[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy się ode mnie odsuwa, mija kilkachwil, nim odzyskuję oddech. Chodz mówi Alex, napierając ramieniem na drzwiprzyczepy.W środku jest bardzo ciemno.Dostrzegam jedynie kilkaniewyraznych kształtów, a kiedy Alex zamyka drzwi, znikająnawet one, wessane w ciemność. Nie ma tu prądu wyjaśnia.Rusza przed siebie, obijającsię o różne przedmioty i klnąc pod nosem. Masz świece? pytam.W przyczepie unosi się dziwny,ale bardzo miły zapach, jakby jesiennych liści spadłych z drzew.Wyczuwam też inne: ostry cytrynowy zapach płynu doczyszczenia oraz bardzo słabą woń benzyny. Mam coś lepszego. Słyszę szmer i z góry spada namnie mgiełka wody.Wydaję z siebie cichy okrzyk i Alex mówimnie mgiełka wody.Wydaję z siebie cichy okrzyk i Alex mówiszybko: Przepraszam, przepraszam.Jakiś czas mnie tu nie było.Uważaj. Znowu szelest.A potem, powoli, sufit nad mojągłową zaczyna się składać i oto nagle moim oczom ukazuje sięniebo w swoim majestacie.Księżyc wisi niemal bezpośrednionam nami, oświetlając wnętrze przyczepy i powlekając wszystkosrebrnym blaskiem.Teraz widzę, że sufit to tak naprawdęogromny kawałek brezentu, większa wersja tego, jakim osłaniasię grilla.Alex stoi na krześle i go zwija.Z każdym centymetremodsłania się nade mną coraz większy skrawek nieba i wszystkow środku błyszczy jeszcze jaśniej.Oddech więznie mi w gardle. To jest przepiękne.Alex spogląda na mnie przez ramię i uśmiecha się szeroko.Co kilka chwil przerywa zwijanie, by przesunąć krzesło, izaczyna od nowa. Kiedyś wichura zerwała połowę dachu.Na szczęściewtedy mnie tu nie było. Jego ciało również spowite jestsrebrnym blaskiem.Tak samo jak w noc obławy, przywodzi mito na myśl obrazy aniołów z wyrastającymi skrzydłami.Stwierdziłem więc, że równie dobrze mogę pozbyć się całości.Skończywszy zwijanie, zeskakuje z krzesła, odwraca się twarządo mnie i uśmiecha. Oto mój dom-kabriolet. Jest niesamowity wzdycham.Niebo wydaje się takblisko.Mam wrażenie, że jeśli tylko wyciągnę rękę, dotknęksiężyca. Teraz mogę przynieść świece. Alex mija mnie w drodze Teraz mogę przynieść świece. Alex mija mnie w drodzedo kuchni i zaczyna grzebać w szafkach.Rozpoznaję jużwiększe przedmioty, chociaż detale wciąż kryją się w ciemności.W jednym kącie stoi mały żeliwny piecyk, w przeciwległym podwójne łóżko.%7łołądek kurczy mi się na jego widok, w jednejchwili zalewają mnie tysiące wspomnień: oto Carol siedzi namoim łóżku i opowiada swoim wyważonym głosem oobowiązkach męża i żony; Jenny z ręką na biodrze mówi, że gdyprzyjdzie co do czego, nie będę wiedziała, co robić; Hanazastanawia się na głos w szatni, jak to jest uprawiać seks, a jauciszam ją sykiem i oglądam się przez ramię, by upewnić się, żenikt nas nie słyszał; a do tego szeptane opowieści o WillowMarks.Alex znajduje kilka świec, zapala je jedną po drugiej iustawia ostrożnie w pokoju, dzięki czemu moim oczom ukazująsię odleglejsze zakamarki.Tym, co uderza mnie najbardziej, sąksiążki: wypukłości, które w półmroku wydawały się stanowićczęść mebli, okazują się ułożonymi w rzędy książkami pozabiblioteką nigdy nie widziałam ich w takiej ilości.Pod ścianąstoją trzy półki.Nawet stara lodówka, z której zdjęto drzwi,wypełniona jest książkami.Biorę do ręki świecę i przeglądam tytuły.Nie znamżadnego z nich. Co to za książki? Niektóre wyglądają na bardzo stare,są popękane i zniszczone i boję się, że gdy ich dotknę, rozpadnąsię w pył.Spoglądam na nazwiska na grzbietach, przynajmniejte, które udaje mi się odczytać: Emily Dickinson, Walt Whitman,te, które udaje mi się odczytać: Emily Dickinson, Walt Whitman,William Wordsworth.Alex odwraca się w moją stronę. To poezja odpowiada. Co to takiego poezja? Nigdy przedtem nie słyszałamtego słowa, ale podoba mi się jego brzmienie eleganckie i miłe,przywodzące na myśl piękną kobietę w długiej sukni.Alex zapala ostatnią świecę.Teraz całą przyczepę wypełniaciepłe, migotliwe światło.Podchodzi do mnie i przykuca,szukając czegoś między książkami.Wreszcie wyciąga jedną znich i podaje mi.Słynna poezja miłosna.Ogarnia mnie dziwnyniepokój, gdy widzę słowo miłosny tak bezwstydniewydrukowane na okładce.Alex przygląda mi się uważnie, więcby ukryć zakłopotanie, otwieram książkę i przeglądam listęautorów na pierwszej stronie. Szekspir? To nazwisko znam ze szkoły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]