[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poranna gazeta przyniosła wiadomość, że na kam-pusie w New Sharon, w pobliżu dział zczasów wojny domowej, znaleziono w topniejącej zaspie śnieżnej zamordowaną dziewczynę.Nie znaleziono.nie znaleziono jej całej.Moja żona jest załamana.Chce wiedzieć, gdzie spędziłem ostatnią noc.Nie mogę jej tegowyjaśnić, ponieważ sam nie pamiętam.Pamiętam, jak wyruszałem z pracy do domu,pamiętam, jak włączałem reflektory, żeby przebić się przez cudownie nadpełzającą mgłę; aleto wszystko, co pamiętam.Rozmyślałem o tym owej mglistej nocy, kiedy przechadzałem się z bólem głowy po terenachkampusu i mijałem te wszystkie urocze, niematerialne cienie pozbawione kształtu.Irozmyślałem o bagażniku swego samochodu - jakież to okropne słowo: bagażnik - izastanawiałem się, dlaczego tak bardzo boję się go otworzyć.201Kiedy piszę te słowa, słyszę, jak w sąsiednim pokoju płacze moja żona.Myśli, że ostatnią nocspędziłem z inną kobietą.Boże drogi, wszystko bym oddał, żeby tak właśnie było.202GZYMS- Proszę, niech pan zajrzy do torby - powiedział Cressner.Znajdowaliśmy się w wytwornym apartamencie mieszczącym się na dachuczterdziestodwupiętrowego drapacza chmur.Dywan był puszysty, ciemnowiśnio-wy.Pośrodku, między baskijskim plecionym krzesłem, na którym siedział Cressner, a kanapkąobitą prawdziwą skórą, na której w ogóle nigdy nikt nie siadał, stała brązowa, plastikowareklamówka.- Jeśli to ma być ekwiwalent pieniężny, to proszę dać sobie z tym spokój - zaoponowałem.-Kocham ją.- Tak, to są pieniądze, ale nie żaden ekwiwalent.Proszę, niech pan zajrzy do środka.Palił tureckiego papierosa osadzonego w onyksowej lufce.Wspaniała klimatyzacjapomieszczenia sprawiała, że docierał do mnie wyłącznie nikły zapach tytoniowego dymu.Cressner miał na sobie ozdobny jedwabny szlafrok z wyhaftowanym wizerunkiem smoka.Patrzył na mnie zza okularów spokojnymi, inteligentnymi oczyma.Wyglądał dokładnie natego, kim był: tip-top, super-duper, pięćsetkaratowy farbowany dupek.Kochałem jego żonę, aona była zakochana we mnie.Spodziewałem się zatem wielu kłopotów z jego strony, ale niewiedziałem, jaki numer mi wykręci.Podszedłem do reklamówki i odwróciłem ją dnem do góry.Na dywan posypały się plikibanknotów w bankowych banderolach.Dwudziestodolarówki.Podniosłem jedną paczkę iprzeliczyłem.Plik składał się z dziesięciu banknotów.A było ich dużo.- Dwadzieścia tysięcy dolarów - oświadczył i wypuścił z płuc papierosowy dym.Wyprostowałem się.- W porządku.- Należą do pana.- Nie chcę ich.- To pomysł mojej żony.Nic nie odpowiedziałem.Marcia ostrzegała mnie, że tak właśnie będzie.Powiedziała: Jestjak kot.Stary nikczemny kocur.Będzie chciał zrobić z ciebie mysz.- Więc jest pan zawodowym tenisistą - ciągnął.- Nigdy dotąd nie widziałem na oczy tenisisty.- Twierdzi pan, że detektywi nie dostarczyli panu żadnych zdjęć?203- Wręcz przeciwnie.- Niedbale machnął fifką.- Przynieśli nawet film nakręcony w moteluBayside uwieczniający was oboje.Kamera była umieszczona za lustrem.Ale zdjęcia to nie tosamo.- Skoro pan tak mówi. Nieustannie lawiruje i zmienia taktykę - mówiła Marcia.- Spycha ludzi do defensywy.Natychmiast wyczuje, że domyślasz się, dokąd zmierza, i ani się obejrzysz, a zaprowadzi cięzupełnie gdzieś indziej.Jak najmniej mów, Stan.I pamiętaj, że cię kocham.- Zaprosiłem pana tutaj, panie Norris, ponieważ pomyślałem sobie, że powinniśmy odbyć takąmęską, szczerą rozmowę w cztery oczy.Sympatyczną pogawędkę dwóch cywilizowanychistot ludzkich, z których jedna ukradła drugiej żonę.Chciałem w pierwszej chwili coś odpowiedzieć, ale ugryzłem się w język.- Podoba się panu San Quentin? - zapytał Cressner, puszczając leniwie kółka dymu.- Nieszczególnie.- Jeśli się nie mylę, spędził pan tam trzy lata za kradzież z włamaniem.- Marcia o tym wie - odparłem i natychmiast pożałowałem swoich słów.Jak ostrzegała Marcia, tańczyłem, jak mi zagrał.Posyłałem mu miękkie loby, a onodpowiadał ostrą piłką.- Pozwoliłem sobie przestawić pański samochód - powiedział, wyglądając przez oknoznajdujące się po drugiej stronie pokoju.Tak naprawdę to wcale nie było okno, lecz cała ściana ze szkła.W środku znajdowały sięsuwane, szklane drzwi, a za nimi balkonik rozmiarów znaczka pocztowego.Dalej już tylkobardzo dużo świeżego powietrza.W samych drzwiach było coś bardzo dziwnego.Ale niewiedziałem co.- To bardzo przyjemny budynek - kontynuował Cressner.- Dobrze strzeżony.Ukryte kameryi te rzeczy.Kiedy dowiedziałem się, że jest pan już w westybulu, wykonałem telefon.Pracownik uruchomił pański samochód za pomocą krótkiego spięcia i odstawił wóz naparking publiczny, kilka przecznic dalej.- Spojrzał na modernistyczny zegar z tarczą wkształcie słońca, wiszący nad kanapką.- O dwudziestej dwadzieścia ten sam pracownikzadzwoni z budki na policję i powie o pańskim samochodzie.Najpózniej o dwudziestejtrzydzieści przedstawiciele prawa odkryją w zapasowym kole w bagażniku pańskiego autaponad sto osiemdziesiąt gramów heroiny.I od tej chwili będzie pan, panie Norris, kimścholernie poszukiwanym.Zrobił mnie na szaro.Choć starałem się zachowywać maksymalną ostrożność, stałem się dlaniego zwykłą zabawką.204- Tak właśnie będzie, jeśli nie powiem mojemu pracownikowi, żeby zapomniał o tymtelefonie.- A ja muszę tylko poinformować pana, gdzie przebywa Marcia - domyśliłem się.- Ale to nanic, panie Cressner.Po prostu nie wiem.Zaaranżowaliśmy to tylko ze względu na pana.- Moi ludzie ją śledzili.- Nie sądzę.Zgubiliśmy ich na lotnisku.Cressner westchnął, wyciągnął z lufki tlący się niedopałek i wrzucił go do krytej,chromowanej popielniczki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]