[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Na myśl o niej czuję się tak samo wytrącony z równowagi jakwtedy, kiedy miałem dwadzieścia jeden lat.- Rafę z dr\eniemzaczerpnął powietrza.- A zawsze szczyciłem się opanowaniem.- Wypił ostatni łyk wina.- Onajest dla mnie za dobra.- Zgadzam się z panem.- Co się wydarzyło od tamtej pory i jak to się stało, \e Margotzostała szpiegiem? Obiecał mi pan powiedzieć.- Teraz, kiedy Rafęwiedział, jak rozpoczęła się jej podró\, mógł lepiej zrozumiećostro\ną, nieco niepewną kobietę, jaką się stała, razem z jejuporem i podejrzliwością, przebłyskami humoru i wra\liwością.Alechciał wiedzieć więcej.- Wystarczy emocji jak na jedną noc - rzekł Anderson i szczelnieowinął się kocem.- Opowiem panu dalszy ciąg tej historii rano.Mo\e do tego czasu przejdzie mi ochota, by dać panu w zęby.- Zakopał się w sianie i dodał: - Jeśli zamierza pan biczować sięprzez całą noc, to bardzo proszę, \eby robił to pan po cichu.Anderson miał rację.Wystarczająco du\o powiedziano jak najeden wieczór.Rafę te\ okrył się kocem, bo w celi zrobiło sięchłodno, i uło\ył się na sianie.W przeciwieństwie do swego towarzysza wątpił, \eby mógł zasnąć.Wziąwszy pod uwagę ilość wypitego w nocy wina, następnegoranka Rafę czuł się stosunkowo dobrze.Nawet udało mu się trochęprzespać.Zanim Anderson się obudził, zdą\ył się pogodzić z faktami.Wprawdzie nie było szansy na to, \e Margot kiedykolwiek muprzebaczy, ale miał nadzieję, \e uda mu się ją przeprosić zabezpodstawne oskar\enie.Uzyskanie jej przebaczenia wydawało musię sprawą najwa\niejszą na świecie.Zniadanie składało się ze świe\ego chleba, masła, d\emu truskaw-kowego oraz ogromnej ilości wspaniałej gorącej kawy.Rafę gruboposmarował kromkę.- Jadałem o wiele gorsze rzeczy w uznanych wiejskich gospodachw Anglii - powiedział.- Szkoda, \e Varenne ma ambicję zostania dyktatorem, a niewłaścicielem restauracji - zauwa\ył Anderson.Rafę przyjrzał się uwa\nie swemu towarzyszowi.Choć Andersontwierdził, \e czuje się lepiej, prawdopodobnie kłamał.Rumieniecokrywał jego twarz i chyba miał gorączkę.Rafę znów odniósłwra\enie, \e skądś zna tego człowieka.Im dłu\ej mu się przyglądał,tym bardziej to wra\enie się potęgowało.Jednak i tym razem pamięćgo zawiodła.Właśnie kończyli śniadanie, gdy skrzypnęły drzwi.Rafęsądził, \e to słu\ący chce zabrać tacę, ale do celi wszedł samVarenne, a za nim, jak zawsze, stra\nicy ze strzelbami.Nie zawracając sobie głowy uprzejmościami, spojrzał na An-dersona.- Przypuszczam, \e Candover wyjaśnił, o co mi chodzi?244 MARY JO PUTNEYRobin wypił ostatni łyk kawy, zanim odpowiedział.- Owszem.Byłem ciekaw, gdzie popełniłem błąd.- Dobrze.- Varenne wyciągnął pistolet zza pazuchy.Celując wczoło Andersona, powiedział: - Nie chciałbym zabić człowieka,który nie wie, za co umiera.Choć robię to z przykrością, nie mogęsobie wyobrazić \adnych okoliczności, w których mógłby mi się panprzydać, a dopóki pan \yje, jest pan niebezpieczny.Szkoda, \e nieprzeszedł pan na moją stronę, ale nawet gdyby teraz pan udawał, \echce to zrobić, nie uwierzyłbym.- Gdy zdrętwiały z przera\eniaRafę przyglądał się tej scenie, Varenne dodał: - Czy ma pan jakieśostatnie \yczenie, Anderson? Jeśli tak, proszę się pospieszyć.Czekamnie cię\ki dzień.Z pobladłą twarzą Robin popatrzył na Rafę'a.- Proszę.niech pan pozdrowi ode mnie Maggie.W ciszy, jaka zapadła po jego słowach, dzwięk odwodzonegokurka zabrzmiał jak wyrok śmierci.JVLimo wczesnej pory praca w ambasadzie brytyjskiej ju\ wrzałai przybycie 01ivera Northwooda z ulgą powitało kilku jego kolegów,którzy pracowali przez całą noc.Mimo \e przykuty do łó\ka, lordCastlereagh spłodził wystarczająco du\o listów, projektów, notateki szkiców traktatu, \eby dwunastu ludzi miało pełne ręce roboty,więc brak personelu dawał się wszystkim we znaki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]