[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z gładką ciemną skórą kontrastowały wielkie srebrne kolczyki.Piękna i mądra, jej jedyną słabością był Ricky Roda.Ale nie spotykała się znim, jeśli nie zostawiał ochroniarzy na dole.I tak co środa chłopcy zawozili sze-fa do Yonkers i siedzieli w samochodzie, a Ricky romansował z Judith.Rzadkozostawał na noc, choć czasami wychodził od niej dopiero o drugiej, trzeciej nadranem.W tę środę odprowadzili go do windy, jak zwykle.Wysiadł na piątym pię-trze.Zobaczył napis Zwieżo malowane".Facet w kombinezonie zamykałpuszkę farby, kończył pracę.Ostrożnie, żeby nie upaprać farbą nowiutkiego płaszcza Burberry, Rodastanął tyłem do pracującego dupka i ruszył w stronę mieszkania Judith.Nie słyszał kroków, ale poczuł ręce na szyi.Ukłucie było niemal niewy-czuwalne.Rozdział 1 1Ciemny zaułek zdawał się pochłaniać furgonetkę.Martha miała wrażenie,że czekają tu od roku.Minuty ciągnęły się w nieskończoność, ciszę przerywałjedynie Charlie, nerwowo bębniąc palcami w kierownicę.Pewnie chciało musię palić.Za nimi, na kartonie, siedział Danny, milczący i ponury.Ledwie go wi-działa w mdłym świetle odległej latarni.- Gdzie on jest? - powiedziała w końcu, nie mogąc wytrzymać.SR- Przyjdzie - warknął Danny.Od rana był rozdrażniony.Wściekły, że zna-lazł się na marginesie, a ktoś inny odwala całą robotę.Charlie cały czas bębnił w kierownicę.Przed furgonetką stanął mężczyzna z latarką w ręku.Martha podskoczyła.W białym kombinezonie wyglądał niesamowicie, jak przybysz z innej planety.- To on.- Charlie otworzył drzwi przyciskiem.Jake obszedł wóz dokoła i wtedy zobaczyła, że niesie ciało na ramieniu.- Wygląda na mikrusa, ale to ciężki skurczybyk.- Sapnął głośno i cisnąłRicky'ego Rodę na podłogę.Ciało upadło z głuchym odgłosem.Danny poomacku znalazł jego ręce i wciągnął go głębiej.Jake wsiadł, drzwi się zamknęły.Zdjął kombinezon malarski.Pod spodemmiał sprane dżinsy, opadające nisko na wąskich biodrach, i granatową koszulkę,opinającą silne muskuły.Z przodu miała napis CIA", a pod spodem CulinaryInstitute of America", czyli Kulinarny Instytut Amerykański.Taki wewnętrznyagencyjny żarcik, jak wyjaśnił, gdy po nich przyszedł.Zmarszczyła brwi.Jakmożna żartować w takiej sytuacji?Silnik ożył.Furgonetka wyjechała z ciemnego zaułka.Charlie skręcił wprawo i włączył się w ruch uliczny.Miał błądzić i kluczyć, żeby Roda straciłpoczucie kierunku.- Zadzwoń - przypomniał jej Danny.Martha rozwinęła karteczkę z numerem telefonu.Drżącymi palcami wy-stukała rząd cyfr.Odebrała kobieta.Miała niski, zmysłowy głos.- Pani Ashanti? - Starała się nadać swemu głosowi bezosobowe, służbowebrzmienie.- Tak.- Tu Sookie Wade z klubu Starlight.- Danny wytłumaczył jej wcześniej, żeRoda jest właścicielem tego klubu, więc to najbardziej prawdopodobne wyja-śnienie.- Dzwonię w imieniu pana Rody.Prosił, żeby przekazać, że coś muwypadło i się spózni.- Jak bardzo? - zapytała ostrym, zdenerwowanym tonem.- Niestety nie powiedział.- Wiesz co? Powiedz mu, że mam lepsze rzeczy do roboty, niż na niegoczekać.Serce Marthy zabiło szybciej.Jeśli Judith Ashanti wyjdzie z mieszkania,ludzie Rody ją zobaczą i zorientują się, że coś nie tak.- Oczywiście, przekażę.- Gorączkowo szukała argumentów, które skłoniąją do pozostania w domu.- Pan Roda prosił też, żebym przekazała, że ma dlaSRpani niespodziankę.Chce.chce pani wynagrodzić czekanie.Chrząknęła.- Liczę, że to kosztowna niespodzianka.Możesz mu to powiedzieć.- Przekażę.Zatem poczeka pani?Judith westchnęła, najwyrazniej przekonana.- Tak.Ale następnym razem niech sam zadzwoni.- Rozłączyła się.Marthaz ulgą gapiła się na telefon.- Wszystko w porządku? - zapytał Jake.Odwróciła się.Krępował więznia.- Chyba tak.Obiecała, że na niego zaczeka.Zawiązał Rodzie oczy.- Dobrze.- Kiedy odzyska przytomność? - zapytał Charlie.Jake zerknął na zegarek.- Wkrótce.Podałem mu niedużą dawkę.Jakby na potwierdzenie tych słów mężczyzna jęknął.Martha zagryzła usta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]