[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dziękuję panu zaakompaniament.47 Magda, gdzie się podział Filip? zawołałamajorowa zaglądając przez drzwi. Posłałam go po fotografie z podróży.Mamy go zobiadem nie czekać, bo miał wstąpić do pracowni. Uhm! Do pracowni! zamruczał Oryż, ale urwałskarcony wzrokiem Magdy. Zawsze coś robicie nie w porę.Mógł to załatwić poobiedzie burczała majorowa odchodząc. Nie wspominaj pan tej baronowej.Bo i po co? rzekła artystka półgłosem. To położenia nie poprawi, arozdrażni ją niepotrzebnie i jego do nas zniechęci. Są ludzie, którym się wszystko wybacza, bo są alboniczym, albo wszystkim.Jestem pewny, że Osiecki jestwszystkim dla pani i będę już milczał odparł Oryżruszając pogardliwie ramionami. Byłeś pan dzisiaj u Boińskiej? spytała niepodnosząc kwestii. Byłem.Odkarmiliśmy chłopca i znowu siępogorszyło.Ale zna pani ich historię? Nie, skądże? Ja znam ze wspomnień młodości.Mam w Buczaczustryja księdzem.Tak, tak, to nie żarty.Posiadam aż takświetne parantele! Wprawdzie mnie stryj cybuchemwygania z probostwa po godzinie rozmowy, ale topodrzędna kwestia.Otóż Boińscy byli sobie nasząpoczciwą nieopatrzną szlachtą i siedzieli na pięknej, alezaszarganej fortunie.Siedzieliby dotychczas, gdyby im byłz pomocą i opieką nie ofiarował się cny radca, ojciecbaronowej Faustanger.Ten dobrodziej upodobał sobie ichmajątek, stare gniazdo rycerskie z ruinami zamczyska, y.legendą i nawet strachami.Nadzwyczaj romantyczne,średniowieczne wspomnienie i żywa legenda taki był48ów Sokolin, gdzie się gniezdzili od czterech wieków.Otóż radcy trzeba było koniecznie trochę rdzy i pleśnido świeżutkiego herbu i tytułu, więc zaopiekował sięinteresami Jana Boińskiego.Stary wpadł w jakieśzaślepienie, wierzył radcy jak Bogu.Dał mupełnomocnictwo, spełniał każdą radę, brał pieniądze, ażdnia pewnego dowiedział się, że Sokolin nie jego.Wtedyoszalał, bo kochał to gniazdo nad życie, i nie widzącratunku popełnił krok desperacki: strzelił do radcy.Alerusznica była też jakąś maszyną odwieczną i tylkoosmalił i wystraszył śmiertelnie swojego dobrodzieja.Naturalnie radca narobił wrzasku iście żydowskiego ioddał mordercę sądom.Gdy jednak żandarmi przyszli po starego, ten jenozsiniał, zachrapał i nie ruszył do więzienia, ale na cmentarz.Powiedział pewnie sobie: niegłupim czekaćsprawiedliwości, wolę dezercję.Został tedy syn, który świeżo się ożenił i o niczym niewiedząc spędzał miodowe miesiące na drugim folwarku.Zajechał na wieś po śmierci rodzica i otrzezwiał rychło zeswojego miłosnego upojenia, gdy się dowiedział, jak sięrzeczy mają.Zbuntował się na losy i pociągnął radcę przedsąd, czym mu tylko sprawę nabycia jeszcze ułatwił.Radcatak świetnie rzecz przedstawił, że po kilku miesiącachwydarł Boińskim nie tylko majątek, ale i opinię.Teraz około Buczacza wie każdy, że oni byli oszuści;brali pieniądze, sprzedali Sokolin i oczernili radcę, ojciec prochem ze starej rusznicy, syn niesłusznymipretensjami.Poszedł tedy Stefan Boiński w świat, a radcaodrestaurował Sokolin i kazał sobie ich tarczę wymalowaćna powozie.Nikt nie protestował i tak się to utarło, że49baronowa gotowa była przysięgać, iż ten herb praszczur jejzdobył pod Płowcami.No, wprawdzie krwią go nie zapłacił, ale to winarusznicy, bo okazja była świetna zginąć śmierciąwalecznych w obronie ideału i zasad. Więc ta kobieta jest synową starego? A tak.Stefan był sobie nieuk, jak przeciętnyszlachcic siedzący na roli.Po krachu stracił głowę i niewiedząc, co robić, wstąpił do wojska, a że lubił trąbkę,został w muzyce.%7łona zarabiała szyciem.Nieciekawe byłożycie; aż się wreszcie przeziębił, kilka miesięcy pokwękał ikipnął.Wdowa chciała wrócić do stron rodzinnych; ma tamjakąś ciotkę starą, ale nie śmiała jej prosić o pieniądze nadrogę, chciała je sobie zebrać& no, i dalej sama paniwidziała epilog.Byłem tam dzisiaj i rozpytywałem oszczegóły.Ta ciotka jest sławna sknera i gderaczka, bezprotekcji nie można do niej trafić, gotowa sprzed bramywypędzić.Otóż chyba napiszę do stryja księdza. Ano, to pisz pan nie zwlekając. Aha, albo to on mi uwierzy? Posądzi o najgorsze jakzwykle.Ja myślę, że pani napisać powinna. I owszem! Napiszę, iż dowiedziawszy się od pana ojego szlachetności i chrześcijańskich cnotach& Ale zarazi A to ci pani wpadnie! On będzie myślał, żeto drwiny.Ja bym miał klechę okarmiać takimisłodyczami? Oho, tego się on po mnie nie doczeka.Niechpani nawet o mnie nie wspomina; to będzie skuteczniej.Proszę mu obiecać odnowienie fresków w kaplicy: na to sięzłapie.A najlepiej niech pani poradzi krótko i węzłowato,żeby tej starej dewotce nie dał rozgrzeszenia, jeżeliBoińskiej z dzieckiem nie przygarnie i basta. Wie pan? Może mu doradzić od razu, żeby ją wyklął50z ambony? śmiała się Magda. O! Niechby mnie tylko raz na ambonę puścił, ja bymich tam klął po węgiersku! Nieraz mu to proponowałem.Oho, żebym ja był na jego miejscu, piechotą staraprzybyłaby do Krakowa po siostrzenicę.Ale te klechy tonawet nie umieją głupoty ludzkiej dostatecznie wyzyskać. Wielka szkoda, ale ponieważ pana żadne seminariumjuż nie przyjmie, więc kazanie pozostanie w marzeniu.Aszkoda, poszłabym na nie! Magda śmiała się serdecznie. Dzieci, na obiad! rozległ się głos majorowej. To śmieszne, że na mnie po raz pierwszy w tej chwilizawołano dziecko ! ozwał się Oryż, idąc za Magdą dojadalni. A jakże wołali na pana rodzice? zagadnęłamajorowa zdziwiona. Tego nie pamiętam, bo mnie zostawili sierotą w latdwa.A stryj opiekun nazywał mnie rozmaicie: czasemhultajem, czasem gawronem, najczęściej brudasem lubzatraceńcem. Przecież łożył na kształcenie pana? Aożył, pókim mu nie umknął pewnego dnia,posłyszawszy, że chce mnie ulokować jako pisarza wsądzie.Ze strachu przed tą karierą oparłem się aż wDreznie.Prawda, że od tej pory, do czasu, jakem paniepoznał, nie byłem nigdy syty, ale też nigdym takiegostrachu nie doznał.Brr, ja pisarz sądowy!Zaczął jeść prędko, niedbale, byle prędzej skończyć.Magda zwróciła się do siostry: Zdaje mi się, że ty najlepiej załatwisz sprawę, októrej przed chwilą mówiliśmy.Napisz list do proboszczaw Buczaczu o losie Boińskiej, z prośbą, aby zawiadomił otym jej ciotkę.51 Owszem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]