[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uczyniła słusznie, w następnejchwili bowiem rozwarły się gwałtownie jak pchnięte tornadem i ukazał się w nich wysokichudy trzydziestoparoletni mężczyzna o krzaczastych brwiach i takiejże czuprynie.Napierwszy rzut oka trudno byłoby określić jego wiek; utrudniały to jeszcze grubepółksiężycowate okulary, lecz w ciągu minionych sześciu miesięcy Alicja zdążyła go dobrzepoznać.- Lady Inchelvie! - rzekł, ściskając jej dłoń kościstą ręką.- Przepraszam, niewiedziałem, że pani tu jest.Musiałem przełożyć mecz krykieta chłopców na inne boisko, botu - machnął ręką w stronę frontonu szkoły - dziewczęta będą ćwiczyć biegi, a nie chciałbym,żeby dostały się pod ostrzał naszych młodych asów.- Uśmiechnął się promiennie z wyżynswego wzrostu.- Przepraszam więc, że od razu nie wyszedłem pani powitać.- To ja przepraszam, panie Hunter.- Patrząc na tego wyrośniętego, rozczochranegochłopca, Alicja też musiała się uśmiechnąć.- Wiem, że przeszkadzam i wprowadzam chaosodwiedzając dzieci w środku tygodnia.Ale widzi pan, mój mąż jechał do Glasgow ipomyślałam, że skorzystam z okazji.- Ależ wcale pani nie przeszkadza.- Dyrektor uniósł rękę.- Proszę odwiedzać dzieci,kiedy tylko pani zechce.- Powiewając marynarką zrobił zamaszysty półobrót usuwając sięsprzed drzwi i gestem zaprosił ją do gabinetu.- Proszę, proszę siadać.Napije się pani herbatyalbo kawy?- Nie, dziękuję.W pociągu z Glasgow miałam okazję pić nader interesujący płyn,który smakował jak kombinacja herbaty, kawy i kakao, tak że na razie mam dosyć.Hunter zachichotał krótko i diabolicznie, a następnie, usadowiwszy gościa na sofie,zasiadł w fotelu z impetem, od którego jęknęły sprężyny, i niemal zniknął jej z oczu.Alicjapohamowała śmiech, spostrzegając, że nauczyciel jest zbudowany jak młoda żyrafa - składasię głównie z nóg.Oparł łokcie na poręczach fotela (to jest prawie na wysokości brody) izagadnął:- Słyszałem, że pan Corstorphine udał się dziś do Stanów.- A, zatem zna pan najnowsze wieści?Uśmiechnął się.- Sophie mówiła nam o tym w sobotę.Nie miała pewności, kiedy wróci, ale ponoćjeszcze przed feriami.Była dość podekscytowana.Alicja milczała przez chwilę ze strapioną miną.- Panie Hunter, proszę mi powiedzieć, jak pan je znajduje? Czy.jak one to znoszą?Dyrektor pochylił się w fotelu i wyciągnąwszy długie, podobne do macki ramię,przelotnie dotknął łokcia Alicji.- Po pierwsze, milady, muszę panią zapewnić, że nigdy nie są same.Cały personel maje na oku i został poinstruowany, aby w razie jakichkolwiek problemów przyprowadzić jeprosto do mnie lub do mojej żony.W gruncie rzeczy cała trójka znosi to nad podziw dzielnie.Oczywiście każde inaczej.Moim zdaniem Charlie wyparł tę tragedię z myśli.Może tooznaczać, że w późniejszej fazie grozi mu nawrót, ale tym zajmiemy się wtedy, kiedy będzietrzeba.Charlie jest żywym chłopcem i to się nie zmieniło.Jest też cennym nabytkiem dlanaszej krykietowej drużyny młodzików.Co się tyczy dziewcząt, jestem pełen podziwu dlaSophie za wyczucie, z jakim postępuje z Harriet.Dziewczęta w tym wieku są nieraz bardzotrudne, tymczasem Sophie to wzór, wręcz ideał; jedna z najinteligentniejszych, najbardziejodpowiedzialnych i bez wątpienia najdzielniejszych uczennic, jakie kiedykolwiek miałem podopieką, ale.- Urwał i podjął wolniej, starannie dobierając słowa: - Zdaję sobie sprawę, że wjej sercu szaleje teraz burza sprzecznych uczuć, nie tylko z powodu utraty matki, ale równieżdlatego, że jest teraz w wieku dojrzewania.Lady Inchelvie, mam dostatecznie długi staż wkoedukacyjnym szkolnictwie, by wiedzieć, że jest to przełomowy i niezmiernie delikatny, ba,wręcz ryzykowny okres.- Umilkł spostrzegłszy, iż mimo opanowania wargi Alicji drżą.-Harriet ma się dobrze.Znalazła niezachwiane oparcie w starszej siostrze.Oczywiściewiadomo, że Sophie nie zdoła zastąpić jej matki, ale w życiu Harriet nadal panują ład i sens.Sophie, rzecz jasna, jest tego w pełni świadoma i to niestety powiększa jeszcze ciężar, jakidźwiga na swych barkach.Nie mówię tego po to, by panią przestraszyć, lecz dlatego iż chcępodkreślić, że zdaję sobie sprawę z istniejących zagrożeń i trzymam, by tak rzec, rękę napulsie.Alicja miała ochotę podejść i uściskać tego człowieka za jego serce i intuicyjnezrozumienie jej trosk i uczuć.Wstał z fotela, wydłużając się naraz trzykrotnie jak zadotknięciem czarodziejskiej różdżki.- Zaraz postaram się odnaleźć całą trójkę.Proszę tu zaczekać, a ja szybko zerknę doklas.Zapewne zechce pani zabrać ich na lunch?- Wątpię, bym zdołała się wykręcić od jakiejś wielkiej fety.- Ma pani wolną rękę.- Ruszył do drzwi, lecz nagle przystanął i uderzył się ręką wczoło.- Och, byłbym zapomniał.Muszę jednak panią prosić, aby Charlie wrócił tu na wpół dotrzeciej.Mamy dziś wewnątrzszkolne rozgrywki krykieta i obawiam się, że drużyna nie dasobie bez niego rady.Nie ma pani nic przeciwko temu?- Ależ oczywiście że nie.To dla nich większa frajda niż lunch ze starą babką.Hunter uniósł brwi.- I tu się pani myli.Czyli jak mówią chłopcy: cooo też! - Obrócił się i wielkimikrokami wyszedł z gabinetu.Alicja siedziała przez chwilę bawiąc się machinalnie guzikiem żakietu; potem wstała izbliżyła się do okna.Hunter był życzliwy, pełen zrozumienia, a jego słowa brzmiałyprzekonująco, lecz mimo to wciąż się martwiła.O dzieci, o Davida, przede wszystkim - corazbardziej - o męża.George pracował za ciężko, zbyt wiele brał na swoje barki, uważając, żenie ma dlań innego wyjścia.Gdyby chciała go zmusić do ograniczenia godzin pracy czysłużbowych spotkań, odparłby, że czuje się znakomicie.A przecież widziała, że z biegiemczasu jest coraz bledszy, coraz bardziej zmęczony.Bała się o niego.Powoli potrząsnęła głowąi wyjrzała przez okno na boisko do krykieta, zajmujące olbrzymi trawnik nieopodal szkoły.Na środku dwóch małych chłopców przerzucało się piłką krykietową.Spod jej okna dobiegłmęski głos:- Chodźcie no tu, łobuzy, nie macie teraz lekcji?- Już idziemy, panie psorze - odparli chórem i ze śmiechem wbiegli do szkoły.Drzwi gabinetu otworzyły się i nim Alicja zdążyła się obrócić, dziewczęcy głoszawołał:- Babunia!Sophie podbiegła do niej okrążając biurko dyrektora, zarzuciła Alicji ręce na szyję iuścisnęła, omal nie zbijając jej z nóg.- Witaj, kochanie! Jak się miewasz?- Dobrze - wymruczała Sophie z twarzą wciąż ukrytą na szyi babki.Po chwiliwypuściła ją z uścisku i odstąpiła krok w tył, patrząc na nią z radością.- Nie wiedziałam, żedziś przyjedziesz! Tato wspomniał tylko, że może wpadniesz w weekend! Skąd się tuwzięłaś?Alicja uważnie przyjrzała się wnuczce.Uśmiech dziewczynki nie zdołał zatrzećsmutku i znużenia w oczach.- Przyjechałam pociągiem z Glasgow - odparła.- Rano odwieźliśmy z dziadkiem tatęna lotnisko, a potem dziadek podrzucił mnie na dworzec.Dziadek jest zajęty dziś i jutro ipoczątkowo zamierzałam przenocować wraz z nim w hotelu, ale zważywszy, że jestem jużprawie w połowie drogi do domu, postanowiłam wrócić wieczorem pociągiem z Perth doCarrbridge.- Urwała, żeby zaczerpnąć tchu.- Opowiadaj, co u was słychać?Sophie przysiadła na biurku dyrektora, majtając gołymi nogami.- Jakoś leci.Harry nieźle daje sobie radę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    ) ?>