[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pili poggiarello chianti classi-co, rocznik 1994.Wino było tym, czego potrzebowała.Kie-dy uprzątnięto talerze, Nora skierowała rozmowę na tematprzyszłego weekendu.Nie dawała jej spokoju ta niedokoń-czona sprawa. Zapomniałaś, kochanie  zwrócił jej uwagę Jeffrey. Przecie\ wyje\d\am.Na te targi ksią\ki w Wirginii. Masz rację, wyleciało mi to z głowy. Miała ochotękrzyczeć. Nie potrafię uwierzyć, \e pozwalam ci spoufa-lać się z setkami czytelniczek szalejących na twoim punkcie.Jeffrey skrzy\ował ręce na piersi i pochylił się nad sto-łem. Du\o ostatnio myślałem  oznajmił. O tym, jaktraktujemy nasze mał\eństwo.A właściwie, jak ja je trak-towałem.Trzymając je w tajemnicy.Wydaje mi się, \e by-łem wobec ciebie nieuczciwy. Uwa\asz, \e spędza mi to sen z powiek? Dlatego, \e. Nie, byłaś bardzo wyrozumiała.Dlatego gnębiły mniejeszcze większe wyrzuty sumienia.Chodzi o to, \e mam naj-wspanialszą \onę pod słońcem.Czas, by dowiedział się otym cały świat.Nora uśmiechnęła się tak jak powinna, lecz w jej głowiezapaliły się ostrzegawcze światełka. A co z twoimi czytelniczkami?  zapytała. Z tymiwszystkimi paniami, które w przyszłym tygodniu chcą zo-baczyć w Wirginii jednego z najbardziej po\ądanych i se-ksownych, oczywiście zdaniem magazynu  People , kawa-lerów do wzięcia? Pieprzę je. Taką właśnie mają nadzieję, skarbie  zauwa\yła No-ra.Jeffrey ujął jej dłonie i ścisnął w swoich. Byłaś wyrozumiała, a ja niesamowicie samolubny.Koniec z tym.Nora wyczuła, \e nie zdoła mu tego wyperswadować.140 Przynajmniej nie w tej chwili.Był typowym facetem.Kiedy wbił ju\ sobie do głowy, co jest dla niej najlepsze, niesposób było go przekonać, \e jest inaczej. Wiesz co?  powiedziała. Jedz na te targi ksią\ki,oczaruj czytelniczki swoim wdziękiem i erudycją i porozma-wiamy o tym, kiedy wrócisz. Jasne  odparł tonem, który sugerował coś zupełnieinnego. Jest tylko jeden mały szkopuł. Jaki?  zapytała.Chciał się jej ponownie oświadczyćw środku tej zatłoczonej restauracji? Udzieliłem wczoraj wywiadu dziennikarce z  NewYork Magazine.Odkryłem karty i powiedziałem jej o tobie.O naszym ślubie w Cuernavaca.Powinnaś była ją widzieć,nie mogła się doczekać, \eby umieścić tę wiadomość w ar-tykule.Zapytała, czy ktoś z redakcji nie mógłby zrobić namobojgu kilku zdjęć.Odparłem, \e nie widzę przeszkód.Wreszcie twarz Nory wyra\ała jakieś uczucia. Tak powiedziałeś? Tak  odparł, ściskając mocniej jej dłonie. Tochyba \aden problem? Nie, skąd\e.To nie jest problem, pomyślała.To jest totalna katastrofa. Rozdział 46Nazajutrz po południu wróciła do Nowego Jorku.Bra-kowało jej apartamentu na Manhattanie, jego ciszy i komfor-tu, rzeczy, które kupowała sobie od lat.Tęskniła do tego, couwa\ała za swoje prawdziwe \ycie.Biorąc kąpiel, wysłuchała wiadomości nagranych pod-czas jej nieobecności.Regularnie je sprawdzała.Były czterynowe.Pierwsze trzy od rozkapryszonych klientek.Ostatniaod Briana Stewarta, jej towarzysza podró\y do Bostonu,podobnego do Brada Pitta.Wiadomość była krótka i słodka, taka, jakie lubiła.Brianpowiedział, jak bardzo się cieszy, \e mógł ją poznać, i jakbardzo chciałby się z nią spotkać. Powinienem być z powrotem pod koniec tygodnia i zmiłą chęcią wypuściłbym się z tobą na miasto.Czeka nasdobra zabawa, obiecuję.Skoro nalegasz, Brian.Po gorącej kąpieli zamówiła chińszczyznę i zabrała siędo sortowania poczty.Przed końcem wiadomości o jedena-stej spała ju\ na kanapie niczym niemowlę.Przespałasmacznie całą noc.Nazajutrz przed południem zajrzała do Hargrove & Sonsw Upper East Side.Uwa\ała ten sklep za graciarnię  wielu142 sprzedawców było starszych od antyków, którymi han-dlowali  lecz jej klient, producent filmowy Dale Minton,bardzo lubił to miejsce i koniecznie chciał się tam z nią spo-tkać.Przez kilka minut myszkowała sama po sklepie.Minąw-szy kolejną sofę w szkocką kratę, poczuła nagle, jak ktośklepie ją po ramieniu. To ty, Olivio?Stał przed nią podekscytowany Steven Keppler  fatal-nie uczesany, urzędujący w śródmieściu adwokat podatkowyw średnim wieku. Oo.cześć  przywitała się Nora.Przerzuciwszy wgłowie kartki wizytownika, znalazła szybko jego imię.Jak się masz, Steven? Zwietnie, Olivio.Wołałem cię.Nie słyszałaś?Nora wcale się tym nie stropiła. Och, to dla mnie typowe.Kiedy robię zakupy, nie sły-szę, co się wokół mnie dzieje.Steven roześmiał się i nie drą\ył dłu\ej tematu.Kiedy za-czął rozwodzić się nad tym, jaki to cudowny zbieg okolicz-ności, Nora przypomniała sobie o skłonności adwokata dowgapiania się.Jak mogła o tym zapomnieć? I rzeczywiście,jego oczy zaczęły się wkrótce ślinić.Czy oczy mogą sięślinić? Oczy Kepplera z całą pewnością.Nora nie spuszczaławzroku z drzwi wejściowych, wypatrując Dale'a.Groziła jejkatastrofa. Robisz zakupy dla siebie czy dla klienta, Olivio? chciał wiedzieć Steven.W tym momencie zobaczyła Dale'a Mintona.Wkroczyłprzez frontowe drzwi, jakby nale\ał do niego cały sklep.Gdyby zechciał, z pewnością mógłby go kupić. O, właśnie wszedł  odparła.Starała się nie wpadać w panikę, lecz robiło jej się słabona myśl, \e Dale zawoła ją po imieniu w obecności Kepple-ra. Pozwolę ci zająć się klientem  oznajmił Steven.Obiecaj tylko, \e będę mógł cię zaprosić na kolację. Facet najwyrazniej umiał korzystać z okazji.Wiedział,podobnie jak ona, \e szybszą odpowiedzią jest odpowiedztwierdząca.Odmowna wymagałaby dłu\szych tłumaczeń. Dobrze  odparła Nora. Z miłą chęcią.Zadzwońdo mnie. Zadzwonię.W przyszłym tygodniu wyje\d\am nawakacje, ale po powrocie nie omieszkam przypomnieć ci oobietnicy.Kiedy odwrócił się, \eby odejść, Dale był w odległościmetra.Sądziła ju\, \e zdołała się wykaraskać, kiedy nagle. Miło było cię zobaczyć, Olivio!  zawołał głośnoSteven.Nora uśmiechnęła się do niego słabo i zerknęła na Dale'a,który zrobił zdziwioną minę. Czy ten facet nie nazwał cię przed chwilą Olivią? zapytał.Nora zaczęła się modlić do bogini szybkiego refleksu,która, na szczęście, okazała się łaskawa. Spotkałam go na przyjęciu przed kilkoma miesiącami szepnęła, nachylając się do producenta. Przedstawiłamsię jako Olivia.z oczywistych względów.Dale pokiwał głową, najwyrazniej usatysfakcjonowany, iNora uśmiechnęła się.Jej dwa \ycia pozostały bezpiecznierozdzielone.Przynajmniej na razie. Rozdział 47Krą\ąca pomiędzy starymi meblami blondynka miałaoczy osłonięte ciemnymi okularami.Bawiła się w detektywai, prawdę mówiąc, czuła się trochę śmiesznie.Musiała jed-nak obserwować Norę Sinclair.Wszędzie poza Nowym Jorkiem rzucałaby się w oczy.Ale była na Manhattanie, w Upper East Side.Tutaj świetniewtapiała się w otoczenie.Kolejna klientka oglądająca antykiw Hargrove & Sons.Przystanęła przed dębowym wieszakiem z błyszczącymimosię\nymi okuciami i udała, \e spogląda na cenę.Jej oczyi uszy skoncentrowane były na Norze.A mo\e na Olivii Sinclair?Nie wiedziała, co ma sądzić o wymianie zdań z łysieją-cym facetem.Ka\dy, kto u\ywa dwóch imion, ma prawdo-podobnie coś na sumieniu.Obserwowała dalej Norę, której towarzyszył teraz starszymę\czyzna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    de("menu4/18.php") ?>