[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnego dnia ujrzał młodą kobietę, przelatującą obokniego z rozwianymi szatami.118Była piękna, a ponieważ wiedział, iż piękno czyni nas do-brymi, poprosił, by się zatrzymała i wypiła z nim kawę.- Ale ja uciekam - powiedziała.- Przed kim?- Przed sobą.Lecz zgodziła się na chwilkę przy nim zostać, ponieważ by-ła samotna.On miał na imię Salvadore.Rozmawiali o łańcuchach górskich i o operze.Rozmawialio zwierzętach pokrytych metalową łuską, które mogą prze-płynąć długość rzeki bez zaczerpnięcia powietrza.Mówili otym, że każdy posiada i skrzętnie ukrywa jakąś drogocenną,wspaniałą rzecz.- Popatrz na to - powiedział Salvadore i wydobył pudełko,inkrustowane na zewnątrz, a w środku miękko wyściełane, wktórym leżało jego serce.- Podaruj mi w zamian swoje.Jednak ona nie mogła tego uczynić, ponieważ nie miała goprzy sobie - ono biło w zupełnie innym miejscu.Podziękowa-ła młodzieńcowi i wróciła do męża, którego dłonie ślizgały siępo jej ciele jak kraby.A młodzieniec często myślał o pięknej kobiecie i o tymsłonecznym dniu, kiedy wiatr poruszał jej kolczykami jakpiórami ptaka.Podróżowaliśmy tak przez dwa lata, po czym ukradłam je-go zegarek i wszystkie pieniądze, jakie miał przy sobie.Prze-brałam się za chłopca, aby uniknąć rozpoznania, i kiedy onchrapał po czerwonym winie i ogromnej porcji gęsi, zaszyłamsię w ciemności, która zawsze była mi przyjaciółką.Wykonywałam przedziwne prace na statkach i nauczyłamsię mówić pięcioma językami.Nie zobaczyłam miasta, doktórego zdążałam przed upływem trzech lat, a potem ni z tego,119ni z owego wsiadłam na statek płynący do domu, ponieważzapragnęłam odzyskać swoje serce.Powinnam była mieć wię-cej oleju w głowie i nie igrać z losem w tym kurczącym sięmieście.On wkrótce mnie odnalazł, a jego wściekłość wywo-łana moją kradzieżą i Ucieczką nie osłabła, choć w tym czasieżył już z inną kobietą.Jeden z jego znajomych, zresztą człowiek dość dziwny, za-proponował drobny zakład, który miał rozstrzygnąć naszspór.Mieliśmy zagrać w karty.Gdybym wygrała, mogłabymodchodzić i wracać do męża, kiedy tylko bym chciała, a onpowinien mi dawać pieniądze.Gdybym jednak przegrała, mójmąż mógłby zrobić ze mną, co mu się podoba, chociaż niewolno by mu było nastawać na mnie, ani mnie zamordować.Czy miałam wybór?Wtedy sądziłam, że po prostu słabo gram, lecz potem od-kryłam przypadkowo, iż talia była znaczona, a zakład od po-czątku ukartowany.Jak już mówiłam, mój mąż nie jest głup-cem.To walet kier wydał mnie na jego pastwę.Po przegranej sądziłam, że każe mi pójść do domu i tak ca-ła historia się zakończy, ale on kazał mi czekać Przez trzy dni,a potem przysłał po mnie.Był z nim jego przyjaciel i jakiś oficer wysokiej rangi,Francuz, którym, jak się dowiedziałam, był generał Murat.Oficer obejrzał mnie dokładnie w moich kobiecych szatach,po czym rozkazał mi się przebrać w męskie rzeczy.Jego oczywyrażały bezgraniczny podziw.Odwracając się ode mnie,wyciągnął ze spodni sporą sakiewkę i położył ją na stole mię-dzy sobą a moim mężem.- To cena, jaką ustaliliśmy - powiedział oficer.Mój mąż przeliczył należność trzęsącymi się rękami.Sprzedał mnie.120Miałam dołączyć do wojska, do generałów, dla ich przy-jemności.Było to, jak zapewnił mnie Murat, duże wyróżnie-nie.Nie dali mi czasu na odebranie serca, tylko na spakowaniebagażu, ale jestem im za to wdzięczna.To nie jest odpowied-nie miejsce dla serca.Zamilkła.Obaj z Patrykiem nie pisnęliśmy słówka ani nieporuszyliśmy się podczas jej opowiadania - nie licząc okryciazmarzniętych stóp - i teraz nie byliśmy w stanie nic powie-dzieć.To ona znów przerwała ciszę.- Podaj mi ten diabelski napitek, opowiadanie za sługujena nagrodę.Sprawiała wrażenie beztroskiej i cienie, które podczasopowiadania zamieszkały na jej twarzy, teraz odfrunęły, ale japoczułem, jak nadciągają moje własne.Ona nigdy by mnie nie pokochała.Za pózno ją znalazłem.Chciałem zadać więcej pytań o jej miasto na wodzie, którenigdy nie jest takie samo, i zobaczyć, jak jej oczy zapalają sięmiłością do czegokolwiek, jeśli już nie do mnie, ale ona jużrozkładała swoje futra i szykowała się do snu.Ostrożnie przy-łożyłem dłoń do jej policzka, a ona uśmiechnęła się, czytającw moich myślach.- Kiedy przebrniemy przez śniegi, zabiorę cię do tegomiasta o wielu twarzach i znajdziesz tę, która do ciebie pasu-je.Jakąś inną.Ja już mam inną twarz w tych żołnierskichciuchach.Chcę wrócić do domu.Tej nocy, gdy spaliśmy, znów zaczął padać śnieg.Rankiemnie mogliśmy otworzyć drzwi - ani Patryk, ani ja, ani wszyscytroje naraz.Rozrąbaliśmy drewno w miejscach, gdzie byłopopękane i jako najszczuplejszy, pierwszy zostałem wy-pchnięty głową w zaspę wyższą niż człowiek.121Zacząłem rozgniatać rękami ten śmiertelny puch który ku-si, żeby weń wskoczyć i nigdy już nie wychodzić Znieg niewygląda na zimny, właściwie wygląda jak pozbawiony tempe-ratury.A kiedy pada i człowiek łapie w dłonie te kawałki ni-czego, wydaje się prawie niemożliwe, że mogłyby zrobić ko-muś krzywdę.Niemożliwe, że ich proste pomnożenie stwarzatak wielką różnicę.A może nie.Nawet Bonaparte zaczynał rozumieć, że liczbymają znaczenie.W tym bezkresnym kraju znajduje się tylemil, ludzi i płatków śniegu, że przekracza to nasze zapasy.Zdjąłem rękawiczki, żeby ich nie zamoczyć, i patrzyłem,jak moje ręce robią się czerwone, białe, a potem błękitne jakmorze, a żyły nabrzmiewają fioletem bliskim barwie anemo-nów.Czułem, jak zaczynają mi zamarzać płuca.W domu, na farmie, mróz o północy szkli ziemię i utwar-dza gwiazdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]