzuchu lub, co trudniejsze, lecz co większe wrażenie napatrzących wywiera, w stojącej pozycji.Toteż Miss Lucy Hearne zaproponowała natychmiast, aby podjechać motorówką aż domiejsca, gdzie wytrenowani znakomicie sportsmeni dosiadają swych drewnianych rumaków.Mr Dragon przystał bez wahania.Był tak zadowolony z wyniku lekarskiego badania, że niebardzo nawet wiedział, co doń mówi rozmowna bratanica doktora.Bądz co bądz losy musprzyjały.Przecież taki pedant, jak dr Hearne, mógł na upartego doszukać się u pacjentkijakiejś drobnej wady sercowej, jakiegoś zajęcia szczytów czy innego niedomagania.Violetmusiałaby stawać przed komisją, złożoną z kilku lekarzy, uprzedzonych już do jej stanuzdrowia diagnozą kolegi, wynikłyby z tego rozmaite trudności, a przede wszystkimniepożądana zwłoka.Tymczasem nic z tego.Violet była zdrowa jak rydz, a świadectwolekarskie znajdowało się już w portfelu Mr Dragona.- Jutro załatwię resztę.Skoro zaś będę miał w rękach polisę, che, che, che.wówczas- wymownym gestem dłoni uzupełnił swą myśl.- Mr Grath! - zawołała nagle Lucy, wskazując ręką przed siebie.Na dzwięk tego nazwiska zmarszczył się Mr Dragon mimowolnie, lecz spojrzał wewskazanym kierunku.Rzeczywiście, na szmaragdowym tle wody ukazały się dwie czarne głowy.Paradzielnych pływaków sunęła wytrwale w stronę pełnego morza, popychając przed sobą dwieciężkie deski.- Planking jest rozkosznym sportem - rzekł Mr Dragon - ale krótkotrwała jazda niestoi w żadnym stosunku z pracą, jakiej wymaga zaciągnięcie deski na głębinę.Niegdyś takżepróbowałem, lecz dziś wolę jazdę na desce przywiązanej za motorówką.To dalekowygodniejsze.- Ależ to syzyfowe trudy - dodała Lucy, patrząc na wysiłki pływaków.Musieliwalczyć z każdą falą.Potężne bałwany usiłowały za wszelką cenę wyrwać deskę zezmęczonych dłoni lub przynajmniej dać nią upartemu człowiekowi klapsa, od którego pęknąćmogła czaszka.Ale przeciwko bezrozumnej sile żywiołu stawał do walki rozum, spryt,chytrość kruchej istoty, zwanej pospolicie człowiekiem.Więc chował się pod deskę wmomencie uderzenia góry wodnej, przecinał ją podstępnym sztychem i wypływał z drugiejstrony zdrów, cały, by po przepłynięciu kilku metrów nową staczać batalię.- Czy mnie wzrok myli? - mruknął Mr Dragon, kiedy obaj pływacy znużyli się walką idosiedli swych rumaków.Siedzieli na deskach okrakiem, wiosłując rękami zawzięcie.Twarzami odwrócili się teraz do brzegu, a więc i do motorówki, zdążającej od chwili w ichstronę.- Tak, to ona! - dodał.Olbrzymi bałwan, spieniony jakby od wysiłku, dopędził parę pływaków.Znikli obojena chwilę, okryci chmurą pyłu wodnego.Potem wśród odmętów śnieżnobiałej piany ukazałysię dwa ciała, wyciągnięte nieruchomo.Dwa ciała: jedno jaśniejsze, drugie jak brąz.Todrugie dzwignęło się zręcznie i pędziło na szczycie syczącej fali w stojącej pozycji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]