[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ociągałem się z zejściem na dół, czekając, aż ucichnie jejszepczący głos.- Skrzynka głosowa - oznajmiła, oddając mi wizytówkę.- Nagrałam mu wiadomość.Miała wystudiowany, obojętny wyraz twarzy.Bez słowa schowałem wizytówkę zpowrotem do portfela.Może i zadzwoniła do Terry'ego, ale nic z tego, co słyszałem niewskazywało, aby nagrała mu wiadomość.To brzmiało jak rozmowa.Musieliśmy czekać, aż zjawi się miejscowy ślusarz i naprawi drzwi, dlategowyjechaliśmy dopiero wczesnym popołudniem.W samochodzie panowała ciężka atmosfera,gęstniejąca im bardziej zbliżaliśmy się do celu podróży - Jakikolwiek był.Sophiepoprowadziła mnie do ślepego zaułka, gdzie droga zakręcała, robiąc pętle.- Zatrzymaj się tutaj.Wyłączyłem silnik.Po obu stronach wznosiły się domy blizniaki.Spojrzałem na niąwyczekująco.Obdarzyła mnie wymuszonym uśmiechem.- Po prostu mnie znoś.W porządku?Skoro dotarłem już tak daleko.Zamknąłem samochód i ruszyłem za nią przez furtkę zżelaznej siatki, prowadzącą do najbliższego domu.Krótka ścieżka wiodła ku drzwiomfrontowym za starannie utrzymanym trawnikiem i klombami.Zdenerwowanie Sophie stałosię jeszcze wyrazniejsze, kiedy naciskała plastikowy przycisk dzwonka.Z wewnątrzzabrzmiały dzwony Westminsteru, po chwili drzwi się otworzyły.Kobieta, która nam otworzyła, dobiegała pięćdziesiątki albo niedawno ją skończyła.Miała jasne włosy i miłą twarz, jednak wydawała się znużona.Uśmiechała się, lecz podobniejak u Sophie ten uśmiech wydawał się wymuszony.- Cześć, Cath.Przepraszam, jesteśmy trochę pózniej, niż mówiłam - oznajmiła Sophie. Dłoń kobiety powędrowała do ust, gdy zobaczyła siniak.- Nie szkodzi.Co ci się stało? Wszystko w porządku?- Och, nic mi nie jest, tylko potknęłam się w łazience - odpowiedziała szybko.- Cath,poznaj doktora Davida Huntera.Davidzie, to Cath Bennett.To nazwisko podziałało na mnie jak kubeł zimnej wody.Bennett.Tak jak Zoe i LindseyBennett.Teraz już wiedziałem, z kim Sophie rozmawiała przez telefon, udając, że dzwoni doTerry'ego.Przyprowadziła nas do matki zamordowanych blizniaczek.Kobieta zwróciła ku mnie swój kruchy uśmiech.- Miło pana poznać, doktorze Hunter.Wymamrotałem coś uprzejmego.Gdy wchodziłem do domu, Sophie unikała spoglądaniaw moją stronę, jednak po rumieńcu biegnącym w górę jej szyi poznałem, że wie, jak bardzojestem rozezlony.Wręcz nie mogłem uwierzyć, że zrobiła coś takiego, zupełnie bezostrzeżenia.Nigdy nie spotykaj się z rodzinami ofiar.Nigdy.I bez tego jest ciężko, nie trzebajeszcze sobie dodawać emocjonalnego ciężaru.Sophie dobrze o tym wiedziała, a jednak mnietutaj przyprowadziła.Zastanawiałem się, co jeszcze przede mną ukrywa.Starałem się trzymać emocje na wodzy.Dom był wręcz obsesyjnie wysprzątany, wpowietrzu unosiły się gryzące zapachy wybielacza i odświeżacza.W grubym dywanieodkurzacz wyrył wirujące wzory, wyglądające jak kręgi w liliowym zbożu.Drzwi zaszeptały, gdy Cath Bennett zaprowadziła nas do nieskazitelnie czystego salonu.Sofę i dobrane do niej krzesła ustawiono z prawie chirurgiczną precyzją, szklany blat stolikana kawę wypolerowany był na błysk.Na gzymsie kominka lśniły ceramiczne figurki izwierzęta, nie było na nich nawet pyłka.Wszędzie stały oprawione w ramki zdjęcia nieżyjących dziewczyn.- Proszę usiąść - zaproponowała ich matka ze sztywną uprzejmością.- Mąż jest w pracy,ale i tak na wiele by się nam nie przydał.Wciąż nie potrafi o tym rozmawiać.Napijecie sięherbaty albo kawy?Sophie unikała patrzenia w moją stronę.- Chętnie napiłabym się herbaty.Zdołałem się uśmiechnąć.- Ja też poproszę.Wyszła, pozostawiając nas ze zdjęciami swoich zamordowanych córek.Uśmiechały siędo nas z całego pokoju, dwie identycznie ładne ciemnowłose dziewczyny.Oderwałem od nich wzrok i spojrzałem na Sophie.- Proszę, nie denerwuj się - powiedziała pospiesznie.- Przepraszam, że tak z tymwyskoczyłam, ale wiedziałam, że inaczej byś nie przyszedł.- Masz rację.Co ty sobie, do cholery, myślałaś?- Chciałam ci przypomnieć, jaka jest stawka! O co tu naprawdę chodzi!- Myślisz, że ja tego nie wiem? - Opanowałem się z wysiłkiem.- Sophie, to jest złe.Niepowinniśmy tutaj być.- Teraz już nie możemy wyjść.Tylko pół godziny, dobrze?Nie ufałem sobie na tyle, aby odważyć się coś powiedzieć.Siedzieliśmy w ciszy, dopókinie wróciła Cath Bennett, niosąc tacę z herbatą.Na tacy były jej najlepsze filiżanki i spodki,talerzyk ze schludnie ułożonymi herbatnikami.- Proszę sobie posłodzić i częstować się mlekiem oznajmiła, siadając na sofie.- DoktorzeHunter, Sophie mówiła, że jest pan antropologiem sądowym.Niezupełnie wiem, co to znaczy,jednak bardzo doceniam to, czym pan się teraz zajmuje. Czym pan się teraz zajmuje?" Sophie rzuciła mi błagalne spojrzenie.- David brał udział w pierwszych poszukiwaniach na wrzosowisku, osiem lat temu -powiedziała szybko.- Już dziesięć lat.- Cath Bennett sięgnęła po fotografię w ramkach, stojącą na gzymsiekominka.- Wciąż nie mogę uwierzyć, że to było tak dawno.Teraz skończyłyby dwadzieściaosiem lat.W maju.Podała mi fotografię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •