[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Albo przynajmniej coś zjedz.- Muszę już iść - odparła łagodnie, lecz stanowczo.- Jutro wracam dopracy, a mój samochód ciągle stoi pod szpitalem.Mam do załatwieniamnóstwo spraw.Tych kilka dni przeżyła jak we śnie.Rodzina przyjeżdżała i wyjeżdżała,matka Danny'ego dzwoniła do niej nieustannie, planując pogrzeb, który wjej umyśle odbył się cztery lata wcześniej, ale musiała zachować pozory.Po raz ostatni ubrała się dla Danny'ego.Związała włosy, po czym jerozpuściła, przypomniawszy sobie, że w takim uczesaniu podobała mu sięnajbardziej.Nałożyła odrobinę różu na policzki i skropiła resztką perfum,które podarował jej z okazji ich ostatnich prawdziwych, wspólniespędzonych świąt Bożego Narodzenia.Pomoc i wsparcie ze strony rodziny oraz przyjaciół podczas pogrzebu niezrobiły na niej większego wraże- nia.Jedyna osoba, na której jej zależało, była nieobecna.Nie, niezabrałaby go na ten pogrzeb.Była taktowna.Ale wiara, że Heath jest przyniej, bardzo by jej pomogła.Rano wróci do znajomego kieratu.Do świata, który na kilka dni zniknął zjej świadomości, ale przez to nie przestał się kręcić.Jej urlopokolicznościowy dobiegi końca.Pięć dni to aż nadto, by przeboleć stratęmężczyzny, który miał zostać jej narzeczonym.Zycie już czeka, byrzuciła się w jego wir bez względu na to, czy jest gotowa, czy nie.- Będziesz nas odwiedzać? - zapytała matka Danny'ego drżącym głosem.- Musimy uporządkować jego rzeczy.Na pewno jest tam coś, co zechceszzatrzymać.- Oczywiście, że was odwiedzę - zapewniła ją, ciesząc się w duchu, żetaksówkarz już trąbi.Chciała wyjść jak najszybciej, zanim się załamie, nękana poczuciemwiny.Nagle jej wzrok padł na zdjęcie, które sama zrobiła Danny'emu naplaży w Torquay.Uśmiechnięty, opalony i mokry Danny, z deskąsurfingową.Niemal słyszała, jak ją ponagla, by się pospieszyła z tymzdjęciem, bo ucieknie mu fala.Nieoczekiwanie jej poczucie winyzniknęło, ponieważ uprzytomniła sobie, że ulgi doznał on, nie ona.%7łe już nie cierpi, że nareszcie jest wolny.- Wez je na pamiątkę.- Matka Danny'ego podała jej fotografię, a ona zwdzięcznością ją przyjęła.Objęła matkę Danny'ego gestem znacznie bardziej naturalnym i przezkrótką chwilę nawet żałowała, że wszystko nie potoczyło się inaczej. Zapłaciła za taksówkę i nie wypuszczając z ręki zdjęcia, ruszyła przezparking, nie spuszczając wzroku z czerwonych strzałek wskazującychdrogę do izby przyjęć.Czuła nieodpartą chęć pójścia tam, przywitania ipożegnania nowych przyjaciół, ale nie wiedziała, jak zostanie przyjęta.Grzebiąc w torbie w poszukiwaniu kluczyków, aż jęknęła na widokmandatu pod wycieraczką.Jednak gdy ją podniosła i wyjęła karteczkę zplastikowej torebki, rozpromieniła się. Nie bądz dzikus, zajdz na kawę.Dziewczyny i chłopaki z izby przyjęć."Drżącymi rękami otworzyła samochód, wrzuciła torbę i fotografięDanny'ego, wsiadła, wyjęła pomadkę i poprawiła włosy, po czym przejętatak samo jak pierwszego dnia, niepewna, co ją czeka, weszła na oddział.- Bella!Gdy szła w stronę stanowiska pielęgniarek, zewsząd słyszała swoje imię,na każdym kroku witały ją uśmiechnięte twarze.- Cześć! - Nikt jednak nie uśmiechał się tak szeroko jak Hannah.Odłożyładługopis i serdecznie ją uściskała.- Przyszłaś na nocny dyżur?- Nie żartuj.- Omiatała wzrokiem korytarz w nadziei, że zobaczy twarz,której widoku najbardziej potrzebowała.- Dlaczego jesteś na dziennejzmianie?- Masz przed sobą nową oddziałową.- Hannah dumnie wypięła pierś.-Chyba nie muszę ci mówić, co to znaczy dla Kena i dla mnie? Co z Jayne?Pielęgniarki zamilkły, kierowane nie najtrafniej pojmowaną lojalnościąwobec poprzedniej szefowej. - Jakoś sobie poradzi.Ma dobrego adwokata, więc przy odrobinieszczęścia.- Bella wzruszyła ramionami.Nie do niej należało wydawaniewyroków i podobnie jak reszta dziewcząt nie życzyła zle koleżance.- A ty jak się masz? - Hannah omiotła wzrokiem jej czarny kostium ipodkrążone oczy.- Nie był to dla ciebie łatwy tydzień - westchnęła.- Jakoś się trzymam.- Oczy zaczęły ją niebezpiecznie piec, gdy ogarnęłoją uczucie zawodu: świat nadal się kręcił wokół swojej osi, śmierćDanny'ego nie została zauważona przez sejsmografy, nikt, nawet Jayne,nie okazał się niezastąpiony, a Heath nie odezwał się, kiedy najbardziejgo potrzebowała.- Chyba już pójdę.- Będziesz nas odwiedzać? - zapytała Hannah.Bella wzruszyłaramionami.Jim to co innego, Jimbył chodzącą historią oddziału.Nie ma co się oszukiwać, że komuś będziejej brakowało.- Na pewno kiedyś przywiozę do was więznia.I liczę, że potraktujecie nasze wszystkimi honorami.- Masz to jak w banku - odparła Hannah z uśmiechem, lecz Bella, mimoże sama zadecydowała, że pora wyjść, czuła się, jakby wyprowadzano jąstamtąd siłą, bo chciała jeszcze choć raz ujrzeć tę jedyną osobę, któramogłaby poprawić jej nastrój.- Ale zanim sobie pójdziesz, na pewnojeszcze kogoś chciałabyś zobaczyć.Bella uśmiechnęła się zawstydzona.- Lucy 0'Keefe - oświadczyła Hannah, gasząc jej nadzieję.- Ciągle jest unas na obserwacji.Idąc wraz z Hannah, starała się nadal uśmiechać, mimo że tego dnia zupełnie nie miała ochoty na wizytę u Lucy 0'Keefe.Była tak wytrącona z równowagi, że nie była pewna, czy wytrzyma u niejnawet pięć minut.- Kogo ja widzę? Nasz detektyw w spódnicy! - ucieszyła się pacjentka.To jowialne powitanie sprawiło, że Bella uśmiechnęła się niecoswobodniej.Tego dnia pani 0'Keefe miała turban z karminowej chusty ipomalowane paznokcie.Na widok Belli odłożyła kolorowy magazyn.Wyglądała jak egzotyczny ptak, który przysiadł na szpitalnym łóżku.Pomimo wcześniejszych wątpliwości jej widok bardzo Bellę ucieszył.Pani 0'Keefe nieodmiennie potrafiła wywołać uśmiech na jej twarzy.- To Hannah zrobiła mi taki manikiur - oznajmiła, spoglądając na swojedłonie.- Nie rozmawiajmy0 mnie.Chcę się dowiedzieć, co u ciebie.Dochodzą mnie tu przeróżneinformacje.No tak, pielęgniarki nie słyną z dyskrecji.- Dobrze pani wygląda.- I dobrze się czuję.Mąż szybko wraca do zdrowia1 za kilka dni zostanie wypisany, a Marnie terroryzuje cały personeldziecięcego.Ale musimy przedłużyć nasz pobyt w Australii.Nie zanosisię, żebyśmy szybko wrócili do Irlandii.- Popatrzyła na czarny kostiumBelli.- Gdzie ty byłaś, dziecko? - Kiedy Bella nie odpowiedziała, wzięłają za rękę.- %7łycie cię nie rozpieszcza - westchnęła.- Przepraszam - wyszeptała Bella przez łzy.- Za co? - prychnęła Lucy 0'Keefe.- Każdemu wolno płakać.Zapewniamcię, że osobiście wypłaka- łam morze łez.Powiem ci, czego się nauczyłam, chcesz? - Nie czekała naodpowiedz.- Kiedy człowiekowi wydaje się, że gorzej być nie może,kiedy los nie ma dla nas litości, zawsze pojawia się coś, co namprzypomina, jak piękne może być życie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •