X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego poranka czułam, że zachowuje się z przesadną uprzej-mością - zarówno wobec mnie jak i Luz, traktując nas jak małe dziewczynki.Zeszłam na dół, zostawiając Luz podziwiającą przed lustrem nową suknię.Jużwchodziłam do kuchni, gdy z tyłu dobiegł mnie gniewny głos Lucasa, który pędził susa-mi w moją stronę.- Co tu robisz? Powinnaś odpoczywać.Wyglądał na roztargnionego i gdybym nie stanęła mu na drodze, minąłby mnieobojętnie.- Dzień dobry, Lucasie.Czy nie zamierzasz mi pogratulować? W końcu to tywpłynąłeś na moją decyzję o poślubieniu twego brata!Zamrugał oczami, aby mi się lepiej przyjrzeć.Był bez koszuli, a na nogach miałindiańskie mokasyny haftowane koralikami.Wyglądał na zmęczonego i zdenerwowane-go.- Pogratulować ci? - powtórzył chrapliwym głosem moje słowa, nie wiedząc, oczym mówię; nerwowym ruchem odsunął włosy z czoła.- Oczywiście z okazji zaręczyn z Ramonem! - powtórzyłam kpiąco.- Czy już zaw-sze będziesz powracał do domu tak wcześnie, Lucasie? Jeśli tak, postaram się nie wcho-dzić ci w drogę.- O czym ty gadasz, do diabła? Gdzie Elena? Wygląda na to, że mamy gości.Chciałem wszystkich ostrzec.Wydawało mi się, że myślami błądzi gdzie indziej, choć raczył udzielić mi odpo-SR wiedzi.Na jego twarzy dostrzegłam napięcie i głębokie zmarszczki wokół oczu.- To znaczy, że ktoś tu jedzie? Ktoś z zewnątrz?- Na nic nie licz.Nie znasz go.- Wygląda na to, że grubiaństwo jest dla ciebie chlebem powszednim!- A ty zadajesz cholernie dużo pytań.- Pewna jestem, że potrafię znalezć na wszystko odpowiedz bez twojej pomocy!- Zaczekaj chwilkę! - Brutalnie chwycił mnie za ramię i przyciągnął do siebie.-Słuchaj.przepraszam.Jego głos był tak twardy jak uścisk palców na moim ramieniu, ale tym razem znie-ruchomiałam ze zdumienia.- Nie chciałem cię urazić.Są jednak rzeczy, których nie zrozumiesz.- Słyszę to za każdym razem.- Co takiego słyszysz?- Lucas, czy znowu się kłócicie? Nie chcę się wtrącać, ale gdy usłyszałam twójgłos.coś się stało?Lucas puścił moje ramię jak oparzony i przysiąc mogę, że zarumienił się zmiesza-ny, gdy za jego plecami zadzwięczał rozbawiony głos Eleny.Nie odrywałam oczu od jego twarzy.Zawsze w ten sam sposób reagował na jej wi-dok, ale tym razem biło z niej napięcie i gniew.Być może, gdyby nie moja obecność, nie zdobyłby się na taką otwartość.- Przybyłem, by cię poinformować, że nadjeżdża Montoya.Wysłał sygnał i Juliowyruszył mu na spotkanie.Zapadło milczenie i przez ułamek sekundy Elena wahała się, by po chwili wybuch-nąć cichym śmiechem.- Ależ to cudownie! W końcu się spotkacie i dojdziecie do porozumienia, od dawnamiałam taką nadzieję! Najwyższa pora, dobrze o tym wiesz!- Nie bądz taka pewna! - zazgrzytał zębami Lucas.Na chwilę zapomnieli o mojej obecności.- Ja i Montoya - czy oczekujesz, że wszystko się ułoży i znów będziemy przyja-ciółmi? Wiesz dobrze, co wydarzyło się podczas naszego ostatniego spotkania.Po co onSR tu przyjeżdża? Dlaczego go zachęcasz?Odchyliła głowę i zmrużyła oczy.- A dlaczego nie? Tylko dlatego, że wdałeś się z nim w głupią sprzeczkę mam od-wrócić się od starego przyjaciela? Przyjaciela twego ojca, czy muszę ci o tym przypomi-nać?- Nie, nie musisz mi o tym przypominać! - warknął dziko.Trudno było nie zauważyć narastającego między nimi napięcia.Patrzyli na siebiejakby byli sami i to Elena pierwsza przypomniała sobie o mojej obecności.- Lucas, proszę cię! Zdobądz się choć na odrobinę cywilizowanego zachowania!Zrób to dla mnie.Jesus ma do ciebie żal, tak i ty czujesz do niego urazę, ale to było daw-no temu.Przeszło, minęło! Bywa tutaj, pogodził się z faktem, że mieszka ze mną Luz.Nigdy nie próbował jej do niczego zmuszać.- A ciebie? Czy możesz przysiąc? Dlaczego nigdy nie zapomina o prezentach? Jakten.- chwycił jej dłoń i uniósł w górę.Ogromny rubin zamigotał krwistym ogniem i nie pamiętam już, która z nas wes-tchnęła cicho.- Lucas!Nie wyrwała dłoni, lecz podniosła drugą rękę i pieszczotliwie, prawie z czułościądotknęła jego nagiego torsu.- Wiesz, że Jesus Montoya jest dla mnie jak brat.Znamy się od lat, od czasu kiedybyłeś jeszcze dzieckiem! - Cichy głos nabrał surowego tonu.- Przypomnij sobie, kto po-darował ci pierwszego konia? A pierwszą strzelbę? Przed tą kłótnią byliście jak ojciec isyn.Jesus był zawsze hojny dla swych przyjaciół i doskonale o tym wiesz!Lucas wciągnął głęboko powietrze i spojrzał na nią ponuro.- Już ty wiesz, jak przymilnym słowem ułagodzić mój gniew! Ale Montoya niechsobie zapamięta, że nie jestem już ni�o - jak mnie zwykł nazywać.Ostrzegam cię, jeślion.Elena odwróciła się do mnie z ironicznym śmiechem.- Ach, Roweno! Sama widzisz, jakiego mam dzikiego syna!Wyglądało na to, że cierpliwość Lucasa kończy się.SR - Wcale nie, mamacita! Pod twoimi rozkazami zawsze daję się oswoić, prawda?Po raz pierwszy usłyszałam, jak nazywa ją  matką".Otworzyła szeroko oczy naponury sarkazm bijący z jego słów.Zanim zdążyła coś powiedzieć, Lucas położył mi dłoń na ramieniu i pociągnął zasobą.- Czy nam wybaczysz? Rowena przypomniała mi, że nie pogratulowałem jej i Ra-monowi.Mam ochotę na kieliszek wina.Uśmiechnęła się z pobłażaniem.- Ależ oczywiście! Poszukajcie Ramona i uczcijcie to wszyscy razem.Mam lepszypomysł - dziś wieczorem przygotujemy fiestę!Szeleszcząc suknią ruszyła do kuchennych drzwi, a Lucas puścił moje ramię, by jeotworzyć.Już wcześniej dostrzegłam, że zachowywał się wobec niej wyjątkowo szar-mancko - ale miała na to wyłączność.Gdy odwrócił się do mnie, rzuciłam mu lodowate spojrzenie.- Dlaczego nie pobiegniesz za nią, nie poprosisz o przebaczenie za te słowa małegochłopczyka? - Nie mogłam powstrzymać się przed tą jadowitą uwagą, nie ukrywałamswego oburzenia.Zacisnął usta.- Czy zawsze musisz wyszydzać uczucia innych? A może ta obojętna poza jest tyl-ko przykrywką twojej słabości?- Słabości! - krzyknęłam, nie wierząc we własny gniew.- Dlaczego ci, którzy samisą słabi, muszą dopatrywać się podobnej ułomności u innych?- Przypuszczam, że i miłość jest dla ciebie oznaką słabości.Co z ciebie za kobieta?- Kobieta, o którą już nie musisz się troszczyć! - odparowałam.Staliśmy bardzo blisko siebie i mimo tych słów obawiałam się, że mnie dotknie,obawiałam się bardzo własnej słabości.Miałam nadzieję, że zareaguje gniewem, ale popatrzył tylko zaskoczony.- Co ci takiego uczyniłem, że tak mnie nienawidzisz, Roweno? Och, wiem, że cięrozgniewałem, ale to coś więcej, prawda?Stał tak blisko, że mogłam dostrzec maleńkie blizny; cienkie, białe pręgi na jegoSR opalonym torsie.Przez moment zapragnęłam wyciągnąć dłoń i dotknąć go jak Elena, alesama myśl przestraszyła mnie tak bardzo, że nie potrafiłam opanować drżenia głosu.- To nieprawda [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •